- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: John Lennon i Yoko Ono "Double Fantasy"
Nie ma chyba człowieka na naszej planecie, który nigdy nie słyszał muzyki The Beatles lub chociaż jakiejś informacji o tym zespole. Liverpoolczycy pozostawili po sobie dziedzictwo w postaci kilkunastu albumów, setek piosenek, z których wiele stało się ponadczasowymi hitami. Niestety dużo mniejsza jest grupa osób, które kojarzą twórczość solową członków zespołu po jego rozpadzie. A szkoda, bo nierzadko jest to fenomenalna muzyka, czasem bliższa, a czasem bardzo odległa od tego, co robili panowie w The Beatles. Dziś biorę na tapetę jeden z późniejszych albumów Johna Lennona, a to dlatego, że niedawno nakładem Apple i EMI pojawiły się w sklepach reedycje płyt tego artysty.
Przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych był dla Lennona niezbyt pracowitym czasem. Najpierw był w separacji ze swoją wieloletnią partnerką Yoko Ono, co spowodowało pogrążanie się w coraz większą depresję i alkoholizm, później (gdy John i Yoko do siebie wrócili) artysta - jak sam mówił w wywiadach - "piekł chleb i opiekował się synem" (urodzonym w 1975 roku Seanem, zresztą też muzykiem). W 1980 roku John postanowił spędzić wakacje pływając jachtem po Bermudach i w tamtejszych (zapewne pięknych) okolicznościach przyrody zaczęła spływać na niego wena twórcza. Kolejne pomysły podobno konsultował z Yoko przez telefon, a po powrocie oboje zabrali się za nagrywanie albumu.
Trzeba przyznać, że 5 lat przerwy dobrze wpłynęło na jakości muzyki, która znalazła się na "Double Fantasy". Poprzedni album Lennona, wydany w 1975 roku "Rock'n'Roll", zawierający przeróbki rockowych standardów z lat 50 i 60, to krążęk niezły, ale na pewno nie powala na kolana. "Double Fantasy" sprawia zaś wrażenie płyty bez jednego słabego momentu. I tak w istocie jest. Album jest pomyślany jako pewnego rodzaju dialog, piosenki napisane i zaśpiewane odpowiednio przez Johna i Yoko przeplatają się ze sobą i niejako się uzupełniają (np. "I'm Losing You" - "I'm Moving On"). Widać, że John dał dużą wolność twórczą Yoko, bo stylistycznie jej utwory różnią się od tych napisanych przez Lennona. Te, o których można powiedzieć, że są odważne, to piosenki w wykonaniu Japonki. Lennon proponuje dużo bardziej tradycyjne podejście do muzyki, ale z niesamowitym wyczuciem melodii.
Zacznę od końca, czyli zaśpiewanego wspólnie dziwnego reggae - "Every Man Has A Woman Who Loves Him". W tym niesamowicie klimatycznym numerze fajnie wypada śpiew Yoko, za której wokalem nota bene nie przepadam, gdyż przeważnie najzwyczajniej w świecie strasznie fałszuje. Tu jej śpiew wypada jednak nadzwyczaj dobrze, a piosenka ma nieco "odjazdowy" klimat. Pojawiają się w niej także elementy przypominające słuchaczom, że mamy już lata 80. Zresztą takich kawałków jest więcej. Jak chociażby pulsujący "Give Me Something" - krótka, ale dynamiczna i pełna zmieniających się motywów piosenka. To, że Yoko sprawdziła się na "Double Fantasy" w zróżnicowanym repertuarze, potwierdza też "Yes, I'm Your Angel", w którym odtworzono klimat lat 30. Gwarantuję, że nie wiedząc, kto jest wykonawcą, nie powiedzielibyście, że ten kawałek powstał w latach 80. Jest w nim wszystko - klimat zadymionej speluny, pobrzękujące pianinko, dęciaki cicho podkreślające klimat i fajny, pasujący do całości wokal Ono. Kompozycji Yoko dopełniają wykrzyczany "Kiss, Kiss, Kiss" z fajnym tłem gitarowo - organowym i odgłosami orgazmu (zapewne udawanymi, choć znając pierwsze "dokonania" Yoko i Johna może wcale nie) oraz innymi dziwnymi dźwiękami wydawanymi przez wokalistkę, czy wspomniany wcześniej "I'm Moving On", który też zalatuje na odległość groovem lat 80, i subtelniejszy "Beautiful Boys", oparty na dźwiękach gitary akustycznej i fletu (i niestety w tym przypadku - głosie Yoko, która fałszuje aż miło).
