zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 21 listopada 2024

recenzja: Krisiun "The Great Execution"

1.01.2012  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Krisiun
Tytuł płyty: "The Great Execution"
Utwory: The Will To Potency; Blood Of Lions; The Great Execution; Descending Abomination; The Extremist; The Sword Of Orion; Violentia Gladiatore; Rise And Confront; Extincao em Massa; Shadows Of Betrayal
Wykonawcy: Alex Camargo - gitara basowa, wokal; Moyses Kolesne - gitara; Max Kolesne - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Century Media Records
Premiera: 1.11.2011
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Są takie chwile w życiu młodego wywrotowca, które zmieniają całkowicie jego pojęcie na temat muzycznej ekstremy. Jakkolwiek młodość mam już raczej za sobą, jednakowoż nigdy nie zapomnę infernalnych wrażeń i diabelskiego piętna, jakie odcisnęły na mojej percepcji choćby takie dzieła jak, "Legion" czy "Deicide" autorstwa trójcy Asheim - Hoffmann - Benton. Dlaczego akurat te płyty? Cóż, bezkompromisowość i infekcyjna postawa okazały się jakiś czas po ich wydaniu satanistycznym ojcem i matką brazylijskiego potwora prosto z krainy Rio Grande do Sul, czyli płyty "Black Force Domain" ekipy trzech braci Kolesne (w tym jednego Camargo, jak kto woli) oraz ich sławnych pobratymców z Rebaeliun, dzierżących w łapach widły takich tytułów, jak mini "At War" czy "Burn The Promised Land". Wszystko to wydarzyło się łącznie na przestrzeni 9 lat i na zawsze zdefiniowało moje własne preferencje w obrębach satanic - death metalu, którego dewizą w tym czasie nie było być może zbytnie pieszczenie się z robotą studyjną, ale duszne, techniczne, przy tym niezmiennie demoniczne, napędzane "Belzeboobem" natężenie, z którego zagęszczonej struktury co rusz wyzierały kozie łby, smród siary i obrazoburcza antyikonografia. Przyznacie, że miało to swój niepowtarzalny urok, powodujący jedno wspomnienie po tych świetnych latach - klasyka! Z tym bagażem wspomnień i nostalgii chwytam najnowszą płytę Krisiun "The Great Execution" i stwierdzam, że zachwyci zapewne wielu z tzw. nowszej, bardziej otwartej generacji fanów metalu, lecz tak naprawdę jest jedynie mglistym ogarkiem, powoli tlącą się iskierką, dogasającą pozostałością "pandemonicznego" pożaru, jaki blisko 20 lat temu Krisiun wzniecili za pomocą swego debiutu i taśm demo.

Już przy okazji poprzedzającej "The Great Execution" płyty "Southern Strom", pomimo zachwytów naszych wielkich opiniotwórczych portali, stwierdziłem iż Krisiun powoli zaczynają robić, to czego ojciec Szatan zabronił im już w czasach ich narodzin. Uginają się pod naporem metalowej opinii publicznej, zarzucającej im napinanie muskułów w jeden rytm i nagrywanie wciąż to nowych patentów. Co za tym idzie bracia rozpoczęli etap upraszczania swoich kompozycji, polerowania ich do granic możliwości i czynienia ich bardziej catchy na "sepulturowatą", przyspieszoną blastem modłę z okresu "Chaos A.D.". Nie chodzi mi o tu bynajmniej, że nagrali na tej płycie cover piosenki Cavalerów, ale o samo brzmienie "Południowej Burzy" i rozwiązania w materii riffów wprost zaczerpnięte z tej produkcji. Ok, pomyślałem - może tak tytułując krążek i nagrywając w ten sposób dźwięki oddają po prostu hołd brazylijskiej klasyce metalowej i wszystko wróci do normy. Tymczasem okazuje się, że był to jedynie wstęp do dalszego coming outu z własnej piekielnej kolebki w stronę rozwiązań przystępniejszych, melodyjniejszych i - co tu dużo mówić - z mojego punktu widzenia nieco łagodniejszych.

"The Great Execution" zaiste wart jest swego tytułu, ale przede wszystkim w wymiarze maestrii wykonawczej i kompozycyjnej. To, co bracia odwalają na tym krążku, traktować należy w kategoriach mistrzostwa świata w opanowaniu swoich instrumentów. Nie jest to żadne novum w ich przypadku, bo każde dziecko wie, co za garami wyczynia Max Kolesne i jak w dziecinny sposób Moyses Kolesne napędza struny swej gitary w trybie 666 km/h. Do tego dodajmy klinicznie przejrzystą produkcję i nikt obojętnie przejść obok tego "produktu" nie może. Album rozpoczyna akustyczne wejście apokaliptycznej gitary flamenco i monumentalne, pompatyczne uderzenia "The Will Of Potency", z wolna przechodzące w "grobowcowe" pateny melodyczne i atak Maxa na podwójnym blaście. Zadziwia także solówka, która swoją manierą przywodzi na myśl bardziej klasyczne rozwiązania heavymetalowe niż to, czym zwykł siekać death - thrash metal. "Blood Of Lions" jest z kolei krokiem w stronę jeszcze bardziej przebojowego grania. Toczy się raczej w średnich tempach, zadziwia zwrotami akcji i charakterystycznym, rytmicznym motywem głównym, zaś skandowany wręcz refren niechybnie uczyni go zadowalaczem publiki podczas występów live.

