- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Kruk "Before He'll Kill You"
Kruk nagrał płytę genialną. I bynajmniej nie chodzi tu o oryginalność czy jakąkolwiek formę pomysłowości. Nic z tych rzeczy, a wręcz przeciwnie. "Before He'll Kill You" to album do bólu wtórny, wysadzany do przesady patentami po stokroć wypróbowanymi w zmierzchłych epokach. Więc o co w zasadzie chodzi? Skoro to kolejna z wielu aktualnie wydawanych na świecie płyt, na której nie ma ani jednego dźwięku, którego już ktoś by nie zagrał? Ano na ten przykład, że Kruka - zgodnie z zasadą inżyniera Mamonia - fantastycznie się słucha. I to pod każdym względem, od początku do końca.
Kruk gra klasycznego hard rocka. I to takiego sprzed trzech, czterech dekad. Takiego spod znaku Dio, Black Sabbath z tymże wokalistą w składzie, Kiss czy - chyba przede wszystkich - Deep Purple z czasów płyty "Perfect Strangers". I żeby było śmieszniej, we wszystkich z dziewięciu bardzo dobrych zresztą utworów zamieszczonych na tej płycie, słychać nie tylko każdy z tych zespołów, ale i wiele, naprawdę wiele więcej.
Weźmy pod uwagę zaczynającą album "Lady Chameleon" - toż to ewidentny "Neon Knight"! W lekko zwolnionym tempie i z trochę zmienionym riffem. "Be a Dream" - klasyczne Purple z lordowskimi organami w tle i klawiszową solówką w stylu Camel (przypomnijcie sobie rewelacyjny koncert "Pressure Points"). Nieco starszych Purpli, bo takich z pierwszej połowy lat 70-tych, słyszymy w "The Guillotine". A progresywność i gwałtowne wymiany różnych tematów w tym utworze przywodzą na myśl niektóre dokonania Kansas czy Queen (ale też Scorpions, Uriah Heep, UFO, Thin Lizzy, Wishbone Ash!). "Reality" ma w sobie coś z "Fragile" Stinga albo jednego z bluesów Gary'ego Moora z dopełnieniem w postaci klawiszowego sola a la Rick Wright ("Shine On You Crazy Diamond", "Wearing The Inside Out").
"The Escape" spokojnie na swojej płycie "Tyranny Of Soul" mógłby zamieścić niejaki Bruce Dickinson tudzież inny klasyk heavy metalu. To samo tyczy się epickiego "Dream Just A Dream" (to jeszcze Judas Priest czy już Iron Maiden?) z iście gilmourowym solem w środku.
Z kolei "Paranormal Power Lasts" zaczyna się niczym jedno z tych bardziej chorych uzewnętrznień Kinga Diamonda, a "Out Of The Body" to wypisz wymaluj "Love Gun", "Magic Touch", "Black Diamond" albo inny hołd dla Kiss.
Całość kończy utwór tytułowy, a to z kolei taka kwintesencja albumu "Heaven and Hell" Black Sabbath: trochę "Heaven and Hell", trochę "Lonely Is The Word" czy "Die Young". Niby taki miszmasz, groch z kapustą, a słucha się wybornie. Więc pytam kolejny raz, co jest grane?
Dostaję rocznie do przesłuchania kilkadziesiąt takich produkcji, jak "Before He'll Kill You". Większość z nich jest koszmarnie wtórna, nudna, beznadziejna i od razu ląduje na Allegro albo na półkach znajomych. Bo ileż razy można słuchać setnej kopii Dio, Sabbathów, Purpli, Maidenów itd., której inspiracje - pomimo upływu kilku dekad - biją na głowę wszystkie podróbki (i może dlatego to są właśnie wielkie zespoły?). Z Krukiem jest jednak inaczej. Bo niby to stara muzyka, w której zrobiono już wszystko, a jednak zagrana jest w taki sposób (nie ma tu co kryć: prosto i bez zbędnego przekombinowania - czyli w tym wypadku możliwie najlepiej), że jej słuchanie sprawia po prostu olbrzymią radość.
Weźmy np. na tapetę wokale Tomasza Wiśniewskiego. Nikogo raczej nie trzeba przekonywać, że wzoruje się na Dio. Bo to z miejsca słychać. Ale kto z nas nie lubi sobie odpalić "Holy Diver" ze starego winyla? Kogo z nas nie cieszył widok japy Ronniego w "Kostce przeznaczenia"? No właśnie, jak można nie lubić Dio? Do tego tak zaśpiewanego, że zamiast zniesmaczenia wywołanego kolejnym wokalistą, któremu czas zatrzymał się w 1983 roku, czujemy nieodpartą pokusę ustawienia pokrętła głośności w starej, dobrej Unitrze na full. To samo tyczy się gitar (Gilmour, Blackmore, Iommi) czy klawiszy (Lord, Wright).
I właśnie taki jest cały Kruk. Na pewno do odkurzenia duchów przeszłości, niekoniecznie do szukania nowych pomysłów i wrażeń. Bo tutaj są wyłącznie te stare.
Płyta dostępna jest w dwóch wersjach językowych. Akurat od rzetelnego źródła usłyszałem, żeby przypadkiem nie tykać tej polskiej. Więc nie tykam. A żeby było ciekawiej, mój egzemplarz dorwałem na półce z promocjami w jednym z marketów za... 9,99 zł. Całości dopełnia okropna okładka.
Dla fanów gatunku: 10 na 10. Dla tych, którzy chcą posłuchać dobrej, niezobowiązującej muzy, idealnej do wyluzowania się, jazdy samochodem czy na koncert z przelewającym się browarem w barze: 10 na 10. Na tle tego, co aktualnie gra się na świecie: pół na pół, 5 na 10. Średnią znajdziecie w ocenie końcowej.
Materiały dotyczące zespołu
- Kruk
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Black Sabbath "Born Again"
- autor: Paweł Kuncewicz
- autor: Szymon Wroński
Exodus "Shovel Headed Tour Machine: Live At Wacken And Other Assorted Atrocities"
- autor: Megakruk
Vader "Necropolis"
- autor: Megakruk
Trauma "Archetype of Chaos"
- autor: Katarzyna "KTM" Bujas