zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 21 listopada 2024

recenzja: Kreator "Gods Of Violence"

3.02.2017  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Kreator
Tytuł płyty: "Gods Of Violence"
Utwory: Apocalypticon; World War One; Satan Is Real; Totalitarian Terror; Gods Of Violence; Army Of Storms; Hail To The Hordes; Lion With Eagle Wings; Fallen Brother; Side By Side; Death Becomes My Light
Wykonawcy: Mille Petrozza - wokal, gitara; Jurgen "Ventor" Reil - instrumenty perkusyjne; Christian "Speesy" Giesler - gitara basowa; Sami Yli-Sirnio - gitara
Wydawcy: Nuclear Blast Records
Premiera: 27.01.2017
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8

Eins, zwei, eins, zwei, hande hoch, schnell, Brunner du Schweine... Krijejtar, Sodom, Distrakszyn. Wybaczcie te słowne oczywistości zaczerpnięte ze "Stawki większej niż życie", ale gdy od czasu do czasu klasycy teutońskiego thrashu nawiedzają rynki wydawnicze z nowymi płytami, mam wrażenie, że kolejna okupacja już puka do drzwi. Ja wiem, że te zespoły parają się odmienną tematyką, ale jak Petroza, Schmier czy Tomasz Such (nie zuch) zaczynają wyszczekiwać słowa swoich tekstów, od razu wiem, z której części świata nadchodzi atak. Niezależnie od tego o czym traktują ich utwory, zawsze słyszę w nich brzmienie hymnów o potędze. Cóż, mają to we krwi.

Szwargotane anglicyzmy to jedno, typowa niemiecka konsekwencja i dokładność w produkowaniu dźwięków - drugie. W kwestii tego drugiego Kreator po raz kolejny udowadnia, że mu zależy. Jakkolwiek trudno szukać na najnowszej propozycji, "Gods of Violence", oznak świeżości, to jednak nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie z tego czynił wyrzutów.

Mille Petroza nie kombinuje kontynuując frontalny atak, rozpoczęty z momentem dokooptowania do zespołu gitarowego wymiatacza Samiego Yli-Sirnio, a doprowadzonym do perfekcji na poprzednim krążku, "Phantom Antichrist". Jest więc bardzo melodyjnie, jak większość twierdzi - na szwedzką, goeteborską (dla mnie raczej maidenową) modłę. Zgodnie z tytułem jednak nie zabrakło fal przemocy, która chwilami wręcz łeb urywa. I tutaj jestem w kropce. Momentami proponowany przez Niemców (i Fina) czad staje się monotonny, a orgiastyczne galopady za długo kręcą się wokół lekkiej sztampy. Drugie oblicze "Gods of Violence" to jednak wciąż porywające, brutalne granie, którego wielu może co najwyżej pozazdrościć.

Początkowo dzieje się konkretnie i niezwykle atrakcyjnie. Intro "Apocalyptycon" od razu budzi skojarzenia z potężnym hymnem niejakiego Dartha Vadera, czyli "Imperial March" Johna Williamsa z "Gwiezdnych Wojen", a dalej wkracza do akcji samo piekło. Wstydliwie przyznaję, że impet riffów "World War Now" w dwie sekundy posłał mnie na kolana i dwa razy musiałem sprawdzić, czy przypadkiem się nie porobiłem. Od razu też pomyślałem, że jak tak będzie wyglądać całą ta płyta, to będzie to nadspodziewanie prędka detronizacja Testament, jeżeli chodzi o najnowsze produkcje thrashmetalowe. Ten kawałek ma po prostu wszystko, czego potrzebuje klasowy thrash. Agresję, porywającą melodię i co najważniejsze: rozpruwające bebechy wymiany genialnych partii solowych gitary.

