- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Led Zeppelin "II"
Jakieś dziwne psychodeliczne dźwięki, odgłosy szczytowania, zawodzenia gitary i nagle kanonada perkusji, a zaraz po niej sekwencja znakomitych solowych zagrywek Page'a. Każdy, kto choć raz słuchał legendarnej audycji Piotra Kaczkowskiego "Mini-Max" z pewnością zna ten motyw doskonale. To najbardziej rozpoznawalny i chyba najlepszy fragment pierwszego utworu na płycie "Led Zeppelin II" - jednym z kamieni milowych muzyki rockowej.
Brytyjczycy nagrali ten album zaledwie kilka miesięcy po wydaniu debiutu, dzięki któremu wdarli się na szczyty list przebojów (co w roku 1969 nie było obciachem, jakim jest dzisiaj). I w opinii wielu krytyków i fanów "Dwójką" przebili "Jedynkę". Ja co prawda nie zgadzam się z tą opinią, nie zmienia to jednak w niczym faktu, że "Led Zeppelin II" jest krążkiem genialnym. Dziewięć kompozycji, opartych luźno na chicagowskim bluesie, jednak skrzących oryginalnością i świeżymi pomysłami, brawurowo wykonanych i wyprodukowanych przez samego Jimmy'ego Page'a w sposób nieosiągalny dla dzisiejszych speców od brzmienia.
Zaczyna się od "Whole Lotta Love", które prócz części wspomnianej już we wstępie zawiera jeden z lepszych riffów lat 60-tych. Robert Plant śpiewa o miłości cielesnej i robi to w sposób tyleż sugestywny, co przekonywający. Potem następuje "What Is And What Should Never Be", oparta na schemacie (wtedy jeszcze nie eksploatowanym tak, jak w latach późniejszych) spokojna zwrotka - ostry refren. Kompozycja pod koniec nabiera jeszcze większej dynamiki, dzięki prostym dźwiękom granym przez gitarzystę i wysokiemu śpiewowi frontmana. Trzecia kompozycja to intrygujący blues "Lemon Song" z mocno wyeksponowanymi partiami gitary basowej autorstwa Jonesa, który gra bardzo swobodnie i niekonwencjonalnie. Tematyka tekstów się nie zmienia: "Squeeze me baby, until the juice runs down my leg". Później jest spokojna ballada "Thank You", z dźwiękami organów, piękną solówką i słowami opowiadającymi i tym razem o sile miłości, ale tej bardziej duchowej. Dalej "Heartbreaker" - klasyczny hardrockowy kawałek ze znakomitym riffem, który zna chyba każdy fan muzyki. Szósta piosenka to motoryczny "Living Loving Maid", nawiązujący do "Communication Breakdwon" z debiutu. Po nim - "Ramble On", podobny pod względem konstrukcji do "What Is And What Should Never Be", z folkowymi zwrotkami, mnóstwem akustycznych gitar i tolkienowskimi tekstami. Przedostatni utwór to "Moby Dick", w większości wypełniony perkusyjnym solem Bonhama, które nie jest może specjalnie efektowne, ale z pewnością interesujące i nietuzinkowe (zwłaszcza że perkusista zamiast pałeczek użył gołych dłoni). Album zamyka klasyczny bluesowy "Bring It On Home". Plant gra na harmonijce i śpiewa zupełnie nie w swoim stylu, imitując bardziej wokalistów murzyńskich. Jednak w połowie piosenka zmienia się w bardzo zeppelinowy hard rock, by na koniec znów powrócić do czystego bluesa.
Te dziewięć kompozycji zdefiniowało niejako nowy styl w rocku i stało się niewyczerpanym źródłem inspiracji dla kolejnych pokoleń muzyków. I tylko szkoda, że Led Zeppelin już nigdy nie zbliżyli się do osiągniętego tu poziomu...
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
King Crimson "In the Court of the Crimson King"
- autor: Grzegorz Kawecki
Metallica "Master Of Puppets"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: Qboot
Pink Floyd "Wish You Were Here"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: GSB
- autor: Tomasz Klimkowski
Deep Purple "In Rock"
- autor: Annoporus
Black Sabbath "Master Of Reality"
- autor: Elwood