zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 21 listopada 2024

recenzja: Jethro Tull "Minstrel In The Gallery"

7.10.2013  autor: Meloman
okładka płyty
Nazwa zespołu: Jethro Tull
Tytuł płyty: "Minstrel In The Gallery"
Utwory: Minstrel In The Gallery; Cold Wind To Valhalla; Black Satin Dancer; Requiem; One White Duck / 0^10 = Nothing At All; Baker St. Muse; Grace; Summerday Sands; March The Mad Scientist; Pan Dance; Minstrel In The Gallery (Live); Cold Wind To Valhalla (Live)
Wykonawcy: Ian Anderson - wokal, flet, gitara; John Evan - instrumenty klawiszowe; Martin Lancelot Barre - gitara; Jeffrey Hammond-Hammond - gitara basowa; Barriemore Barlow - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Chrysalis Records, EMI Records
Premiera: 2002
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Dziewiątą pozycję w dyskografii ekipa Jethro Tull nagrała podczas dwumiesięcznej przerwy w trasie "Warchild", specjalnie w tym celu zaplanowanej. Warto dodać, iż było to niezwykłe tournee, gdyż zespół podczas niego otoczył się kobietami. Jako support występowała żeńska grupa, a w przerwie na scenie gościły tancerki. Podczas występów Tull towarzyszył kobiecy czteroosobowy kwartet smyczkowy. Natomiast osobistym technikiem była niejaka Shona Learoyd, która wkrótce została panią Anderson (po rozwodzie Iana z pierwszą żoną). Poza tym wizualnie koncerty mogły zachwycać. Lider nosił średniowieczny kostium minstrela, Martin Barre ubierał się w niezwykle kolorowe i kwieciste koszule, a Jeffrey Hammond prezentował znany już wcześniej swój pasiasty uniform, do tego taki sam kapelusz i grał na gitarze pomalowanej w czarno-białe paski.

Ten album artyści zarejestrowali w okresie maja i czerwca 1975 roku we własnym nowym ruchomym studiu w Monte Carlo, które zostało zaparkowane na tyłach jednej z galerii. Stąd też wziął się tytuł płyty "Minstrel In The Gallery". Wydawnictwo trafiło do sprzedaży w październiku 1975 roku. W porównaniu do dwóch poprzednich, ze ścieżki muzycznej na tym krążku zniknęły saksofony i syntezatory. Słyszymy za to kwartet smyczkowy, nawet kwintet, jak wynika ze spisu wykonawców (czworo skrzypiec i wiolonczela). Aranżacją oraz dyrygowaniem sekcji symfonicznych mógł zająć się oczywiście nie kto inny, jak tylko David Palmer. Oprócz tego do pełni łask wracają flet i gitara akustyczna. Album zawiera siedem nagrań, w tym - na zakończenie - niespełna czterdziestosekundową akustyczną miniaturę "Grace". Zaczyna się jednak od najlepszego utworu w stawce, jednocześnie jednego z najwybitniejszych w historii grupy, czyli "Minstrel In The Gallery". Jest to kawałek hardrockowy (bez udziału smyków) z akustycznym gitarowym wstępem nasączonym średniowieczną treścią muzyczną i spokojnym wokalem lidera. Przeobraża się w niebywale urozmaiconą i dynamiczną kompozycję, z fantastycznymi zmianami rytmu perkusji, gitary i fletu.. Drugą rockową propozycją jest "Black Satin Dancer". Posiada nawet podobną do numeru tytułowego strukturę. Z delikatnym początkiem rozwijającym się w mocniejszą, pełną rozmachu formę uwypuklającą energiczny wokal i partie fletowe.

Pozostałe nagrania to najpierw jakby dwie piosenki średniowiecznego barda z gitarą akustyczną w towarzystwie orkiestrowego brzmienia ("Requiem", "One White Duck..."). Obydwie niezwykle urodziwe i nastrojowe. Dalej kompozycja "Cold Wind To Valhalla" o charakterze balladowym z dynamicznym rozwinięciem. Mamy wreszcie na koniec długą formę muzyczną w kształcie suity - pod nazwą "Baker St. Muse", ze zmieszanymi brzmieniami średniowiecznymi i barokowymi, a w finale z mocniejszą rockową barwą. Utwór trwa ponad szesnaście minut i nie wykazuje zdecydowania, w jakim kierunku zmierza jego klimat. Czy w stronę minstrela w galerii, czy do rockowego pejzażu, co jednak w końcowym efekcie nie stanowi jego wady. Kompozycja składa się z czterech nazwanych odrębnie części: "Pig-Me And The Whore", "Nive Little Tune", "Crash-Barrier Waltzer" i "Mother England Reverie".

Po nagraniu tej płyty, w grudniu 1975 roku, z ekipą Tull rozstał się basista Jeffrey Hammond-Hammond, co zakończyło czteroletni okres stabilizacji składu formacji. Porzucił on muzykę i powrócił do swojej pierwszej - jeszcze większej pasji, czyli do malarstwa. Nie był rewelacyjnym basistą. Sam zresztą o tym wiedział, ale miał bardzo dobry wpływ na atmosferę w zespole. Niektóre źródła podają, że demonstracyjnie spalił swój czarno-biały kostium sceniczny na estradzie podczas jednego z ostatnich występów.

