- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
recenzja: Kyuss "Blues For The Red Sun"
Album "Blues For The Red Sun" to kolejny krok Kyuss do doskonałości, jaką niewątpliwie (przynajmniej dla mnie) było kolejne wydawnictwo tej kapeli - "Welcome To Sky Valley". To jednak inna historia. Zajmijmy się na razie drugą płytą Kyuss, płytą którą z pełną odpowiedzialnością można nazwać "desert rockową". Skąd ta pustynia? Otóż członkowie rzeczonej kapeli ukochali sobie to miejsce i jak wieść niesie, często tam tworzyli i dawali koncerty. Tak niesamowite miejsce musiało wywrzeć wpływ na ich twórczość i niewątpliwie wywarło. Słuchając "Blues..." można naprawdę poczuć się tak, jakbyśmy tam byli, oślepieni słońcem, mając w zębach wszędobylski piach. Na albumie słyszymy już to charakterystyczne, niepowtarzalne brzmienie, będące wynikiem przestrojonych do C gitar oraz połączonych sił podkręconych do oporu wzmacniaczy Ampeg i Marshall.
"Blues..." to logiczna konsekwencja pierwszej, surowej płyty "Wretch", lecz również jej znaczące rozwinięcie. Dużo więcej tu długich "improwizacji", rozjechanych brzmień i zakręconych, płaczliwych solówek Homme'a. Całość jest jednak bardzo spójna i wprost przygniatająco potężna. Oczywiście króluje tu duch Black Sabbath i mamy kolejny dowód na to, czym byłaby muzyka bez riffów Tony'ego Iommi. Najmniej ważne są na tej płycie teksty, jest tu wiele instrumentalnych pozycji, a nawet jeśli John śpiewa, to albo nie można go kompletnie zrozumieć (słów utworu "Mondo Generator" nie rozumieją nawet Amerykanie), albo jego głos służy jako kolejny "pustynny" instrument (choćby we "Freedom Run").
"Blues For The Red Sun" to album bardzo ważny ze względu na fakt ujawnienia sie na nim w pełni talentu Josha Homme'a. O ile umiejętności kompozytorskie i wirtuozerskie perkusisty Branta Bjorka były wyraźne już na "Wretch", o tyle dopiero na "Blues..." zabłysnął Josh. Na szczęście nie było to jego ostatnie słowo...
a że w ostatnich dniach saharyjski piasek/kurz/pył fruwa w powietrzu nad Polską, to można poczuć się (prawie)jak.. no wiadomo.
a jak nie- zawsze można pojechać sobie na Pustynie Błędowską ;p
Szkoda że RaMoNe nie zrecenzował splitu "Kyuss/Queens Of The Stone Age" z 1997 roku. Również dobra rzecz. Płynne przejście z ery Kyuss w erę QOTSA. Należę do tych co właśnie najpierw poznali QOTSA i dopiero później chcąc poznać ich korzenie poznałem Kyuss. W liceum mogłem słuchać "Blues For The Red Sun" bez przerwy. Dla Josha to zresztą do dzisiaj jedno z dwóch szczytowych osiągnięć na równi z queensowym "Songs For The Deaf".
zespół legenda, album legenda.
Materiały dotyczące zespołu
- Kyuss
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Armia "Antiarmia"
- autor: Mary SAy
Queens Of The Stone Age "R"
- autor: RaMoNe