- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Landberk "Lonely Land"
Landberk i jego płyty należą niewątpliwie do zapomnianych muzycznych pereł wydawanych w latach dziewięćdziesiątych. Muzycy świadomie czerpali z tradycji rocka progresywnego lat siedemdziesiątych, ale zachowali przy tym oryginalność i własny, niepodrabialny charakter. Zresztą sam zespół stanowił o sile szwedzkiej "retro-progresywnej" sceny tego okresu, obok Anglagard czy Anekdoten.
Album "Lonely Land" został pierwotnie wydany w 1992 pod tytułem "Riktigt kta" z utworami śpiewanymi po szwedzku i bez, skądinąd świetnej, przeróbki "No More White Horses" z albumu "It'll All Work Out In Boomland" zespołu T2. Landberk oprócz omawianej płyty wydał jeszcze dwa studyjne dziełka: "One Man Tells Another" z 1994 roku - bardziej eksperymentalne, "crimsonowo zdyscyplinowane", z przeważającymi okołojazzowymi klimatami, bardziej oszczędne w melodiach niż debiut oraz uznane przez wielu, moim zdaniem jednak troszkę na wyrost, za opus magnum "Indian Summer"; dzieło o barwie popielu i beżu, lekko slow core'owe, będące na pewno interesującą mieszanką art- i post rocka, całe zanurzone w melotronowych pasażach i co ciekawe zupełnie różniące się od poprzednich wydawnictw Szwedów! Dyskografię uzupełnia też album koncertowy "Unaffected" będący, tu kolejna ciekawostka, koncertowym wykonaniem albumu "Lonely Land", ale z wokalami po szwedzku, zupełnie jak na "Riktigt kta". Dodatkowo wykonano wtedy utwór "Afterwards" z repertuaru Van Der Graaf Generator oraz "Rememberence" z drugiego albumu studyjnego; na koniec płyty czeka na nas "Undrar om ni ser" czyli na nowo nagrana, szwedzkojęzyczna wersja utworu "Lonely Land". Poważnym mankamentem tej płyty jest nieszczególna, bliska bootlegowej, jakość dźwięku, co niestety nie pomaga w dobrym odbiorze muzyki i nie wyróżniające się niczym szczególnym wersje utworów znanych z płyt studyjnych.
Pierwsze co uderza słuchacza przy kontakcie z "Lonely Land" to niewątpliwie niezwykły nastrój, pełen nostalgii, przywodzący na myśl złote czasy znane z płyt King Crimson (niesamowite melotronowe pasaże), T2 (przeróbka "No More White Horses" to potwierdza), Indian Summer czy pierwszych płyt Eloy. Nie ma tu mowy o jakieś wtórności, gdyż jest to raczej pewna sentymentalna muzyczna podróż w czasie i na pewno skuteczna ucieczka przed muzycznym kiczem serwowanym przez zespoły tzw. fali neoprogresu z Pendragonem czy Areną na czele. Cały album sprawia wrażenie niesamowicie przemyślanego i świadczy o dojrzałości muzyków. Ta ostatnia przejawia się też w oszczędnych doborze środków, co widać szczególnie w otwierającym całość "Waltz Of Dark Riddle" gdy po otwierającej partii fletu wchodzi skromny mellotronowy podkład i wokal, wrażenie niesamowitości dodatkowo potęguje raptem kilka dźwięków granych na fortepianie. W takim "The Tree" dzieje się tyle, że aż trudno to ogarnąć, od lekko kraut rockowego intro, przez mellotronowe pasaże, partię wokalną budzącą niezbyt nachalne skojarzenia z Peterem Hammillem z VDGG, dalej z niezwykle delikatnym śpiewem Patrica Helje w środku utworu, aż po ostrzejszy finał. "Pray For Me Now" to kolejny świetny, niemal hard rockowy numer z bardzo delikatną i melodyjną codą. "Song From Kallsedet" to jeden z najpiękniejszych utworów Landberk w ogóle, niezwykle delikatny instrumental, z interesującą partią gitary Reine Fiske. Swoją drogą w tym utworze ujawnia się jego niezwykła wyobraźnia muzyczna, gdzie przy pomocy kilku dźwięków potrafi wyczarować zapadającą w pamięć, cudowną melodię. "No More White Horses" to, jak wspomniałem, przeróbka kompozycji zespołu T2 i kto wie czy nawet nie przewyższająca oryginalnego wykonania. "You And I" to kolejna świetna kompozycja, napięcie rośnie tutaj z każdą sekundą, aż po niesamowity finał, gdzie w cudowny sposób uzupełniają się w budowaniu linii melodycznej flet, gitara i melotron, a na końcu pałeczkę przejmuje pianista w niezwykłej, pełnej uczucia partii. Tytułowy "Lonely Land" można śmiało uznać za takie małe arcydzieło, partie poszczególnych instrumentów są świetnie (choć stosunkowo oszczędnie) zaaranżowane. Warto dodać, że niezwykle piękne, urzekające melodie pojawiają się tutaj czasem tylko na moment, by potem zniknąć i być zastąpione przez kolejne, co potęguje wrażenie bogactwa tej muzyki przy pełnym ascezy akompaniamencie. Upewnia to słuchacza, że w żadnym razie nie ma tutaj mowy o doborze przypadkowych dźwięków, że wszystko jest dokładnie przemyślane, jak choćby krótkie solo na perkusji w okolicach 7 minuty, po którym wchodzi bas, który swoim pulsem prowadzi nas do finału, krótkiego, bo raptem trwającego niewiele ponad minutę, ale sprawiającego niesamowite, wręcz porażające wrażenie.
Wspaniała płyta, świadectwo niezwykłego talentu, ale też dowód, że można, grając rock progresywny w solidnym oparciu o tradycję, stworzyć coś niezwykle świeżego i fascynującego, pomimo wrażenia podróży w przeszłość.
Materiały dotyczące zespołu
- Landberk