- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: King's X "Live All Over The Place"
Pisząc te słowa, ciągle zastanawiam się czy jestem właściwą osobą, żeby oceniać tą płytę. Powód? Otóż pomimo tego, że nazwa zespołu obiła mi się o uszy wielokrotnie, to jak do tej pory moim najbliższym kontaktem z zespołem był... gościnny występ Douga Pinnicka jako "pomocniczego" głosu w nagraniu "Lines In The Sand" moich ukochanych Dream Theater. Stąd, gdy dostałem do recenzji nowy, koncertowy album Królów, miałem swego rodzaju dylemat, czy taki "king's-xowy" dyletant jak ja powinien brać się za opisywanie i ocenę "Live All Over The Place". Tym bardziej, że jest to pierwsza (SIC!) płyta koncertowa kapeli, która swój debiutancki album wydała w roku... 1988!
Pomimo tychże "moralnych niepokojów" za recenzję się zabrałem, jednak z zastrzeżeniem, że pisać ją będę nie znając twórczości zespołu. Stąd fanów King's X proszę o wyrozumiałość, jeśli wkradnie się do tekstu jakieś muzyczne "świętokradztwo" ;-). Myślę, zresztą, że o wybaczenie będzie im stosunkowo łatwo uwzględniając to co zamierzam napisać. Będą to bowiem słowa jak najbardziej pozytywne.
"Live All Over The Place" to dwie płyty. Ponad 130 minut muzyki, z których część (dokładnie osiem numerów) to dźwięki akustyczne. Muzyka jest gęsta, ma bardzo fajny feeling, czy też może - nawiązując do numeru otwierającego wydawnictwo - należałoby powiedzieć :groove" ;-). Wielka w tym zasługa znakomitej sekcji, która nadaje nutkom "pulsująco-ślizgający" (tak, sam to wymyśliłem ;-)) charakter. Muzyka jest bardzo zróżnicowana, gdyż mamy tu zarówno numery dynamiczne ("Complain", "Moan Jam"), jak i bardziej osadzone, oparte na rytmie ("Groove Machine", "Dogman", "Were Born To Be Loved"). Jest coś melodyjnego ("Believe", "Finished", "Cigarettes"), coś pięknego (praktycznie cała partia akustycznaac ze szczególnym wskazaniem na "The Difference", "(Thinking And Wondering) What I'm Gonna Do", "A Box"), nie zapomniano także o solowych popisach, choć nie ma ich za dużo (krótka perkusyjne solówka w "Groove Machine", gitarowa jazda w "Visions", fajne sola w "Over My Head" czy "Johnny").
Moje wrażenia są więc bez wątpienia znakomite, a takie kawałki jak "Believe" z pół-politycznym monologiem Douga Pinnicka, "Screamer" z histerycznymi (i jakże zgodnymi z tytułem ;)) wrzaskami, ponad ośmiominutowe "Johnny", stonowane "A Box" czy też znakomite "Moan Jam" to już jak dla mnie pierwsza klasa światowa! Po przesłuchaniu tego swoistego "the best of" kapeli z pewnością sięgnę po ich inne albumy. Na pewno warto...
Materiały dotyczące zespołu
- King's X