- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Lacrimosa "Stille"
REWELACJA! Po prostu rewelacja! I na tym ta recenzja zakończyć się powinna. W moim skromnym słowniku nie ma takich wyrazów, które mogłyby oddać piękno i energię zawartą w "Ciszy". A w takiej ciszy to mogłabym nawet oddać ostatnie tchnienie...
Po dwóch latach milczenia (nie licząc oczywiście mini CD "Stolzes Herz" ;) ukazał się nowiutki, zniewalająco piękny materiał niemieckiego duetu. Już od pierwszych taktów nie miałam wątpliwości, że Lacrimosa poszła w zdecydowanie dobrym kierunku. Czego jak czego, ale odmówić panu Tilo Wolffowi talentu nie można. Co tyczy się również lubującej się w skórzanej bieliźnie, pani Anne Nurmi (powalające "No every pain hurts"... Niemka śpiewająca po angielsku z akcentem francuskim... To naprawdę trzeba usłyszeć). Płyta pełna pięknych pasaży, ciągłych zmian tempa i nastrojów, niesamowitej ilości nagromadzonych brzmień (choćby "Die Strasse der Zeit" ;) i doskonale zaaranżowana, do czego Lacrimosa zdążyła nas już przyzwyczaić. Chóry na przemian z rzężąco- charczącym głosem Tila, anielskie wokale pełnej spokoju i harmonii Anne, gitarowe riffy wraz ze skrzypcami i czystym brzmieniem fortepianu. A całości dodaje smaku poetycki hochdeutsch...
Chyba jest zbyt wcześnie, by obwoływać "Stille" płytą roku, ale z czystym sumieniem można napisać, że jest to niewątpliwie płyta pierwszego kwartału Roku Pańskiego 1997.