- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Leprous "Bilateral"
To miejsce tonęło w półmroku. Drobny deszcz leniwie spływał, aby wsiąknąć w kwaśną glebę. Widziałem ich przez zapłakaną szybę, siedzących przy stole po środku izby w leśnej chacie. Duch Kobonga z Muzą Muse pili żółtawy napój, który polewał im Vegard Tveitan. Właśnie w tej chacie, która okazała się być zbudowana z desek i bali niegdyś tworzących ściany świątyni Bólu Zbawienia.
Wszyscy zwolennicy konkretnej i suchej informacji muszą mi wybaczyć, ale starałem się o Leprous napisać coś "normalnego" i za każdym razem padałem przygnieciony świadomością, że do tej kapeli będzie to pasowało, jak pięść do nosa. Bo co mam powiedzieć - że znalazłem band, który w swojej muzyce łączy obłęd Kobonga, jakiś rodzaj patosu i przebojowości Muse oraz młodzieńczą fantazję i emocje znane ze wczesnych płyt Pain Of Salvation? Takie mam skojarzenia, jak słucham płyty "Bilateral". Może ktoś będzie miał trafniejsze, ale ja już podążam za myślami, które pojawiły się przy pierwszym kontakcie z tym albumem.
Albo jak opisać to pomieszanie nabuzowanej ekspresji i melancholii w graniu Leprous? Mogę stwierdzić, że Einar Solberg śpiewa z taką mocą, jakby łykał izotop uranu 235. Wyjdzie na to, że nie tylko spożywa, ale także kontroluje reakcje łańcuchowe w reaktorze swojego aparatu mowy. Gitarzyści uwijają się jak mrówki robotnice. Noszą jakieś źdźbła traw, z których tkają później znakomite konstrukcje, ale zdarzy się im również podźwignąć coś znacznie cięższego. Sekcja rytmiczna przypomina pijanego kaprala, który na rozkaz natychmiastowo trzeźwieje i wali z pepeszy prosto między uszy słuchacza.
Muzyka na płycie "Bilateral" zamienia mnie w karzełka i wysyła sokoła wędrownego, ażebym mógł odlecieć na jego grzbiecie. Tak właśnie jest. Niekiedy fruniemy pod dziwnie spokojnym, bezchmurnym niebem (utwór "Mb. Indifferentia"). Częściej jednak zbierają się nad nami posępne chmury ("Thorn") i nawet zdarza nam się mknąć przez nie ("Restless" i "Bilateral") albo wręcz wpadamy w środek burzy ("Waste Of Air"). Czasem wzniesiemy się tak wysoko, aż brak tlenu w rozrzedzonym powietrzu sprawia, że prawie tracimy poczucie czasoprzestrzeni ("Aquired Taste" i "Painful Detour"). Bywa, że prądy powietrzne nami wstrząsają, mimo to chcemy pozostać w górze, aby obserwować zmienny krajobraz, daleko pod nami ("Mediocrity Wins"). Sokół nawet zabrał mnie na nocne polowanie wśród drapaczy chmur jakiejś metropolii ("Forced Entry"). Przekonałem się też, że niezły z niego akrobata ("Cryptogenic Desires").
Grzyb w ucho (patrz okładka) wszystkim, którzy narzekają, że nie ma ciekawych młodych zespołów, a wszystko to... co dobre, nagrywają sami starzy wyjadacze. Kufel psycho-lemoniady (ponownie patrz okładka) należy się Ihsahnowi, który znalazł sobie tak zacnych pomagierów do swojego solowego projektu (muzycy Leprous tworzą jego skład koncertowy) i pomógł im nagrać ich własną płytę. Ja również posączę jeszcze tej bilateralnej lemoniady, która daje mi wiarę, że jak tak dalej pójdzie, to następna płyta Leprous zabierze mnie za granicę stratosfery.
Materiały dotyczące zespołu
- Leprous
Bliżej im do amerykańskiego progrocka, czy progmetalu.
Nie jest to zespół grajacy klimatycznie. Raczej są to sprawni instrumentaliści. Na Bilateral czasami niebezpiecznie blisko
nu-metalu..brrr