Dalej, prawie bez przerwy, wybrzmiewają uderzenia dzwonów i rusza znany wszystkim z pokazów przedpremierowych "Satan Is Real". Chwytliwy, skandowany refren zdaje się wprawdzie zwiastować, że to na niego Petroza postawił w wyścigu o tytuł koncertowego umilacza czasu, ale zbyt oczywiste słodzenie powoduje, że ciśnienie dramatycznie tutaj opada. Co innego "Totalitarian Terror" czy "Side By Side" zaopatrzone w znak firmowy Dojczów, czyli wysokie darte na pełnej pecie kopary, wtórujące kotłowaniu stóp Ventora. Za to człowiek przecież zawsze kochał Kreator. Zabieg w repertuarze grupy często używany, ale afekt nurkującej eskadry luftwaffe jak zwykle piorunujący.

Żeby nie było za różowo, przy wchłonięciu tych czadów nie do końca rozumiem strategię Petrozy, polegającą na rozmiękczaniu tematu brnięciem w stronę niemieckiego, znienawidzonego ongiś power - heavy metalu. Kiedy już człowiek przyjmie serię z karabinów maszynowych, takiego dajmy na to rwanego "Army Of Storms", na dobitkę nie dostaje butem po ryju, a raczej tortem z germańskiej śmietany. "Lion With Eagle Wings" czy "Fallen Brother" to czas na koń patataje, które mimo swojej atrakcyjności rytmicznej słyszałbym raczej na płytach Gamma Ray niż Kreatury.

Innej natury problemem jest dla mnie finałowy, najbardziej rozbudowany na płycie kolos "Death Becomes My Light", który swoją drogą dziwacznie raz mi się podoba, a raz wkurwia mnie bez reszty. Niby jest w nim wszystko, czego dusza zapragnie. Od akustycznego plumkania przez twarde niemieckie riffowanie, do fantazyjnego zakończenia, którego prog metalowcy, by się nie powstydzili. Sporo miejsca zajmuje tu jednak ta przaśna melodyjka rodem z Oktoberfestu, przy której - jak w tym dowcipie o sklepie - ani nie zatańczysz, ani nie pochędożysz, a co najwyżej oko widelcem sobie wydłubiesz.

Trochę patowo się porobiło. Nie lubię sytuacji, w której chciałbym dać płycie przysłowiową dychę z uwagi na potencjał żywiołowości, ale ze względu na różne przeszkadzajki mam wrażenie udziału w jakimś stosunku przerywanym. Kreator w ogromnej większości tej płyty napierdala ile wlezie, miażdżąc konkurencję gitarowym młynem. Zamiast jednak pociągnąć ten temat, za wszelką cenę pragnie zadowolić gusta mniej zdeklarowanej publiki. Wiem, wiem, krytycy zarzucają to już od czasu "Violent Revolution" sprzed 15 lat, kiedy powracając na łono matki metalu Mille postanowił "wymyślić się na nowo". Tym razem jednak chyba postawił o jeden krok za daleko, niepotrzebnie trwoniąc brutalny potencjał "Gods Of Violence". Nie wiem, a może wiem. W Dojczlandzie od zawsze czuje się sentyment do tego typu grania, szczególnie na spędach live. W takich warunkach ta płyta sprawdzi się jak złoto, a w moim odtwarzaczu tak na 3 skali. Mniej ogrodowych krasnali następnym razem proszę, a więcej min przeciwpiechotnych. I tak podoba mi się na "osiem".

