- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Krimh "Explore"
Poczułem spore rozczarowanie, gdy Kerim Lechner opuścił Decapitated. Tak zdolny i kreatywny bębniarz w takiej kapeli mógł jeszcze w przyszłości dosypać solidnie do pieca. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - jak mówi przysłowie. Austriacki pochłaniacz pierogów pod szyldem Krimh nagrał album solowy zatytułowany "Explore".
Niektóre kawałki z tej płyty, w swych wcześniejszych wersjach, były już znane tym, którzy śledzili youtube'owy kanał Kerima. Tutaj są one dopracowane i brzmią lepiej. Chociaż Lechner praktycznie sam stworzył i nagrał wszystkie utwory, to miks i mastering powierzył wiedeńskiemu producentowi Norbertowi Leitnerowi. Materiał brzmi nowocześnie i z wykopem.
Okładka autorstwa Davida Dornauera idealnie oddaje klimat nagrań zawartych na "Explore". Ta muzyka jest chłodna i słońca w niej brak. Większość gitarowych riffów rysuje się jednak wyraziście. Nie brakuje im iście kinetycznej energii. Dodatkowo partie perkusyjne dostarczają full wypas dżuli. Całość jest jak jakiś głębinowy wir. Muzyka ta ma jednak jeden poważny mankament. Brakuje w niej często partii jakiegoś instrumentu, który byłby ekwiwalentem wokalu. Gitara prowadząca jest na "Explore" słabym punktem. Niejednokrotnie brak jej żywiołowości i pierwiastka ludzkich namiętności, a katarynkowe powtórzenia tylko to podkreślają. Jej melodie są jak kamienie wrzucone w ten głębinowy wir riffów, a chciałoby się, aby były jak ławica ryb, która zaskakuje zmianami kierunku próbując wyrwać się z wiru. Uświadamia to dodatkowo zajebiste solo gitarowe gościnnie występującego Jakuba Żyteckiego w kawałku "Linfen".
Jednak podstawą muzyki Krimha są mocne riffy z dodatkiem post-metalowej zadumy. Tutaj jest na czym ucho zawiesić. Szczególnie numer "Der Pestarzt" to konkretna miazga. Są tu blackmetalowe wpływy, ale są też fragmenty bardziej thrashowe czy deathowe oraz metalcore'owe. Ten kawałek to istna jazda pługiem śnieżnym z napędem odrzutowym. Innym powalającym utworem jest "We Sleep In Skies", gdzie słychać wędrówkę od spokoju poprzez zagęszczanie do betoniarskiego riffu, a potem... jak nie przypieprzy soczystymi blastami... Krimh kroi tu motywy jak Edward Nożycoręki lód. Pomysłów ma w brud. Intrygujący jest utwór "Pieces", gdzie dźwiękowe chmury kłębiaste z pierzastymi układają się w ciekawe wzory, a na koniec odsłania się kawałek czystego nieba.
"Explore" to udany debiut solowy Kerima Lechnera. Chociaż Austriak dał się dotychczas poznać głównie jako świetny bębniarz, nie jest to płyta zdominowana przez perkusyjną chuć i spokojnie polecić ją można ogółowi słuchaczy karmiących swą indywidualność mocnym instrumentalnym metalem ze skłonnością do refleksji nad pięknem okrutnej natury. Krimh to pracowita bestia, więc spodziewam się, że w przyszłości będzie jeszcze lepiej. Liczę jednak również na to, że z jakimś inteligentnym gitarzystą (albo choćby i nawet trębaczem) zmontuje skład, który pokaże moc i zaskoczy nie raz.
Pałker z tej kapeli też dobry jest.
Materiały dotyczące zespołu
- Krimh