- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: King Diamond "Voodoo"
Kazdemu wiadomo, ze King Diamond to zapracowany czlowiek. Po meczacej, dlugiej trasie, od razu zabral sie do tworzenia nowych kawalkow. Andy dorzucil swoje 3, Chris Estes 1 i pol(!), i powstala nowa plyta "Voodoo". Jeszcze tylko Herb scial wlosy oraz nastapila zmiana palkera (takze krotkowlosy).
Poczatek tradycyjny, jak przystalo na album tego zespolu, nastrojowy, z klawiszami, wprowadzajacy sluchacza w odpowiednia atmosfere...
Nagle wstrzas! Potem nastepny. Zaczyna sie "LOA" House, brzmi bardzo ostro. Szybki rytm, ciezkie gitary i King wykrzykujacy nisko(!), rytmicznie slowa. Co to? Czyzby wielka metamorfoza, zmiana kierunku na trash??? Nie, bo po drugiej zwrotce i solowkach, wszystko sie zatrzymuje i slyszymy typowe chorki wokalisty. Bardzo dynamiczny utwor. Tak, jak i nastepny. "Life After Death" to moj ulubiony z tej plyty. Nastrojowy, mroczny, przytlaczajcy, zmienny. Wokalista pokazuje swoje mozliwosci, zwlaszcza w TYCH chorkach, ktore tutaj odgrywaja glowna role. Andy zas wykonuje jakby hipnotyczna solowke. Jeden z najciekawszych utworow w calej karierze bandu. Moglby byc troche dluzszy...
Nastepny kawalek otwieraja bebenki. Nie przypominaja tom-tamow hawajskich, ani nic podobnego. Ba, powiedzialbym nawet, ze brzmia nieco "elektronicznie", ale zupelnie o tym zapominam, gdyz prawdziwie potezne uderzenie w gitare zapowiada swietny utwor. King wyje jak jakis dziki szakal, az ciarki przechodza. Gdy dodamy latwo wpadajace w ucho: "...voodoo, voodoo...", mamy prawdziwie "diabelska uczte".
"A Secret" to kolejna gonitwa na gitary i perkusje, ale juz bardziej melodyjna niz "LOA" House". Zas "Salem" to typowy Diamondowski utwor z wieloma riffami i o podnioslym charakterze.
Nastepny kawalek rozpoczyna sie spokojnie, melodyjnie, ale tylko na poczatku. "What a perfect morning it......... could have been...." - to krotki cytat z "One Down Two To Go", ktorego mocna strona jest tekst, nie wspominajac juz o muzyce.
"Sending Of Dead" nie nalezy do najciekawszych utworow z "Voodoo", ale po nim czas na nastrojowy kawalek "Sarah's Night". Oczywiscie na pierwszym planie sa klawisze. King jak zwykle przezywa historie i wyraza swe uczucia w spiew, ktory tutaj ma najwieksza sile ekspresji.
Nastepne piosenki nie sa juz tak ciekawe jak poprzednie. Mowa o "The Exorcist", "Unclean Spirits" i "Cross Of Baron Semedi", gdyz "If They Only Knew" to krotki tekst mowiony przez wokaliste, a "Aftermath" jest nieco zmieniona powtorka "Lousiana Darkness".
Ogolnie rzecz biorac, spodziewalem sie czegos lepszego. Winna jest plyta "The Graveyard", ktora zaostrzyla moj "apetyt". Nowy palkarz nie wnosi nic nowego. Najbardziej jednak cieszy mnie, ze piosenki sa oryginalne, z wieloma ciekawostkami, chociaz styl pozostaje ten sam.
Co do samego horroru, wydaje mi sie, ze King zaczyna sie powtarzac. Nie jest to razace, ale pare motywow juz wczesniej uzyl. Najbardziej nasuwa mi sie na mysl album "Abigail" i "Them" (nawet jesli spojrzec na sama okladke).
Muzycznie "Voodoo" jest bardzo dobry, brakuje mi jednak troche tych nastrojowych klimatow z "The Graveyard", ale to byla zupelnie inna historia...