John skupił się na muzyce prostszej, bardziej melodyjnej, niejednokrotnie bliskiej dokonaniom The Beatles. Zaczyna od bardzo ładnego "(Just Like) Starting Over", w którym trudno nie znaleźć odwołań do twórczości na przykład Elvisa Presleya. Jest to zarazem zdecydowanie najbardziej klasyczny kawałek na krążku. W "Cleanup Time" jest i knajpiany klimat, i odrobinę funkowa partia gitary. "I'm Losing You" to chyba najbardziej "beatlesowska" piosenka znajdująca się na "Double Fantasy". Ma świetny groove i chwytliwy, odrobinę smutny refren. "(Beautiful Boy) Darling Boy", napisana dla i o Seanie Ono Lennon, ma charakter kołysanki, a pobrzękująca w tle gitara i inne instrumenty sprawiają, że nie jestem w stanie określić tego utworu inaczej, jak po prostu uroczy. Podobnie jest z (zagranym tym razem bez przeszkadzajek na dziwnych instrumentach) "Watching The Wheels", który porywa przepięknym refrenem. Partia gitarowo - fortepianowa w zwrotce nieco przypomina mi "Imagine", ale może to tylko takie wrażenie.
No i wreszcie największy hicior albumu, przepiękny, melodyjny kawałek "Woman", fantastyczna i optymistyczna piosenka. Struktura utworu jest prosta do bólu, ale ta melodia po prostu urzeka, mnie rozbrajają zwłaszcza chórki w refrenie. Piękne. "Dear Yoko" to lekko countrowa piosenka z wpadającymi w ucho partiami harmonijki ustnej i świetną partią wokalną Lennona. Na koniec para Lennon - Ono serwuje "Hard Times Are Over" zaśpiewany wspólnie. Piosenka ta jest trochę podsumowaniem albumu, a trochę (pewnie bardziej) całego trudnego okresu, przez który przechodzili autorzy. Kawałek mi kojarzy się momentami z dokonaniami The Rolling Stones, zwłaszcza refren jest podobny do zakończenia "You Can't Always Get What You Want" Stonesów.
"Double Fantasy" to niezwykle optymistyczny album, pełen świetnej muzyki, który można spokojnie postawić na półce obok "Imagine" czy "John Lennon / Plastic Ono Band". Lennon po latach postępującej depresji wspomaganej alkoholem stworzył album ponadczasowy. Kto by przypuszczał, że już w trzy tygodnie po wydaniu krążka muzyk zostanie zastrzelony w bramie Dakota Building w Nowym Jorku przez niezrównoważonego psychicznie fana...
Wypada nadmienić, że podczas prac nad "Double Fantasy" powstało więcej materiału niż zmieściło się na płytcie i te utwory - oraz piosenki napisane bezpośrednio po sesji nagraniowej - trafiły na wydany po śmierci artysty album "Milk And Honey". Dodam jeszcze, że wersja krążka z 2010 roku zawiera dwa dyski CD - pierwszy z oryginalnym albumem, drugi zaś (tzw. "Stripped Down Edition") wersję płyty z nieco innym brzmieniem, m.in. wyeksponowano wokale i nieco podbito basy, różnice są jednak na tyle minimalne, że raczej nie warto o tym szerzej pisać.
2. Pewnie że się nie skończyly. zrecenzuj jakąś.
Są na niej raptem dwa dobre utwory: Starting Over i I,m loosing you, które i tak nie dorównują sztandarowym kompozycjom Johna z czasów The Beatles.
Tak więc jeżeli taka płyta ma mieć 10, czyli max, to znaczyłoby że nie jest gorsza niż Biały album, czy abbey road itp, hmmm...
Chyba, że założenie jest takie, że wszystko co zrobił John Lennon, to arcydzieło, łącznie z jakimiś jak dla mnie żenującymi pojękiwaniami Yoko Ono na tejże płycie.
Wyważoną oceną tej płyty byłoby 5.
Pozdrawiam!
No i z racji tego subiektywizmu oceny nie powinienem się zanadto tlumaczyć, ale co tam. Nie jest tak że uważam wszystko co wyszlo spod palców Lennona za genialne (choć większość plyt Beatlesów wprost kocham), sa jego solowe plyty które mi zdecydowanie nie podchodzą, ale akurat "Double Fantasy" i "Imagine" będę bronil jak niepodleglości, bo to świetne, równe albumy. Powtarzam: w mojej opinii.
Co do "jęków" Yoko, to napisalem w recenzji że jej "śpiew" najczęściej mi nie odpowiada, gdyż falszuje wprost okropnie, ale akurat na "DF" jakoś mnie jej glos nie drażni, może to kwestia doboru repertuaru,
I na koniec, to pewnie Ci się nie mieści w glowie, ale ja wlaśnie stawiam "DF" na pólce obok "White Album" i "Abbey Road" :)
Serdecznie pozdrawiam.
Według mnie większość twórczości Johna po rozpadzie Beatlesów, niestety nie trzyma wysokiego poziomu. Na tym tle Imagine i DF oczywiście zgoda, wyróżniają się zdecydowanie na korzysć, ale nie z powodu całości materiału zawartego na tych płytach, stanowiącego nieco chaos koncepcyjny (albo ja nie rozumiem tej koncepcji), tylko poszczególnych utworów.
Pozdr.
No i cóż.. chyba zostaniemy przy swoich zdaniach :)
Pzdr.