Całkiem nieźle przedstawiają się dodatkowe utwory: "Summerday Sands", "March The Mad Scientist" i instrumentalny "Pan Dance", o które została wzbogacona najnowsza wersja kompaktowa. Do tego jeszcze mamy krótkie, niepełne koncertowe fragmenty innych nagrań, czyli tytułowego oraz piosenki "Cold Wind To Valhalla". Stanowią one jednak tylko fonograficzną ciekawostkę i niczego nie wnoszą do całości. To wydanie, jak napisał Anderson w tekście zawartym w załączonej książeczce, dedykowane jest Jeffrey'owi Hammondowi, byłemu basiście bandu.

"Minstrel In The Gallery" jest jednym z lepszych krążków formacji. Charakteryzuje się jednak nastrojem melancholii, bijącej z niektórych nagrań stworzonych przez Iana Andersona. Z pewnością duży wpływ na ów klimat miał fakt, że lider większość piosenek napisał przebywając w całkowitym odosobnieniu, przez okres jednego miesiąca, w okolicach Bożego Narodzenia 1974 roku. Teksty zawierają bowiem osobiste przemyślenia ujawniające irytację i smutek. Podobnie było podczas realizacji dźwiękowej, kiedy Ian sporo materiału nagrywał w pojedynkę. Artysta wyjawił później, że czuł się wtedy tak, jakby pracował nad własnym, solowym wydawnictwem. Podsumowując można zaznaczyć jeszcze, że jest to album, który zapewne przypadnie do gustu zwolennikom łączenia muzyki dawnej z szeroko pojętym współczesnym brzmieniem rockowym.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Jethro Tull "Minstrel In The Gallery"
Wolrad (gość, IP: 89.72.64.*), 2013-10-21 23:20:55 | odpowiedz | zgłoś
Do mnie nigdy Jethro nie przemówiło. Nawet najlepsze rzeczy jak Thick As a Brick uważam za słabsze od dokonań Pink Floyd, King Crimson, czy Genesis. Bezładnie posklejane kawałki mające tworzyć artrockową całość.
re: Jethro Tull "Minstrel In The Gallery"
bolen (gość, IP: 31.182.138.*), 2013-10-23 01:04:16 | odpowiedz | zgłoś
twoje ostatnie zdanie idealnie definiuje problem ktory mam z tworczoscia jethro i ktory nie pozwolil mi sie do niej nigdy na serio przekonac; art rock to nie jest tworzenie od groma motywow i laczenie ich ze soba w przypadkowy sposob, to tazke jakas formalna dyscyplina, przemyslana struktura; najbardziej rozbawilo mnie jak ian anderson stwierdzil kiedys, ze polaczenie ze soba roznych motywow skladajacych sie na kultowy 'thick as a brick'(part 1 i 2) bylo najtrudniejsze przy tworzeniu tej plyty; nie wiem w czym ta trudnosc? przeciez wszystko to jest polaczone bez ladu i skladu, mozna by dowolnie zmienic kolejnosc tych fragmentow i nie byloby zadnej roznicy; z drugiej strony cenie jethro za 'piosenkowe' albumy: this was, stand up, songs from the wood i w sumie tez aqualung; minstrela stawiam nizej, plyty sluchalo sie przyjemnie ale jakos niewiele mi po niej w glowie zostalo;
re: Jethro Tull "Minstrel In The Gallery"
Pumpciuś (gość, IP: 80.55.193.*), 2019-11-21 15:29:02 | odpowiedz | zgłoś
Też nie lubię Jethro Tull ale jeżeli chodzi o te nieskładnie połączone kawałki to akurat Jethro Tull zrobiło to specjalnie. Anderson nie cierpiał rocka progresywnego który uważał za nadmuchany i niepotrzebnie wydłużony i śmiał się jak wcześniejszy ich album Aqualung nazywano progiem. Postanowił więc zakpić z całego tego proga i z takich zespołów jak Yes i nagrać nadętą płytę dla jaj z długimi przerośniętymi utworami właśnie składającymi się z różnych kawałków i nawet nie łączył ich nawet dla picu jakimś pojedynczym dźwiękiem tylko robił 2 sekundowe przerwy między zmianami melodyki. Paradoksem stało się to że fani proga zrozumieli to na opak i Thick as a Brick stał się klasykiem rocka progresywnego.
re: Jethro Tull "Minstrel In The Gallery"
Hawky (gość, IP: 82.44.8.*), 2013-10-21 19:56:01 | odpowiedz | zgłoś
Ze wszystkich "klasycznych" płyt Jethro ta jakoś do mnie nigdy całkowicie nie przemówiła. Oczywiście numer tytułowy czy "Winds To Valhalla" to świetne kompozycje, ale album jako całość zawsze nieco mnie nużył. Ale z drugiej strony jestem fanem "A Passion Play" więc może to ze mną jest coś nie tak:)

Oceń płytę:

Aktualna ocena (47 głosów):

 
 
72%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?