- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: King Diamond "House Of God"
Już od kilku lat fani Mercyful Fate i Kinga Diamonda nie mają na co narzekać, albowiem King i spółka pracują ciężko, i prezentują nam co roku nową płytkę (i nie są to składanki). Nie inaczej stanie się w tym roku. Tak jak zwykle, King robi nam prezent na Dzień Dziecka - premiera "House Of God" zapowiadana jest na 29.06.2000. Ja miałem to szczęście, że mogłem albumu posłuchać przed premierą i uznałem, że dobrze by było podzielić się z Wami moimi wrażeniami.
Po pierwsze, "House Of God" jest płytą zupełnie inną niż ostatnie wydawnictwa Kinga Diamonda. Dlatego też ci, którzy uważają "Voodoo" za najlepszą płytę Króla, z początku mogą poczuć się nieco rozczarowani.
Od strony muzycznej "House Of God" przypomina raczej Mercyful Fate niż solową działalność Kinga. Słychać to zarówno w wokalach, jak i w brzmieniu instrumentów. Diamond oczywiście nadal śpiewa swoim niepowtarzalnym falsetem, ale robi to trochę tak jak na "Dead Again", czy nawet miejscami jak na "Don't Break The Oath" (tu pewnie następuje błysk w oku u wielu weteranów). Brzmienie instrumentów też trochę trąci Mercyfulem. I tu również czasami przypomina się "Don't..."
Przy okazji mówienia o brzmieniu warto nadmienić, że zmienił się nieco skład zespołu. Gitarzysta Herb Simonsen został zastąpiony przez Glena Drovera, a basista Chris Estes przez Davida Harboura (zarówno Herb jak i Chris grali u Kinga począwszy od "The Spider's Lullabye"). Moim zdaniem bas nie jest taki ważny, ale gitara to podstawa. Dlatego przyznaję, że brakuje mi Simonsena i jego wspaniałych solówek.
Według słów Kinga, płyta miała być bardziej agresywna niż wszystkie inne razem wzięte. Jednak po jej kilkakrotnym przesłuchaniu okazuje się, że tak nie jest. Można wręcz powiedzieć, że jest ona miejscami nawet spokojna (jak na Diamonda). Da się też zauważyć, że jest jakby bardziej melodyjna. W jednym wywiadzie King opowiadał też jakieś niesamowite historie na temat utworu "Passage To Hell". Mówił o mieszaniu kilku ścieżek, będących w całkowitej dysharmonii względem siebie - nie radzę nadmiernie się podniecać, bo naprawdę niczego szczególnego tam moje (i nie tylko) uszy nie uchwyciły.
Jednak u Kinga prawie tak ważna jak muzyka jest opowieść, snuta przez wszystkie utwory. Ona również odbiega od standardów. Powiem tylko, że zdarzają się teksty w stylu "I found true love" i "Fly away beautiful angel".
Płyta bardzo mi się podoba i w skali globalnej byłaby przewspaniała, ale starałem się spojrzeć na nią pod kątem innych wydawnictw Diamonda i tego, na co go stać. Zaznaczam też, że jak ktoś nigdy nie obcował z muzyką KD, niech doda jeden punkt do oceny.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Mercyful Fate "9"
- autor: Wickerman
- autor: DaemonVII
- autor: Vampire
Iron Maiden "Brave New World"
- autor: Tomasz "YtseMan" Wącławski
- autor: piolo
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: Piotr Legieć
- autor: Rafał "Negrin" Lisowski
- autor: Marcin Bochenek
Machine Head "The Blackening"
- autor: Mrozikos667
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk