zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 30 października 2024

recenzja: Judas Priest "Painkiller"

26.06.1997  autor: Sinner
okładka płyty
Nazwa zespołu: Judas Priest
Tytuł płyty: "Painkiller"
Utwory: Painkiller; Hell patrol; All guns blazing; Leather rebel; Night crawler; Metal meltdown; Between the hammer and the anvil; A Touch of evil; Battle hymn; One shot at glory
Wykonawcy: Rob Halford - wokal; KK Downing - gitara; Glenn Tipton - gitara; Ian Hill - gitara basowa; Scott Travis - instrumenty perkusyjne
Premiera: 1990
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Był rok 1990, kiedy Judas Priest postawieni zostali przed sądem pod zarzutem spowodowania śmierci dwóch nastolatków. Powodem ich samobójstwa miały być podświadome rozkazy, zawarte w tekstach z albumu "Stained Class", a dokładnie z utworu "Beyond the realms of Death":

"I left the world behind
I'm safe here in my mind,
I feel sick with my own kind
This is my life and I decide not you,
Keep the world with all its sin
'Cause it's not fit for livin' in"

Zespól został oczyszczony z zarzutów, ale cała ta sprawa miała z pewnością ogromny wpływ na, wydany póżną jesienią 1990 roku, album, miała wpływ na ogromny ładunek agresji w nim zawarty...

1. Rozwścieczeni i pełni gniewu...

Płytę otwiera genialne wręcz intro, grane na perkusji przez najmłodszego członka zespołu Scotta Travisa (wcześniej min. Racer X). [David Holland opuścił zespół na skutek, jak się oficjalnie o tym mówi, problemów rodzinnych... ale osobiście w to nie wierzę i myślę, że zespół potrzebował kogos świeższego, z nowymi pomysłami, kogoś, kto mógłby stawić czoło latom 90-tym...] Szalone intro przeradza się w rytm utworu tytułowego, do którego po chwili dołączają swoimi rozpruwającymi riffami K.K Downinig i Glenn Tipton. Do tego dochodzi jeszcze ciężki, miarowy dźwięk gitary basowej, niemiłosiernie męczonej przez Iana Hilla oraz ryk Halforda, którego wycie rozdziera słuchaczy jak nóż... Po drugiej zwrotce i niemiłosiernym krzyku Halforda słyszymy potężny (jeśli chodzi o siłę ekspresji) riff, który przechodzi w przerażający chór wokalisty (elektronicznie nałożony), zakończony perfekcyjnie wykonanym przyśpieszeniem... Wtedy zaczyna się solo Tiptona, które jest chyba najwspanialszym gitarowym popisem w historii metalu... Brzmienie, styl, technika mogą zachwycić swoją doskonałością każdego, nie tylko fana gitarowego wymiatania. Również drugie, niezwykle wyrafinowane technicznie solo, grane pod koniec utworu przez K.K Downinga, odpowiada agresywności kompozycji... jest brutalne, wręcz okrutne... na dokładkę Rob dorzuca do tego wszystkiego krzyk żywcem wyjęty z piekła a morderstwa na słuchaczach dokonuje perkusista Scott Travis..................."Just Painkiller....."

2. Patrol piekieł

Uff... Po mocnym początku Halford & Co. słusznie doszli do wniosku, że trzeba dać ludziom trochę oddechu po torturach, których doświadczyli... "Hell patrol" jest typowym utworem Judas Priest. Mamy więc w nim mięsiste, przyjemne dla ucha riffy, mocny (jak zwykle zresztą) głos Halforda, solo grane w pierwszej fazie unisono oraz solidną pracę perkusji i basu. Słowem klasyczny Judas.

3. "Bone crushing alien, god of salvation..."

Po niespełna pięciu minutach "odpoczynku", znów zaczyna się bardzo mocna gra. Dzieje się tak za sprawą "All guns blazing", utworu który balansuje na krawędzi power/thrash metalu. Wszystko zaczyna się od Halforda, który wykrzykuje z sobie tylko właściwą wściekłością pierwsze dwa wersy tekstu. Po chwili nasze uszy wypełnia już łomot, który najlepiej potrafią docenić najstarsi słuchacze tego gatunku muzyki. Zabraknąć tu również nie może gitarowych fajerwerków, tym razem także usłyszymy w doskonałej pod każdym względem solówce Tiptona, który demonstruje oprócz tego jeszcze parę innych tricków. A kończą ten utwór... wystrzały armatnie.

4. Buntownik w skórze.

Przyznam się szczerze, że z całej płyty ten utwór jakoś najmniej przypadł mi do gustu. Nie wiem, czy to w skutek braku solówki (konkretnej), czy tez popisów wokalnych Roba... Jest to bardzo solidna porcja metalu, jednak w porównaniu do innych kompozycji na płycie, nie błyszczy prawie w żaden sposób... no może poza grą Travisa. Kiedy Glenn usłyszał grę tego faceta po raz pierwszy stwierdził: "W całym swoim życiu nie widziałem gościa, który by grał lepiej na centralach od niego". Cóż mogę dodać chyba tylko tyle, że jego gra jest (co potwierdził w "Fight") niezwykle nowoczesna i tacy jak Lars Urlich mogą już odejść w zapomnienie...