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Kreator "Gods Of Violence"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2017-02-15 23:59:35 | odpowiedz | zgłoś
Właśnie wróciłem z koncertu, na Kreatorze rzeźnia jakiej dawno nie widziałem. Oprawa niczym na Rammstein, a muzyka kosa na całego. Ostatnio bywałem na klimatycznym graniu, więc odmiana się przydała. Sepultura miała pod koniec awarię nagłośnienia, ale nawet bez tego gitara w rejestrach bardziej hardcore niż metal,a bas schowany, jakoś średnio im poszło.
re: Kreator "Gods Of Violence"
cwiartek
cwiartek (wyślij pw), 2017-02-16 11:36:14 | odpowiedz | zgłoś
Sepultura miała brzmienie skaszanione po całości. Jedynie gary były dobrze nagłośnione, niestety reszta instrumentów była bardzo schowana. Gitarę i wokal były słyszalne, ale zupełnie pozbawione mocy. Basu brak. Szkoda, bo nagłośnienie położyło koncert, który muzycy moim zdaniem zagrali bardzo dobrze, jednak samo oglądanie sceny nie mogło mnie porwać.
Po tym występie zacząłem się zastanawiać, czy w przypadku Kreatora nie będzie podobnie. Na początku było tylko trochę lepiej niż Sepa, ale z numeru na numer było coraz lepiej, a od połowy była petarda. Zdecydowanie Kreator pozostaje jednym z najlepszych koncertowo thrashowych zespołów.
re: Kreator "Gods Of Violence"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2017-02-16 18:50:06 | odpowiedz | zgłoś
Byłem, by dla odmiany zobaczyć coś ostrzejszego, bo ostatnio głównie na klimatycznych rzeczach bywałem.
Co do Sepultury, to się zgadzam, nie wiem czemu, ale nie czuło się groove'a, czyli tego wyznacznika ich stylu. A Kreator od pierwszego kawałka miał dobre brzmienie (aż za dobre nawet) i dali świetny show.
re: Kreator "Gods Of Violence"
KajaK
KajaK (wyślij pw), 2017-02-16 23:19:33 | odpowiedz | zgłoś
Jeśli chodzi o Sepulturę, to po prostu przydałby się drugi gitarzysta. Jego brak był szczególnie odczuwalny podczas wykonywania przez zespół starych kawałków. Jak dla mnie to jedyny minus ich występu.
re: Kreator "Gods Of Violence"
lordus (gość, IP: 89.79.48.*), 2017-02-17 11:00:02 | odpowiedz | zgłoś
Zgadza się. Drugiej gitary strasznie brak.
re: Kreator "Gods Of Violence"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2017-02-22 01:30:46 | odpowiedz | zgłoś
Przecież standard koncertowy Sepultury to jeden gitarzysta.
Jak był Max to on pomagał.
re: Kreator "Gods Of Violence"
cwiartek
cwiartek (wyślij pw), 2017-02-22 09:47:24 | odpowiedz | zgłoś
Brak było jakiejkolwiek gitary. Było ją widać na scenie, słychać - już nie bardzo. Ręczę za to, że porządnie nagłośnione jedno wiosło w zupełności by wystarczyło.
Jakoś w przypadku Krisiun, Decapitated czy Coronera nikt nie narzeka na brak drugiego wiosła.
re: Kreator "Gods Of Violence"
KajaK
KajaK (wyślij pw), 2017-02-22 22:27:01 | odpowiedz | zgłoś
W przypadku braku drugiej gitary robi się dziura w momencie gdy "wchodzi" solo, co mnie osobiście wnerwia. Na Krisiun i Decapitated akurat byłem i rzeczywiście niczego mi nie brakowało, ale to jednak zupełnie inna muzyka. Natomiast ciekaw jestem występu Coroner na Metalmanii pod tym kątem.
re: Kreator "Gods Of Violence"
pik (gość, IP: 79.184.163.*), 2017-02-15 14:35:15 | odpowiedz | zgłoś
dobra, idę i ja!
re: Kreator "Gods Of Violence"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2017-02-15 18:10:35 | odpowiedz | zgłoś
W piątek kupiłem bilet i to była końcówka sprzedaży.
Dobra, już nie piszę więcej, zamykam kompa i jadę na Sepę i Kreo :)

Oceń płytę:

Aktualna ocena (143 głosy):

 
 
72%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Sepultura "Machine Messiah"
- autor: Megakruk

Slayer "Repentless"
- autor: Megakruk

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?