- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Liv Kristine "Deus Ex Machina"
Jestem wielkim fanem Theatre Of Tragedy, gdy się dowiedziałem, że ich wokalistka Liv Kristine wydaje solowy album, natychmiast pobiegłem do sklepu by go kupić. Jeszcze w chwili, gdy odpakowywałem kasetę z folii nie spodziewałem się, że Liv tak mocno oddali się od stylistyki Theatre Of Tragedy. Zniecierpliwiony włożyłem kasetę do odtwarzacza i zacząłem słuchać.
Pierwszy utwór, "Requiem" okazał się być krótkim kilkunastosekundowym wstępem do "Deus Ex Machina". Spokojny śpiew Liv i dziwny elektroniczny podkład po pewnym czasie zaniepokoił mnie, nie słyszałem żadnych gitar, żadnej perkusji, kompletnie nic! Im więcej słuchałem, tym bardziej byłem zaskoczony, "In The Heart Of Juliet" to miły dla ucha popowy utwór. Z kolei "3am" z gościnnym udziałem Nicka Holmesa z Paradise Lost bardzo przypominał ostatnią płytę tego zespołu "Host"! Dalej było podobnie: dziwne, prawie ambientowe kompozycje, poprzetykane popowymi pioseneczkami. Trzeba Liv przyznać, że gdy chce, potrafi stworzyć specyficzny niepokojący klimat, taki jak w "Deus Ex Machina" czy "Good Vibes Bad Vibes". Ogólnie jednak album może okazać się sporym szokiem dla fanów Theatre Of Tragedy.
Być może Liv miała ochotę poeksperymentować, ale mam nadzieję, że jej kolejna płyta (ma się ukazać już wkrótce) pokaże to ostrzejsze oblicze artystki, za które ją już od dawna cenimy.