- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Lacrimosa "Sehnsucht"
"Sehnsucht" czyli "Tęsknota". Na tę płytę zespół Lacrimosa kazał czekać aż cztery lata - od wydania poprzedniego albumu, zatytułowanego "Lichtgestalt". Gdy spoglądamy na okładkę, widzimy nagą kobietę na koniu pośród ogniska. To znana z poprzednich krążków Elodia, którą uśmiercono na wydawnictwie nazwanym jej imieniem. Wygląda na to, że tęsknota zwyciężyła nawet śmierć. A z drugiej strony mamy postać arlekina podkładającego ogień (zapewne tejże tęsknoty) płonącą pochodnią.
Album otwiera najdłuższy tytułowy numer, trwający trochę ponad osiem minut "Die Sehnsucht In Mir". Słyszymy partie orkiestrowe, muzyka płynie w wolnym tempie w towarzystwie metalowych riffów. Początek więc wyśmienity. Dalej dynamiczny, niezwykle melodyjny kawałek "Mandira Nabula". Podobnym rockowym wykopem charakteryzuje się "Feuer" z dziecięcym chórem w refrenie. Mnóstwo tu energii i melodii. Mamy także tradycyjnie dwa nagrania z angielskim wokalem Anne Nurmi, czyli "A Prayer for your Heart" oraz "Call Me with the Voice of Love". Niczym specjalnym się nie wyróżniają, ale balladowa konwencja jest w nich zachowana. Wszystko, czym charakteryzuje się Lacrimosa, w swojej typowej postaci można usłyszeć w "Der Tote Winkel". Kolejna porcja energetycznego i chwytliwego gotyk rocka zawarta jest w pozycji "I Lost My Star in Krasnodar", z jedyną solidniejszą solówką gitarową na tym krążku, ale nie z tych przeszywających. Oprócz tego Tilo śpiewa tu po angielsku, co nie jest zbyt częstym zjawiskiem.
Oczywiście są też perełki. Pierwsza to "A.u.S". Spokojne nagranie, gdzie główną rolę odgrywają klawisze i przejmujący głos Wolffa, a także orkiestrowe partie. W sumie cały czas płynie piękny motyw, od którego trudno się oderwać. Druga perła - "Die Taube", w podobnym melancholijnym klimacie. Pianino, orkiestra i wokal na wstępie. Dalej trąbka solo, organy, śpiew Anne i Tilo w duecie. Wreszcie symfoniczne zakończenie z uwypukloną partią klawiszy. Utwór porusza swoim smutkiem. Płytę zamyka "Koma". Również charakterystyczna dla grupy kompozycja. Wokalnie najpierw Tilo gdzieś biegnie jakby truchtem w towarzystwie riffów na orkiestrowym tle. Dopiero w okolicach trzeciej minuty robi się magicznie. Muzyka zaczyna sunąć i słychać zdecydowanie gitarę. Finał to powrót do początkowego tematu z symfonicznym wybrzmieniem na pożegnanie.
Tak naprawdę na "Sehnsucht" praktycznie prawie nie ma solówek gitarowych, które zawsze były wyraźnym elementem brzmienia grupy. Zespalały różne formy w zwartość tematyczną i porywały swą magią. Przez to album jest zdecydowanie prostszy. Bardziej melodyjny i dynamiczny. Choć zachowuje wypracowany do tej pory niepowtarzalny styl ekipy. Wiadomo, że jak się było na szczycie ("Stille", "Elodia", "Fassade"), trzeba w końcu z niego zejść. Nie można przecież wiecznie nagrywać super albumów. Jeżeli znacie wszystkie lub prawie wszystkie płyty Lacrimosy, to ten materiał też należy poznać. Natomiast jeśli ktoś nie przyswoił sobie jeszcze zbyt dobrze twórczości tej formacji, właśnie od "Sehnsucht" może rozpocząć tę znajomość. A potem prawdopodobnie sięgnie do poprzednich tytułów. Bo ta muzyka jest jak głębia - wciąga.