- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: The Kovenant "Animatronic"
Covenant na "Nexus Polaris" zbliżył się muzycznie do granicy, której przekroczenie dla blackowego zespołu mogło zakończyć się tragicznie. Ku mojej wielkiej rozpaczy, na "Animatronic" wykonano ten nieszczęsny krok naprzód i jeśli chodzi o mnie, zespół definitywnie pozbawił się tym samym szans na jakąkolwiek akceptację. Rozumiem, że regresja nie jest oznaką postępu, ale czy Kovenant tak bardzo musiał zmieniać swoje oblicze, aby zostać wyłowiony spośród zalewu podobnych kapel? Efekt takich poczynań jaki jest każdy widzi: Nagash wygląda jak Marilyn Manson, muzykę można określić jako "norweską odpowiedzią na Rammstein". Ktoś mądry zaszlufadkuje to wkrótce do industrialu. Nagash, kurwa dlaczego nam to robisz?
Mimo moich usilnych starań, w niczym nie mogłem odaleźć jakichkolwiek powiązań nowej płyty z "Nexus Polaris" (no może tylko w chórach pordzewiałego grzyba po pięćdziesiątce, zwanego czasem kobiecym wokalem). Całość kojarzy mi się z dicho, niestety - mimo mojej olbrzymiej tolerancji, nie przychodzi mi na myśl żadne inne określenie. Poszczególne utwory są bardzo chwytliwe, łatwo je zapamiętać, dzięki czemu szybko się nudzą. Ogólne wrażenie stara się poprawiać Nagash (a właściwie Lex Icon), usiłując śpiewać miejscami bardziej blackowo. Skrzeczy, charczy, stara się dodać temu mroczny charakter, ale co z tego, gdy momentami na kilometr zalatuje od niego manierą Mr. Mansona.
Byłem na tyle cierpliwy, żeby wysłuchać płyty kilka razy - miałem nadzieję że może się jakoś przekonam, złapię ten cudownie przesłodzony klimat, ale nic takiego nie miało miejsca. Ciekawszy jest już chyba Rammstein, którego osobiście nienawidzę, no ale cóż, okazuje się, że można stworzyć jeszcze większe gówno. Zespołowi sugerowałbym wydanie pierwszego singla z utworem "The Birth of Tragedy" - ten tytuł będzie pasował jak ulał do tego, co Kovenant zaprezentował nam ostatnimi czasy. Podsumowywując, dla mnie "Animatronic" to pomyłka. Zanim zdecydujesz się na zakup tego krążka, przesłuchaj go kilka razy w sklepie, choćbyś miał tam spędzić cały dzień. Jeśli kochasz Rammstein i od czasu do czasu lubisz posłuchać disco, to ta płyta będzie dla Ciebie jak znalazł. Tylko proszę, jeśli będziesz nią zachwycony i zechcesz się podzielić swoją recenzją, nie nazywaj tego industrialem. Nie obrażajmy bogów, bo niektórzy z nich mogą się w trumnie przekręcić.
PS. Chciałbym jeszcze podziękować siłom wyższym, że nie dopuściły do występu Kovenant na tegorocznym Mystic Festivalu (i to jeszcze jako jednej z gwiazd - ludzie!!!). Dzięki temu uniknąłem załamania nerwowego.
Faworyty: nic mi się tu nie podoba...
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Moonspell "Under Satanae"
- autor: Cemetary Slut
Covenant "Nexus Polaris"
- autor: Margaret
- autor: szalony KaPelusznik
- autor: Bart/2
Machine Head "The Blackening"
- autor: Mrozikos667
My Dying Bride "The Light at the end of the World"
- autor: Margaret
- autor: Miki(S)
- autor: Gollum
Anathema "Judgement"
- autor: Raf
- autor: Margaret
- autor: Adam "Tool" Ulecha