5. Beware...

Niewątpliwie najbardziej mrocznym utworem na tej płycie jest "Night crawler". Rozpoczyna się on ciekawą kombinacją syntezatora (imitującego chór) i balladowej gitary, wprowadza to tajemniczą atmosferę i jest dobrym początkiem przed mocnym wejściem perkusji i gitar. Potem wszystko jest klasyczne: zwrotka - refren - zwrotka - refren, aż do momentu zakończenia sola granego notabene unisono. "...They'll here, their last rites echo on the wind", po tym zdaniu zespół zwalnia by po chwili wrócić do balladowego motywu z początku utworu... jednak tym razem gitarze towarzyszy glęboki, wprowadzający grozę głos wokalisty. Bardzo podoba mi się ta kompozycja, wprowadza ona bowiem (podobnie jak "Battle hymn") trochę inności i nadaje całej płycie bardziej tajemniczego wymiaru.

6. "Metal meltdown"

Ostatnią rzeczą (jeśli można to tak nazwać), nad którą pracował zespół (a właściwie gitarzyści) w studiu były solówki właśnie z tego utworu. Począwszy od intra duet K.K. & Glenn zrobił sobie wewnętrzne zawody, który z nich szybciej przebiera palcami. Efekt jest piorunujący i znakomicie pasuje do tej bardzo szybkiej kompozycji, która posiada tylko jeden wolniejszy moment (zaraz po "chorej" solówce unisono). Szybkie utwory są zwykle sprawdzianami rzemiosła instrumentalnego i technicznej perfekcji zespołu, chyba od początku są też znakiem rozpoznawczym kapeli z Birmingham.

7. "Between the hammer and the anvil"

Kolejnym klasycznym utworem na tej płycie jest z pewnością "Pomiędzy młotem i kowadłem" - tłumacząc na polski. Powoduje to tradycyjna budowa, tradycyjne riffy, tradycyjny wokal i tradycyjna sekcja rytmiczna. Po raz kolejny muszę pochwalić gitarzystów za naprawdę bardzo dobre solówki i oczywiście Halforda, który robi z głosem co chce.

8. Dotyk zła...

"Touch of evil" płynnie łączy się z poprzednią kompozycją, znów wprowadzone zostają instrumenty klawiszowe, które towarzyszą ciężkim punktowanym riffom. Jest to taka Judasowska ballada lat 90-tych (zawsze mam takie wrażenie jak słucham tego songu), z ciekawym tekstem i jak zwykle z takimi przymiotami jak: znakomite solo, scieżka wokalna Roba. Jest to drugi z tej płyty (oprócz "Painkillera") utwór promowany teledyskiem, na którym (nie jestem pewny, ale podobieństwo na to wskazuje) występuje syn Halforda (bynajmniej nie jest łysy). "You're possessing me!"

9. "Battle hymn"

Hymn trwa około jednej minuty, i jak słusznie zuważył kolega z "Tylko rock", (szczerze powiedziawszy, to tam mało mają trafnych skojarzeń) kojarzy się z odgłosami ze smutnego wulkanu. Jako jedyny rodzynek na płycie jest całkowicie instrumentalny, a tworzą go gitary i syntezator.

10. "The battle always won..."

Na zakończeie kolesie z Judas postanowili jeszcze dołożyć fanom metalu ponad pięciominutową porcję naprawdę znakomitej muzyki. Jest to zdecydowanie najbardziej gitarowy utwór na tej płycie. Swoją bajeczną techniką K.K & Glenn po raz kolejny potwierdzają swą czołową pozycję w swiecie gitary. Halford, który stanowi klasę samą dla siebie na przemian śpiewa normalnym i "zmutowanym" głosem, aby nadać kompozycji jeszcze więcej różnorodności... Nic dodać, nic ując, ten song zabija!

"Painkiller" niewątpliwie był punktem przełomowym w karierze Priest, po trasie koncertowej promującej ten album, Rob Halford zdecydował się odejść z zespołu i poszukać własnej muzycznej drogi. Wielu przepowiadało upadek jednego z największych zespołów metalowych wszechczasów, tak się jednak nie stało... Po ponad 4 latach poszukiwań do "Besti" dołączył nowy wokalista Tim Owens i zespół stanął u progu swej nowej drogi. Dziś pod (koniec czerwca) wiadomo już, że nowy album ukaże się zaraz po wakacjach i, jak zapowiadają muzycy, ma być to największe dzieło w ich prawie 28 letniej historii. Zdecydowałem się na napisanie tej recenzji, żeby wielu z was przypomniało sobie o kapeli Judas Priest i żebyście ewentualnie słuchając nowego albumu, mieli porównanie do ich ostatniej produkcji. Tak czy inaczej, ten album RZĄDZI!!!

