- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Kipiełow "Żyt' wopreki"
Zanim przejdę do opisywania muzyki grupy, należy wyjaśnić czym - a raczej kim - jest Kipiełow (Kipelov). Zespół powstał w 2002 roku w Rosji po odejściu wokalisty Walerija Kipiełowa z heavymetalowej grupy Aria. Walerij pozyskał z Arii perkusistę Aleksandra Maniakina, do składu dobrał Andrieja Gołowanowa na gitarze oraz Aleksieja Charkowa na gitarze basowej. Wzorem np. formacji Dio zespół przyjął nazwę pochodzącą od nazwiska wokalisty.
W 2005 roku wychodzi pierwszy studyjny krążek - o nazwie "Rieki wriemjon" ("Rzeki czasu"), który określa styl zespołu - ciężki, nowoczesny, świetnie zaaranżowany, okraszony gęstymi riffami i potężnym wokalem metal. Warto dodać, że na tej płycie, a także na późniejszym koncertowym DVD, grupę wspomaga Wiktor Smolski, gitarzysta Rage. Po wydaniu "Rzek czasu" zespół z sukcesami koncertuje po Rosji, Białorusi, Ukrainie oraz Izraelu. Supportem jest grupa Rage, a Wiktor Smolski również udziela się ze swoją gitarą grupie Kipiełow. Po długim tour kapela zapada w letarg, wydając tylko wspomniane DVD z zapisem koncertu na moskiewskich Łużnikach, kolejne DVD z okazji pięciolecia istnienia oraz jeden singiel ("Na grani").
Wreszcie nastał rok 2011. Po sześciu latach milczenia na światło dzienne wychodzi drugi studyjny album - "Żyt' woprieki" ("Żyć na przekór"). W składzie zaszły niewielkie zmiany personalne - za Wiktora Smolskiego pojawił się drugi gitarzysta, Wiaczesław Mołczanow. Pozostali muzycy pozostali na swoich stanowiskach.
Podstawowe pytanie: czy zespół potrafił nagrać album lepszy od poprzedniego, który był bardzo dobry? Postaram się na nie odpowiedzieć.
Na powitanie mamy piękną czarno-niebieską okładkę, stworzoną przez Felipe Machado Franco (autora okładek płyt Blind Guardian, Van Canto, Rapsody Of Fire i Iced Earth). Przedstawia ona mężczyznę, którego chce porwać zastęp diabłów.
Płyta zaczyna się niewinnie - krótkie, mroczne, podniosłe intro, stworzone za pomocą instrumentów klawiszowych. Przechodzi ono w utwór tytułowy i natychmiast zaczyna się gonitwa gitar i rewelacyjnej sekcji rytmicznej. Utwór ciężki, rozgniatający jak czołg. Do tego mamy bardzo solidnie brzmiące solówki gitarzystów. Następnym pociskiem Kipiełowa jest "Wlast' agnia". Tu mamy do czynienia z szybką jazdą oraz świetnym basem w tle, a także melodyjnym refrenem, który chce się w kółko nucić, pomimo nieznajomości języka. Tym razem ciężar nastawiony jest na solówkę. Ale tylko na chwilę, by potem znów przyspieszyć. Po ognistej lokomotywie przychodzi czas na utwór o tytule "Glamurnaja ptica". Tu mamy raczej rockowe (a więc nieco spokojniejsze) tempo i niezły riff, dobre solówki, wesoły zaśpiew na koniec ("hej glamurnaja ptica") i ciężkie zakończenie. Kolejna jest wcześniej wydana na singlu ballada "Na grani". Delikatne smyki i gitara akustyczna, w refrenie mocny cios i powrót w spokojne klimaty. Można odnieść wrażenie, że we wstępie do solówki inspiracją było solo z utworu "You're No Different" z repertuaru Ozzy'ego. Jeśli istotnie tak było, to tylko znak, że dla Kipiełowa wzorem są najlepsi.
Przechodzimy do najlepszego chyba utworu, czyli "Bezumie". Zaczyna się krótkim riffem na tle trzasków, niby z płyty analogowej. Nagle krążek zbija mocne uderzenie w bęben, by znów mógł wjechać czołg. Krótka, śpiewana w stylu Dio zwrotka. Utwór bardzo dobry, wszystko na swoim miejscu - gitary, bas, perkusja, wokal, ale to, co się dzieje w drugiej części kompozycji, to mistrzostwo. Wyrazisty, maidenowski riff (jak za najlepszych czasów Arii), w dodatku okraszony dźwiękami kowala przy pracy. Potem mamy powrót do struktury wcześniejszych riffów. Pyszne! Po drugim czołgu pojawia się orkiestralny wstęp do "Ciernaja zwiezda". Wolniejsze tempo - bardzo dobre do wjeżdżania na rowerze pod górę. No i ten wspaniały, nośny refren... Po "Czarnej gwieździe" przychodzi czas na chyba największe zaskoczenie. Kawałek "Jeścio pawajujem" przyprawia słuchacza o zawrót głowy szybkim riffem i jeszcze szybszym tempem. Ponad sześć minut wręcz powermetalowej jazdy bez trzymanki. W końcówce mamy wokalny popis Walerija - zarówno w trzymaniu w ryzach chóralnych zaśpiewów, jak i wokalnych górek.
Zmęczonemu wojowaniem słuchaczowi zespół serwuje piękną balladę - "Dyhanie pasledniej ljubwi". Głosowi Walerija wtóruje piękna partia orkiestry, a także gitara akustyczna. By dodać smaku temu utworowi, zawarto w nim bardzo ładną solówkę, która w wyobraźni łączy się z jakimiś pięknymi ośnieżonymi górami, niczym w filmie "K2". Na zakończenie przygody z "Życiem na przekór" pozostaje nam "Na krutom bieriegu", w którym grupa spina klamrą życie, a całość kończą mocne uderzenia w bębny i delikatne nawiązanie w warstwie tekstowej do pierwszego na krążku utworu tytułowego.
Czy formacja podołała oczekiwaniom swoich fanów? Czy warto było tak długo czekać na nową muzykę Kipiełowa? Myślę, że tak. Brzmienie jest rewelacyjne i w niczym nie odbiega od najlepszych światowych produkcji, a forma Walerija też nie pozostawia złudzeń, że jest bardzo dobrym i wszechstronnym wokalistą. Można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby urodził się po drugiej stronie Żelaznej kurtyny, z powodzeniem mógłby konkurować z wokalistami tej klasy, co Dio czy Rob Halford.
Płytę wydano w wersji digi, do której dołączono drugi krążek DVD, gdzie można znaleźć wywiad z grupą oraz galerię zdjęć.
Materiały dotyczące zespołu
- Kipiełow