- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Krusher "Born To Krush / Keep On Krushin'"
Krusher powstał w końcu 2002 roku i w początkowym okresie działalności zajmował się głównie "przerabianiem" klasycznych kapel takich jak Judas Priest (przeróbki "Breaking The Law", "Grinder" czy też "Electric Eye"), Manowar ("The Gods Made Heavy Metal") czy Black Sabbath ("Paranoid"). Wkrótce, w ślad za coverami, poszły także własne kompozycje i w efekcie do moich rąk trafiły dwie płyty demo kapeli: "Born To Krush" wydana w 2003 roku oraz "Keep On Krushin'" z 2004 roku.
Krusher nie jest zespołem, który podchodzi do muzyki w sposób eksperymentalny czy finezyjny. Jest to kapela bardzo mocno "siedząca" w klimatach klasycznego heavy i power metalu, przede wszystkim spod znaku dwóch z trzech wcześniej wymienionych kapel, czyli Judas Priest i Manowar. Solidne, raz utrzymane w średnich tempach, innym razem bardziej dynamiczne granie, oparte na riffach, wspieranych przez prostą, ale konkretną sekcję oraz melodyjnie śpiewający wokalista, który nieraz zahacza o wyższe rejestry. Do tego mamy teksty, które niestety niespecjalnie dobrze kojarzą mi się z Manowarem (jako przykład refren jednego z numerów: "Crush - we want to crush / We want to crush / 'cause we are Krusher") i z pewnością nie jest to moja stylistyka tekstowa. Wracając do muzyki: pierwsza demówka to trzy utwory, z czego dwa autorskie i jeden cover. Co uderza w przypadku własnych kompozycji kapeli, to prostota aranżacyjna, która niestety nie jest tu plusem. O ile nie razi to tak bardzo w krótkim i dynamicznym "Live To Ride - Ride To Live", to w sześciominutowym "Heavy Metal Krusher" już tak. W efekcie najlepszym numerem na tej płycie jest zagrane z czadem i z jajem, nieśmiertelne "Born To Be Wild". Znacznie lepiej prezentuje się drugie demo: siedem numerów i blisko trzydzieści minut grania. Grania, które przede wszystkim jest bardziej urozmaicone i nie ma tu już monotonnego "łupania" jednego riffu. Jest ciekawiej, są swobodne zmiany tempa, parę fajnych akcentów, jak choćby szeptany wstęp w "Hell's Angel", akustyczne otwarcie i zamknięcie "One More (...and Rock'n'Roll!)" czy dowcipne zakończenie w "Final War", które przechodzi w kończący płytę ukryty bonus w postaci legendarnego "Breaking The Law". A najciekawszy numer na płycie to świetne "The Kiss Of Leech": wolne i ciężkie na początku, na koniec zmieniające się w thrashową miazgę. Natomiast nie ma zbytniej poprawy w sferze tekstów - znów przykład, tym razem z "Final War": "So take your shield! / Take your sword! / Now it's time for final war (...) Now it's time to conquer the world"...
W sumie mamy do czynienia z rasowym i klasycznym metalowym graniem, które pewnie znajdzie swoich odbiorców. A że trudno w przypadku muzyki "krusherowców" użyć słowa o bardziej pozytywnym wydźwięku niż "solidne", to inna rzecz...
Materiały dotyczące zespołu
- Krusher