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Judas Priest "Painkiller"
Szafir (gość, IP: 5.173.171.*), 2020-03-18 20:13:40 | odpowiedz | zgłoś
Tak, zdecydowanie to znakomity album.. Wcześniejsze lata były bardziej soft metalem, to ciągle narastało i nastąpił przełom czyli rok 1990, właśnie tak powinien brzmieć i tak powinno się grać heavy metal.. Rewelacja, to ciągle brzmi świeżo, mimo upływu lat. To szlachetny rodzaj metalu, nie zdziwiłbym się, gdyby był ze złota..
re: Judas Priest "Painkiller"
yiDo (gość, IP: 83.24.239.*), 2019-12-20 23:49:45 | odpowiedz | zgłoś
Dla mnie JP jest jedną z niewielu kapel, która po ponad , latach zachowala poziom. Przez lata zmieniali styl, to jest nieuniknione, ale zachowali metalowy kręgosłup w powównaniu do innych zespołów NWOBHM, które od początku lat 90 nie wniosły wiele nowego (nazw nie wymienie żeby nie zostać rozszarpanym na forum), nadal je kocham i jeżdzę na ich koncerty, ale ciężko słucha się ich nowych płyt.
re: Judas Priest "Painkiller"
necronom (gość, IP: 37.47.15.*), 2018-04-26 17:55:50 | odpowiedz | zgłoś
Najlepszy Judas to British Steel. Bardzo lubię też i cenię dużo późniejszy Angel of Retribution. Ale tu tyle znawców i koneserów... pewnie się nie znam i duby smalone piszę.
re: Judas Priest "Painkiller"
szmikon1980 (gość, IP: 178.43.54.*), 2017-06-30 17:58:40 | odpowiedz | zgłoś
Nie lubię Paikillera. Jedyny utwór który mi się podoba to Leather Rebel. No i Battle hymn:) Dla mnie to jeden z najgorszych albumów Judas Priest. Defenders of the faith rządzi!
re: Judas Priest "Painkiller"
Pumpciuś (gość, IP: 31.0.121.*), 2017-07-01 17:05:27 | odpowiedz | zgłoś
niestety ale defenders zajeżdża popem typu def leppard wystarczy posłuchać love bites czy nawet rock hard die free. na painkillerze takich popłuczyn nie znajdziesz to czysty heavy metal od początku do końca ostra jazda
re: Judas Priest "Painkiller"
zomerberger (gość, IP: 178.235.42.*), 2017-07-01 22:33:48 | odpowiedz | zgłoś
rock hard ride free
re: Judas Priest "Painkiller"
szymikon1980 (gość, IP: 178.43.200.*), 2018-04-24 17:54:32 | odpowiedz | zgłoś
Nazywasz Defenders popem? Przecież to Screaming jest bardziej popowy. Defenders jest mniej popowy, a bardziej metalowy. I chyba nie słyszałeś Turbo, który jest glam rockiem. Albo Ram It Down - taki śmieszny, tani, plastikowy metal, totalne popłuczyny, po prostu zbyt wesoły i popowy. A siła Defenders polega na tym, że ten album jest jak wehikuł czasu - słuchając go przywodzi się na myśl wszystko co się wydarzyło w roku 1984. Wzbudzanie nostalgii to moc Defenders of the Faith. Swego czasu Rock Hard Ride Free to był dla mnie najlepszy utwór na płycie i poza nią, zakochałem się w nim totalnie. Jedyny słaby utwór to Eat me Alive, typowy filler, choć ciekawi mnie czy jego nazwa to aluzja do seksu oralnego, jak utwór Let It Go zespołu Def Leppard.
re: Judas Priest "Painkiller"
yarosh1980 (gość, IP: 178.43.42.*), 2018-04-26 10:31:22 | odpowiedz | zgłoś
Jeśli Rock Hard Ride Free i Love Bites nazywasz popłuczynami, to Judas Priest nie jest dla ciebie. Odejdź do słuchania thrash metalowych kapel - wtedy nie będziesz zirytowany melodyjnością utworów, a nie oczekuj od Judas Priest grania thrashu. Chyba zabłądziłeś z gatunkami i pomyliłeś zespoły. Moim znajomym bardzo spodobał się utwór Rock Hard Ride Free, non-stop go słuchali. Painkiller też ma kilka chwytliwych utworów, czyli takich zalatujących popem, i jakoś na nie nie narzekasz.
re: Judas Priest "Painkiller"
minus
minus (wyślij pw), 2016-06-08 12:08:05 | odpowiedz | zgłoś
Stary Judas, z lat 70-tych jest najlepszy. Płyty z wczesnych lat 80-tych, tak do Turbo jeszcze dają radę, ale wszystko później to jest już plastik.
re: Judas Priest "Painkiller"
Thrash Lover (gość, IP: 194.11.254.*), 2016-06-08 15:39:07 | odpowiedz | zgłoś
Plyty nagrywane w latach 70-tych mialy zupelnie inny feeling i brzmienie. dotyczy to w ogole calej muzyki, nie tylko Priest. Ale ja bardzo lubie Painkillera i nie uwazam go za plastik.
« Nowsze
1