- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Karnataka "Delicate Flame Of Desire"
W czasach, gdy rock progresywny dawno już zjadł swój własny ogon przez zastępy zespołów kopiujących pomysły, już będących w dużej mierze naśladowcami, artystów tzw. "drugiej fali brytyjskiego progresu" w postaci Marillion, Pallas czy Pendragon, powstaje zespół, którego nazwa to Karnataka, nagrywa trzy płyty studyjne, na których czyni dokładnie to samo, co inni, ale...
Właśnie to "ale" jest tutaj szczególnie ważne, bo muzycznie tym Walijczykom bliżej jednak do folkowo-celtyckich brzmień będących skrzyżowaniem Renaissance z Clannad, jednak z naciskiem na folkowe, bo celtyckie odnosi się bardziej do pokrewnego stylistycznie Mostly Autumn. Zresztą Rachel Jones swoim krystalicznie czystym głosem, cudownymi harmoniami wokalnymi często wespół z Anne-Marie Helder, przypomina wokalne poczynania Anne Haslam z takich płyt jak "Ashes And Burning" czy "Turn Of The Cards". Dodatkowo w trzech utworach ("Time Stands Still", "The Right Time" i "Heart Of Stone") gościnnie udziela się Heather Findlay, wokalistka wspomnianego Mostly Autumn. Trzy anielskie głosy powodują, że można się tą płytą zauroczyć i prawdę powiedziawszy zupełnie nie przeszkadza lekka wtórność całości, będąca wynikiem pokrewieństwa ze wspomnianymi Renaissance, Pallas, Galahad czy Marillion (w partiach klawiszy, jak również w solówkach gitarowych a'la Steve Rothery!). Na płycie przeważają długie, epickie, ciekawie zaaranżowane utwory często mające po 5-7 minut, a opus magnum całości czyli finałowe "Heart Of Stone" trwa ponad 10 minut. Na wyróżnienie dodatkowo na pewno zasługują "Time Stands Still" z niesamowitymi harmoniami wokalnymi czy delikatny, eteryczny okraszony pełną emocji solówką gitarową "Out Of Reach".
Przez około godzinę, naprawdę świetnie skomponowana i ciekawie zaaranżowana muzyka, delikatnie sobie płynie ciesząc słuchacza i raczej nie powinno przeszkadzać wrażenie deja vu. Można by rzec "first class second band", a płytę mimo wszystko gorąco polecam szczególnie dla fanów, już niestety dawnego wcielenia, polskiego Quidam czy Renaissance właśnie.