- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Kokon "Symbioza"
Zacznę prosto i konkretnie, żeby później nie było wątpliwości: ta płyta jest znakomita. I to w każdym swoim aspekcie, począwszy od oprawy graficznej (słowa uznania dla autorki Marty Ostrowskiej), przez ambitną i inteligentną koncepcję albumu, aż po samą muzykę. Wszystkie te elementy niezwykle zgrabnie połączone są w jedną całość, co w efekcie po prostu rozbija na kawałki...
Nie będę tu wnikał w samą genezę powstania albumu, gdyż te aspekty (i inne) są opisane na stronie zespołu, którą zdecydowanie warto odwiedzić (www.1jestkokon.com). Powiem tylko, że inspiracją są dzieła i filozofia naszego wielkiego klasyka, Witolda Gombrowicza. Swoje spojrzenie na jego twórczość zespół przelał na teksty jednastu numerów, a następnie obudował rockowo-metalowym brzmieniem. Jeśli chodzi o skojarzenia, to ze względu na bardzo ciekawe teksty i ogólny mrok unoszący się nad muzyką, kołatała się w mojej głowie Coma, ale jest to tylko ogólny punkt odniesienia. Kokon gra bowiem bardziej rytmicznie, zadziornie i agresywnie, a przy tym nie stroni od bardziej nowoczesnych środków wyrazu (scratche czy chwilami zahaczające o nu-tone riffy). Muzyka jest spójna, przemyślana i dobrze zaaranżowana: gdy trzeba przyspiesza, gdy trzeba zwalnia, od agresywności sprytnie przechodzi do melodyjnych refrenów. Dużą rolę odgrywa bas, który nie jest tu tylko "niesłyszalnym dodatkiem", ale instrumentem brzmiącym świetnie i na prawach równych perkusji i gitarze. Cała trójka instrumentalistów kapitalnie się uzupełnia, a urozmaicony, mocny i energetyczny wokal Michała Erwarda momentalnie przykuwa uwagę. Efekt jest taki, że od otwierającego płytę dynamicznego "Pod prąd", przez nieco przybrudzone "Pień" z chwytliwym refrenem, zadziorne "Anioł-Anty-Romeo", ostre "Chleb", agresywne "Ego", aż po rozbudowane "Próchno" z powalającymi dziecięcymi chórkami w końcowej części i wyciszone "Gombro" album po prostu kładzie na łopatki.
Po Comie i Riverside, Kokon jest następną polską kapelą, która zbiła mnie z nóg. I mam nadzieję, że im również uda się przebić pod względem popularności do muzycznej pierwszej ligi. Tego Wam życzę, Kokonie! ;)
Materiały dotyczące zespołu
- Kokon