- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Jethro Tull "Warchild (reedycja)"
To w zasadzie miał być film o młodej dziewczynie ginącej w wypadku samochodowym i jej życiu po śmierci. Właśnie z myślą o nim została nagrana ścieżka dźwiękowa z bardzo dużą ilością muzyki. Orkiestracji nagrań dokonał stary znajomy Jethro Tull - David Palmer. Jednak ekipa Andersona nie mogła zgrać swoich planów koncertowych z produkcją filmu, a oprócz tego wycofali się sponsorzy projektu. Tak więc przedsięwzięcie nie wypaliło. Pozostały jednak piosenki i z nich właśnie został złożony kolejny album formacji, zatytułowany "Warchild", który wydano w październiku 1974 roku. Nazwa zaczerpnięta została z utworu Roya Harpera, który zawsze był podziwiany przez lidera Tull i także pochodził z Blackpool.
Na płycie tej Anderson powrócił do struktury krótszych utworów z muzyką lżejszego kalibru niż na poprzednich dwóch koncepcyjnych wydawnictwach. Ian, poza grą na flecie, używa tutaj również saksofonu altowego i sopranowego. Natomiast John Evan korzysta w jeszcze większym stopniu z szerokiej gamy możliwości, jakie już wtedy dawały syntezatory. Album zawiera dziesięć utworów. Wśród numerów znalazły się trzy odrzucone podczas sesji w Chateau D'Herouville w Paryżu, czyli "Only Solitaire", "Skating Away On The Thin Ice Of The New Day" i "Bungie In The Jungle". Nie mamy w całym zestawie zbyt ciekawych czy wybitnych nagrań. Rozpoczyna się tytułowym kawałkiem "Warchild", poprzedzonym odgłosami wojny (syrena alarmu przeciwlotniczego, wybuchy, serie z karabinów). Dalej zgrabny wstęp na saksofonie i ostra gitara, a także wyeksponowane partie smyczków. Piosenka w sumie trochę powyżej przeciętnej. Na kompakcie zwraca uwagę tylko parę pozycji. Najlepszy i chyba najbardziej znany z tej stawki to "Skating Away...". Dalej całkiem dobrze prezentuje się "Back-Door Angels" w stylu charakterystycznym dla zespołu z solówkami gitary i fletu, za to bez partii orkiestrowych. Jest też singlowy prosty przebój z popowo - rockowym rytmem: "Bungle In The Jungle". Natomiast utwór "The Third Hoorah" to kawałek ludowy, czyli wesoły i skoczny, gdzie Evan przy pomocy syntezatora imituje nawet brzmienie szkockich dud. Jeszcze krótka ballada "Only Solitaire" z klasyczną gitarą może się spodobać.
Dosyć nietypowo prezentuje się tylna strona okładki wydawnictwa. Przedstawia ona w różnych dziwnych pozach i ubiorach samych artystów, ich żony lub przyjaciółki, osoby z wytwórni Chrysalis, które pracowały przy produkcji muzyki. Także możemy tam odnaleźć menedżera kapeli Terry Ellisa, jak również współpracującego przy aranżacjach Davida Palmera, któremu Anderson dedykuje to wydanie płyty. A w samym środku całego barwnego towarzystwa widać postać dziewczynki w berecie i za dużych czarnych, wojskowych butach, trzymającej w rękach karabin maszynowy.
Odrębny temat to cała masa dodatkowych utworów. Jest ich aż siedem. Ale swoim poziomem nie poprawiają opinii na temat zawartości krążka. Dwa pierwsze, "Warchild Waltz" i "Quartet", to instrumentalne numery filmowe z pełną orkiestrą. W drugim z solowymi dodatkami na organach i partią chóralną. Dalej można jeszcze wspomnieć o "Paradise Steakhouse" oraz o fragmentach ocierających się o bluesa, to znaczy "Rainbow Blues" i "Saturation", przypominających klimatem pierwszą płytę formacji. Jednak generalnie "Warchild" jest niezbyt udanym albumem zespołu i słychać na nim wyraźnie kryzys twórczy Iana Andersona jako kompozytora. Ale z drugiej strony - to w zasadzie miała być tylko muzyka do filmu.