- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Lacrimosa "Fassade"
Po pierwszym przesłuchaniu, nowa płyta Lacrimosy wydała mi się powolna i monotonna. Jednak za każdym kolejnym odtworzeniem zauważałem w niej coraz to nowe elementy, aż w końcu doszedłem do wniosku, że "Fassade" to naprawdę dobry album. W jakieś trzy tygodnie po pozyskaniu Lacrimosy, zakupiłem nowe dzieło "zespołu, który najlepiej łączy elementy rockowe z klasycznymi" - Therion. Właśnie wtedy gwiazda "Fassade" jeszcze pojaśniała, a ja zapragnąłem opisać tę płytę w samych superlatywach.
Tilo Wolff kazał nam czekać na swoje nowe dzieło dosyć długo, ale jak się okazuje, tyle właśnie czasu potrzeba, aby stworzyć coś nowatorskiego. Prawdziwą nowością na "Fassade" są chóry. Wprawdzie były już obecne w utworze "Sanctus" na "Elodii", jednak na nowej płycie nabrały zupełnie nowej jakości. Przede wszystkim zatrudniono profesjonalnych śpiewaków, a głosy dobrano idealnie. Co więcej, chóry śpiewają różnorodnie, w zależności od nastroju utworu. Raz słychać jedynie delikatne dźwięki, innym razem ukazuje się nam prawdziwa potęga tych głosów.
Takich różnic nie doświadczymy na przykład na nowym wydawnictwie Therion, gdzie chóry prowadzone są niezmiennie we wszystkich utworach. Na "Fassade" również bardziej niż na "Elodii" rozbudowane jest instrumentarium. Na brzmienie płyty składa się bardzo dużo dźwięków. Smyczki, trąbki, bębny i gitary otaczają słuchacza ze wszystkich stron. Ciekawostką jest, że na przykład w drugiej części utworu tytułowego występują wyłącznie instrumenty klasyczne. Świadczy to o talencie kompozytorskim Wolffa, który może się obejść bez sekcji rytmicznej.
Anne Nurmi również popracowała nad sobą. Na plus można jej zaliczyć to, że chyba nauczyła się angielskiego i śpiewanie w tym języku wychodzi jej znacznie lepiej niż to drzewiej bywało (aczkolwiek nadal nie każdemu spodoba się jej głos). Partnerka Wolffa sama napisała też utwór "Senses", który odbiega brzmieniem od reszty płyty, ale stanowczo do niej pasuje.
Starzy fani zespołu pewnie czują się trochę zaniepokojeni tyloma nowościami. Niepotrzebnie. Lacrimosa nadal pozostaje Lacrimosą, a słychać to choćby po charakterystycznym głosie Tila i utworach takich jak "Der Morgen danach" czy "Warum so tief". Dla wielbicieli starych płyt zespół przygotował "Liebesspiel", w którym nie brakuje ostrych gitar, szybkiej perkusji i... niedwuznacznych tekstów.
Uważam "Fassade" za płytę bardzo dobrą. Szczególnie zaś cieszy mnie fakt, że Lacrimosa cały czas się rozwija. Dzięki temu mogę mieć nadzieję, że kolejna płyta będzie jeszcze lepsza. Dla niej zostawiam najwyższą ocenę.