- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Kim Nowak "Wilk"
Wydaje się, jakby na początku XXI wieku muzyka rockowa lekko się zagubiła, straciła swoje podstawy i ducha, co zauważalnie wpłynęło na zainteresowanie nią wśród młodzieży. Z jednej strony jest to pozytywne, bo rock od zawsze lepiej czuł się w undergroundzie niż na salonach. Z drugiej strony większość artystów i dziennikarzy stwierdzi, że ostatnia dekada to kryzys gatunku. Dlaczego tak jest? Być może dlatego, że rock stał się wygładzony, zaczął iść na ustępstwa, wchodzić w mariaże z elektroniką, hip-hopem i wieloma innymi gatunkami, jego przedstawiciele więcej mieli wspólnego z byciem celebrytą niż rokendrolowcem albo po prostu sami podkopywali własne środowisko stwierdzając, że nie ma już w tym przyszłości?
Nic dziwnego więc, że w momencie, kiedy rock przestał być rockiem, czyli czymś, co kojarzy nam się z energią, emocjami, prawdziwością i sposobem życia, zaczęli pojawiać się tacy artyści, jak Jack White, The Black Keys czy Rival Sons. To zespoły, które zapragnęły wrócić do korzeni, przedstawić rock takim, jakim jest i był naprawdę: brudnym, poszarpanym, przesterowanym. Obserwujemy właśnie kolejny przełom i odrodzenie wartości w historii tej muzyki. To też przedstawia najnowsze dzieło projektu Kim Nowak.
Żadnych bitów, żadnych ładnie brzmiących gitar i werbli. Brud i energia. To właśnie nowa płyta braci Waglewskich i Michała Sobolewskiego. Przed nagraniem albumu panowie starali się znaleźć odpowiednie sprzęty, z odpowiednią datą produkcji, aby jak najlepiej przestawić ducha muzyki rockowej, który w świecie prostych melodii i półnagich modelek w teledyskach gdzieś uleciał. Udało się, bo całość brzmi naprawdę rewelacyjnie, czasami kojarzy się z wczesnymi nagraniami Nirvany i innych garażowo brzmiących zespołów.
Do brudu i energii dodać należy jeszcze mrok. Odzwierciedla to też tytuł płyty. Wilk to stworzenie, które kojarzy się z ciemnością i niebezpieczeństwem czającym się gdzieś pośród niej. Taki jest też czasami ten album - mroczny. W porównaniu do pierwszej płyty Kim Nowak mamy tu do czynienia z wieloma "ciemnymi" utworami, jak chociażby "Noc" - pasujący do filmu noir - albo "Prosto w ogień", zaśpiewany z udziałem Izabeli Skrybant-Dziewiątkowskiej, znanej z Tercetu Egzotycznego. Tu akurat można mieć wątpliwości, czy był to właściwy wybór. Niemniej nie psuje to ogólnego wrażenia po przesłuchaniu płyty, bo podstawowym uczuciem jest wtedy porządne naładowanie mocą wydobywającą się z głośników. Na "Wilku" z pewnością można znaleźć to, czego nie znajdziemy na nowych albumach wielkich gwiazd rocka. Znajdziemy ducha. I to nie takiego, który nas wystraszy, a pozytywnie zaskoczy i przywróci wiarę w gitarę, bas i bębny.
Małym paradoksem jest, że w Polsce to akurat hip-hopowcy wzięli się za przywracanie twarzy rokendrolowi, ale to tylko pozór. Tak naprawdę mamy w naszym kraju więcej kapel, które z powodzeniem mogłyby być polskim The White Stripes albo The Black Keys, tyle że w porównaniu z muzykami Kim Nowak (nic braciom Waglewskim nie ujmując, bo to, co robią w Kim Nowak, to naprawdę porządny kawał muzyki), nie dysponują znanymi nazwiskami. Mam nadzieję, że niedługo ktoś ich zauważy.
Porno Zombie
Martwy Błękit
Bezsensu
Dead Snow Monster
czy cała polska scena stonerowa.
Ktoś kto nie ma jakiegokolwiek zaplecza w branży w polskich realiach z taką muzyką nic nie zdziała i to jest najbardziej przykre, ale prawdziwe...
No ale cóż, magia nazwiska.