Prawdziwym majstersztykiem okazuje się też kawałek tytułowy, który nie dość że przypomina stare, dobre czasy, to jeszcze rozwala środkowym, piekielnym przyspieszeniem perkusyjno - gitarowym i częścią "outrową" z wyjącymi slayerowatymi gitarami (vide "South Of Heaven"). Całkowicie rozpłaszcza za to "Extremist", wijący się w mistrzowskim rozstrzeliwaniu blastami oraz rozchwianą, bujającą pracą gitary przelatującej na zmianę dwoma kanałami głośnikowymi. Szpony lizać. Dalej znajdujemy i kolejny element gitarowej akustycznej bajki. Ostatnie momenty trwania "The Sword Of Orion" ponownie sprawnie wplatają elementy hiszpańskiej melodyki w rytmiczną pracę całej sekcji, wprowadzając elementy nawet rozmarzenia i zadumy. Przed nami jeszcze bardzo ciekawy "Extincao em Massa", gdzie rozblastowany, co ciekawe, punk w typie "Dictatorshit" Sepy łączy się w pewnym momencie z nawet nie growlem, a raczej "czegewerowym" darciem japy. I na koniec prawdziwie zniewalający, ponad ośmiominutowy i niemal całkowicie instrumentalny pokaz umiejętności muzyków Krisiun - "Shadows Of Betrayal", który z powodu epickiego zacięcia spokojnie mógłbym nazwać ich deathmetalową wersją takich popisów, jak "Orion" czy "The Call Of Ktulu". Rewelacja!

Mimo tego znaczącego rozwoju muzyki Brazylijczyków, czegoś mi tutaj jednak brakuje. Brakuje przede wszystkim piekła. Po "Southern Sotrm" i "The Great Execution" Krisiun nie jawią się już jako brodate istoty z czarcim rodowodem czy bezkompromisowe komando ochrzczone diabelskim wytryskiem przez Glena Bentona lata temu. Słuchając tego materiału mam wrażenie obcowania ze świadomymi kompozytorami, którym tym razem bardziej niż na własnym rodowodzie zależało na stworzeniu dzieła życia, którego rozpatrywanie tylko w kategoriach satanic - death metalu byłoby nieporozumieniem. "The Great Execution" więc to już nie tylko majstersztyk metalu, ale muzyki w ogóle, który ma dużą szansę dotrzeć do szerszej niż zwykle publiki. Przyznaję się, że po pierwszym przesłuchaniu chciałem sobie popierdolić w recce, jak chybione jest to w tym wypadku rozwiązanie, ale po prostu... za którymś tam odsłuchem rozpuściłem się w zajebistości kompozycji, które ta płyta zawiera. Prześwietne czasy "Black Force Domain" zapewne nigdy już nie powrócą i muszę przejść nad do porządku dziennego, nad faktem, że obecne oblicze Canarinhos to już nie tylko rzecz dla elitarnego grona ekstremistów spod znaku kopyta, szpady i kosmatej fujary. Póki co, metalowe dzieło roku 2011 r. Dziewiątka się należy, bo brak przynajmniej odrobiny starego Lucyfera muszę z zasady ukarać odjęciem jednego punktu.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Krisiun "The Great Execution"
minus
minus (wyślij pw), 2018-02-03 15:00:31 | odpowiedz | zgłoś
Wspaniała, majestatyczna płyta. Miażdży wszystko na swojej drodze jak walec.
A ja mam problem z tą płytą...
bandrew78
bandrew78 (wyślij pw), 2012-01-12 21:45:17 | odpowiedz | zgłoś
... bo nigdy jakoś nie mogę jej przesłuchać do końca za jednym zamachem. Za długi ten materiał, mam wrażenie, że bracia Kolesne/Camargo nie mieli pomysłów na aż taką dawkę muzyki. I chociaż death metal nie musi być dla mnie tylko ultraszybki i ultrabrutalny (Hail Asphyx!, Hail Bolt Thrower!, Hail Grave!), to Krisiun ceniłem właśnie za moc, bezkompromisowość i napierdzielanie na całego ku czci Wiadomo Kogo. Ten wolniejszy, bardziej wyważony Krisiun już na mnie takiego wrażenia niestety nie robi. Ale mając na uwadze reckę dam im jeszcze szansę.
Jak napisałem w
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2012-01-06 10:30:40 | odpowiedz | zgłoś
recce, po pierwszych kilku przesłuchaniach miałem zastrzeżenia, nie tylko do muzyki pozbawionej dusznego klimatu, ale też z powodu zaprzeczania Krisiun samym sobie, bo kilka lat temu takiemu graniu otwarcie mówili nie. Jadnak za 5 6 razem i uważnym przemieleniu muzy przez słuchawki zaczęło mi to granie bardzo dobrze wchodzić. Dalej bardzo mi się podoba, choć podkreślam, że fani Black Force Domain już raczej tutaj się nie najedzą.
mocno zawyżona ocena
wielkie G (gość, IP: 83.6.110.*), 2012-01-04 23:20:19 | odpowiedz | zgłoś
po przeczytaniu tak pochlebnej recenzji napaliłem się i posłuchałem sobie tej płyty pożyczając ją od znajomego.
I zaskoczyła mnie na minus. Jest nudna i bardzo przewidywalna i w dodatku nic nie czuć w niej mocy z tego dawnego Krisiuna. Jest tak nudna i bez jaj jak ostatnie dokonania Vadera...

