- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Lecter "Inside / Outside"
Różne opinie słyszałem już o "Inside / Outside". Jedni zarzucali Lecter zbyt nachalną nostalgiczność czy zbyt wyraźne naśladowanie swoich inspiracji, inni znowu zachwycali się, majacząc o objawieniu na polskim rynku. To, że kwestia gustu indywidualną rzeczą jest, odłóżmy chwilowo na bok i postarajmy się w miarę obiektywnie przyjrzeć nowemu materiałowi Romana Bereźnickiego oraz jego kapeli.
Prawda jest taka, że po włożeniu płyty do odtwarzacza pierwszą moją reakcją było pomyślane w duchu "co to kurde jest?!". To, co usłyszałem, skojarzyło mi się z marnym pogrywaniem rodem z MTV, mocno naznaczonym dziwnymi wpływami a'la Bon Jovi. "Co za syf" - pomyślałem. Na szczęście już drugi utwór zbił mnie delikatnie z tropu. Nie wiem, czy wybór "Help" na utwór otwierający płytę był trafny. Ten numer zupełnie odbiega od tego, co Lecter prezentuje w dalszej części albumu. Zwłaszcza, że zagłębiając się w muzykę z minuty na minutę coraz bardziej stawało się dla mnie jasne, że to nie jest zła płyta. Powiem więcej, ten materiał jest naprawdę bardzo dobry! Trzeba tylko mieć otwarty umysł i odpowiednio do niego podejść. Najlepsze jest to, że z utworu na utwór staje się coraz ciekawiej. Przebrnąwszy przez trzy pierwsze kompozycje, w tym singlowy "Morning", dotarłem do "I'll Come" i to właśnie tutaj zaczyna się prawdziwa przygoda z "Inside / Outside". W tym miejscu ujawniają się prawdziwe talenty muzyków do tworzenia niesamowitego klimatu, a nie oszukujmy się - to klimat jest tu najważniejszy. Widać inspiracje takimi zespołami, jak The Cure, Depeche Mode czy nawet, w pewnych momentach, późnymi dokonaniami Anathemy.
Nie znajdziemy na tej płycie popisów technicznych, solówek czy przesadnie pokręconych linii wokalnych. Tutaj wszystko jest proste jak budowa cepa, a co za tym idzie, w połączeniu z umiejętnym budowaniem nastroju, naprawdę ciekawe. Muzyka Lecter należy według mnie do gatunku tych, które najprzyjemniej słucha się w półmroku ze słuchawkami na uszach. Bardzo ciekawie prezentują się "Broke My Head" z wpadającymi w pamięć liniami wokalnymi, "Life Dice" z cure'owymi zagrywkami basowymi czy klimatyczny "Somewhere". Najbardziej zaskoczyła mnie jednak końcówka płyty, a dokładniej kawałek zatytułowany "Sign". Naprawdę świetny numer, kojarzący się chwilami nawet z klimatami lounge'owymi, ze świetnym refrenem i przejmującą partią solową na saksofonie. Płytę kończy zaś klawiszowy, lekko elektroniczny utwór "November", będący doskonałą odskocznią po sporej dawce melancholii zafundowanej na zakończenie krążka.
Jeśli miałbym podsumować zawartość "Inside / Outside", to jest to płyta trochę nierówna. Głównie ze względu na trochę dziwny, niezbyt udany wesołkowaty początek. Jednak cieszę się, że miałem przyjemność wrzucić ją do swojego odtwarzacza - chociażby dla bardzo dobrej drugiej części. Wszystkich "otwartych", lubiących czasami posłuchać czegoś nastrojowego, gorąco zachęcam do zapoznania się z tym albumem. Mimo wszystko niewiele mamy w naszym kraju takich zespołów, jak Lecter.
Materiały dotyczące zespołu
- Lecter