- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Judas Priest "Live '98 Meltdown"
Właśnie trzymam w rękach podwójne wydawnictwo Judas Priest "98.Live Meltdown". Szczerze mówiąc, podchodziłem do tego albumu z pewną dozą niepewności. Słyszałem "Jugulator" i sprawił on, że znowu uwierzyłem w siły ekipy KK i Iana. Numery takie jak tytułowy, "Burn In Hell", "Abductors", "Death Row", "Blood Stained", "Cathedral Spiers" to kawał bardzo dobrej muzy. Ale z drugiej strony nurtowało mnie, jak Ripper poradzi sobie ze starymi kawałkami. Do rzeczy.
Show rozpoczynają "Hellion" i "Electric Eye". W "Hellionie" gitarzysta poprawiając włosy :-), uderza niefortunnie w struny, wydając bliżej nieokreślony dźwięk. Ultraciężkie riffy "Helliona" zbliżają nas do "Electric Eye". Wrażenia niesamowite. Ripper śpiewa jak Halford!!! Tłum szaleje "Priest, Priest, Priest, Priest, Priest, Priest, Priest, Priest". Second impact czyli "Metal Gods". Muzycy od razu dają do zrozumienia, o kim jest ten kawałek. Przystanek "British Steel" i "Grinder". Jest ciężko. Utwór jest grany zadziornie, podobnie jak "Rapid Fire". Po tym zestawie chłopaki robią krótką przerwę i Ripper zapowiada coś bardziej brutalnego - "Blood Stained". Po "BS" nadchodzi chwila magiczna (przynajmniej dla mnie), zespół gra "The Sentinel" z "Defenders Of Faith". Przepiękne wykonanie, precyzja i wokale czynią ten kawałek jedną z najpiękniejszych chwil koncertu. Druga strona pierwszej kasety zaczyna się "A Touch Of Evil". Klimat tego kawałka pozostał niezmieniony. Klawisze zniknęły, a ich miejsce zajęła gitara Glenna. Mocnego uderzenia ciąg dalszy - "Burn In Hell". "Jak mi na imię?" pyta wokalista i przy aplauzie tłumu zaczynają "The Ripper". Glen daje z siebie wszystko w solówce. Chwilę później Ripper informuje fanów, że koncert jest nagrywany. Uderzają z "Bullet Train". Później wyluzowanie. Legendarna ballada "Beyond The Realms Of Death". I tu uwaga Rippera o tym, że po raz pierwszy widzi "surfujące" ciała podczas tego kawałka. Na dokładkę "Death Row", ten zespół to prawdziwy Killer!!!
Druga kaseta. "Czy kochacie Heavy Metal?", "Czy nie macie nic przeciwko temu, że Judas Priest przywrócił Heavy Metal?", "Aha", "No to co powiecie na to?". "Metal Meltdown". Nie ma zmiłuj, rzeźnia. Metallica odpada. Trzecie już uderzenie z "Painkiller" - "Night Crawler". Później prawdziwie rockowy kawałek "Victim Of Changes", wykonany przez Owensa z rockowym nerwem. Wyluzowanie w "Diamonds And Rust". Nie na długo. Łamiemy prawo!!! Speed Metal czyli "Breaking The Law". Kolejny już cover - "Green Manalshi (With The Two Pronged Crown)". Jest ciężko. Ale niestety "Painkiller" rozczarowuje. Ripper stara się śpiewać jak Rob, ale mu się nie udaje. Szkoda, że zmarnowali takie arcydzieło (muzycznie było OK). Kolejny standard "You've got another thing comin'" - Heavy Metal żyje!!! Wizyta na "Killing Machine" i "Hell Bent For Leather". A później na przyspieszona wersja "Living After Midnight". Teraz tylko pożegnanie Rippera "Judas fuckin' Priest" i niestety koniec.
Zabrakło "Sinner", nie było nic z "Ram It Down", ale warto posłuchać. Koncert jest naprawdę genialny, a Priest i Maiden to nadal naprawdę Metalowi Bogowie.