najwyżej 5/10
re: mocno zawyżona ocena
cwiartek
cwiartek (wyślij pw), 2012-01-05 11:43:33 | odpowiedz | zgłoś
no jak ostatnie dokonanie vadera jest nudne i bez jaj, to co nie jest?
albo inaczej:
w czym return to the morbid reich jest gorsze od, dajmy na to, takiego back to the blind? albo de profundis? poza tym, że jest nowe i nie jest 'kultowe'? produkcja zła? kompozycje nudne? moim zdaniem są bardziej rozbudowane niż na wyżej wymienionych. na pewno nie są nudniejsze.
nowy krisiun nie przypadł mi aż tak do gustu, ale może jeszcze za mało słuchałem. na razie jest po prostu ok, do posłuchania.
Bomba
azucarnegra (wyślij pw), 2012-01-02 21:14:48 | odpowiedz | zgłoś
A mnie Krisiun zaskoczył. Nie spodziewałem się takiego poziomu kompozycji. Mimo rozbudowanych aranżacji i większej "melodyczności" wszystko pięknie jedzie i słychać wyraźnie styl Krisiuna. Technicznie perfecto. Jak dla mnie płyta roku w swoim gatunku.
Krisiun
k. halas (gość, IP: 95.40.173.*), 2012-01-02 20:44:49 | odpowiedz | zgłoś
Dla mnie to będzie muzyczne wydarzenie roku!! Takie kapele na jednej scenie to sam miód, szatan jest dumny!
z niecierpliwością czekałem na ten album
pawel100
pawel100 (wyślij pw), 2012-01-02 12:00:43 | odpowiedz | zgłoś
dla mnie słabszy od poprzedniej płyty southern storm za wolna i przekombinowana
live
maniacs (gość, IP: 83.238.233.*), 2012-01-01 23:16:46 | odpowiedz | zgłoś
masz juz bilet do rudego na 27.01
re: live
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2012-01-02 07:29:24 | odpowiedz | zgłoś
z racji tak zadanego babola (brak ?,!, itd. na końcu) odpowiedzi mogą być różne:

1) Masz już bilet "!" - mogłoby wskazywać, że zawyżyłem ocenę na zlecenie Krisiun i Poliego z Rudeboy Club by dostać bilet - w tej sytuacji odpowiadam nie, nie dostałem biletu, stać mnie żeby kupić sobie między pierwszym a drugim łykiem porannej kawy,
2) -II- "?" - nie nie mam jeszcze biletu, ale na dniach kupię bo jestem fanem "K", "MC" i rzecz jasna potężnego "VR" i przepuścić okazji na zobaczenie ich w roli Brother In Death Metal Arms nie mogę,
3) z uwagi na powyższe jako Bielszczenin zapraszam w imieniu swoim, czyli osoby która jakkolwiek żadnych powiązań z Rudeboy Club nie posiada, do stolicy Podbeskidzia na real death metal show w wykonaniu klasyków ciężkiego grania. Będzie total oldschool, miazga, zero selektywności i maksymalny napierdol w brudzie smrodzie i syfie. W dodatku będzie fajnie walić damsko męskimi ekskrementaliami z niezmiennie cuchnącego kibla nieopodal loży szyderców na wschodnim skrzydle Rudeboya. Hell Yeah!!!
4) warto tam być - bo z tego co wiem....ma nie być supportów - czyli esencja szatana first class.

Oceń płytę:

Aktualna ocena (87 głosów):

 
 
79%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?