- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: John 5 "Vertigo"
Kojarzycie może niejakiego Marylin Mansona? A pamiętacie znakomite riffy w takich nagraniach jak "Disposable Teens" albo "President Dead"? Otóż niniejszym przedstawiam człowieka odpowiedzialnego za wykrzesanie tychże gitarowych zagrywek. Panie i Panowie: oto John 5, a dokładniej: John Lower, od 1998 roku gitarzysta zespołu Mansona. Jak mówi sam Mistrz MM, John był piątą osobą przyjętą do zespołu, stąd też wzięła się piątka w jego ksywce - jakie to proste i logiczne, nieprawdaż?;) Poza współpracą z Marylin Mansonem John 5 miał także okazję działać na rockowej scenie razem z Ozzy'm Osbourne'em, Davidem Lee Rothem, a także z... Salt n'Pepa i szeregiem innych artystów. Teraz natomiast naszła go ochota na nagranie solowego albumu...
Okładka płyty sugeruje, iż nie będziemy się zbytnio oddalać od stylistyki Marylin Manson: dziwacznie pomalowany, wytatuowany i ubrany w stylu "całkiem-bez-smaku" John 5 z gitarą w rękach plus postacie chłopca i dziewczynki z twarzami staruszków - oj, krąży tu duch Mansona, krąży... Ale jak się okazuje, skojarzenia wywoływane przez okładkę nie są całkiem adekwatne do rzeczywistości, która w paru miejscach jest iście przerażająca, ale zupełnie nie tak, jak można by się tego spodziewać...
Ale po kolei: znaczna część płyty to takie sobie gitarowe granie, bez jakiś specjalnych łamańców i technicznych fajerwerków, muzycznie będące wyraźnym wysysaniem krwi po trosze z Mistrza Mansona, a po trosze z Joe Satrianiego. Raz oczywiście z większym wskazaniem na tego pierwszego ("Feisty Cadavers", "Dead Man's Dream"), a innym razem - na drugiego ("Flatlines, Thin Lines", "Pulling Strings"). Nie powiem - chwilami wrażenie z odsłuchu jest całkiem pozytywne i pozwala na odrobinę relaksu, ale niestety tylko chwilami. No bo jak tu się relaksować, gdy dajmy na to w "Needles Ca" toporny rytm bębnów przez trzy minuty próbuje wykończyć w naszych głowach resztkę żyjących jeszcze szarych komórek? No, ale jeszcze nie powiedziałem/napisałem najgorszego. Otóż pierwszym sygnałem i ostrzeżeniem dla niczego nie spodziewających się słuchaczy jest czwarty numer na płycie, czyli "Sugar Foot Rag". Jest to bowiem nieco tylko zmetalizowane... country (!!!). Katastrofa! I co najgorsze jest to tylko jedna z aż sześciu odsłon tego koszmaru na płycie! Mi osobiście ręce opadły, bo na muzykę country mam uczulenie i wiedziałem, że wkrótce będę miał wysypkę i w ogóle... Innymi słowy: taka muzyka do mnie zupełnie nie przemawia i fakt, że na płycie jest aż tyle nagrań w tym klimacie całkowicie odebrał mi ochotę do jej słuchania. Co z tego, że - jak napisałem - są na płycie jaśniejsze momenty, jak "Flatlines, Thin Lines" z fajnym drive'em, ciekawie powykręcane "Vertigo" czy dynamiczne "Pulling Strings", skoro reszta jest przeciętna, a na dokładkę (a właściwie na sześć dokładek) mamy to nieszczęsne country...
Ech, nie wiem zbytnio do kogo może przemówić ta płyta. Jeśli znajdzie się fan Mansona lubiący Satrianiego i zakochany w muzyce country, to pewnie album jest właśnie dla niego... Pytanie tylko, gdzie szukać kogoś takiego? Jakby kogoś wzięło na szukanie, to świeczki w dłoń i życzę powodzenia - ja sobie lepiej w ramach katharsis zapuszczę "Antichrist Superstar".
Materiały dotyczące zespołu
- John 5