- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Jethro Tull "J-tull Dot Com"
Przypomnijmy sobie, co zawsze o muzyce Jethro Tull opowiadał sam Ian Anderson - że jest to muzyka rockowa, która stara się czerpać ze wszelkich wartościowych muzycznych wpływów, że próbuje rozmaitych technik, aranżacji, brzmień, że ciągle poszukuje, starając się jednak cały czas być jak najbliżej rocka. Sam mogę dodać do tego jeszcze, że jest ona dzieckiem jednego z najwybitniejszych artystów w historii rocka, przez co te próby i poszukiwania przynoszą od czasu do czasu dawkę naprawdę wybitnego muzycznego repertuaru. Oczywiście nie zawsze, wspominając choćby nienadzwyczajne produkcje grupy w latach osiemdziesiątych, jednak najnowsza płyta wskazuje na niewątpliwy renesans możliwości muzyków Jethro Tull.
Nowy album od samego początku nie pozostawia cienia wątpliwości, że jest tworem jak najbardziej rockowym - rozpoczynający płytę "Spiral" to kompozycja ciężka, by nie rzec agresywna, której wstawki fletowe Andersona dodają jeszcze drapieżności. Nie mniej ciężko brzmią również takie utwory jak "El Nino", "Hunt By Numbers" czy "Wicked Windows".
Wszechstronne inspiracje - "J-tull Dot Com" jest jak najbardziej potwierdzeniem takiego podejścia do muzyki. Flet dominuje niemal w każdym utworze, nadając muzyce na płycie styl nie do pomylenia z żadnym innym - niejednokrotnie gra wiodący riff, jak w doskonałym "Dot Com" czy "AWOL". Na płycie słychać zawsze obecne u Jethro Tull inspiracje muzyką celtycką, a także orientalną ("Hunt By Numbers", "El Nino", "Black Mamba"), indiańską ("Dot Com", "Bends Like A Willow"), a nawet afrykańską ("Hot Mango Flush", "Mango Surprise").
Z punktu widzenia kompozytorskiego i aranżacyjnego płyta jest naprawdę nieprzeciętna nawet jak na dorobek Jethro Tull. Kompozycje są zróżnicowane, począwszy od spokojnych "Bends Like A Willow" czy fortepianowego instrumentalu "Nothing @ All", przez radosne "Gift Of Roses", do ciężkich utworów jak np. "Spiral". Prawdziwą perłą na płycie jest dla mnie utwór "Wicked Windows", świetnie opracowany dynamicznie, z niezwykle miłymi dla mojego ucha doskonałymi dialogami instrumentalnymi pomiędzy Hammondem, gitarą i fletem. Niewątpliwą perełką jest także "Dot Com" z wbijającym w ziemię wiodącym riffem na flecie. Mimo tych wyróżnień płycie brak naprawdę słabych czy choćby przeciętnych utworów. Dobrego wrażenia dopełniają dodatkowo jak zwykle pełne błyskotliwego humoru teksty, nie sposób też już na pierwszy rzut oka nie zauważyć internetowej tematyki płyty - sam tytuł to przecież nic innego jak adres nowej oficjalnej strony grupy - "j-tull.com".
Po niemal trzydziestu trzech latach działalności Jethro Tull pokazuje, że ponad trzy dekady aktywności muzycznej nie muszą wcale oznaczać twórczego wypalenia. Udało się im stworzyć album świetny zarówno na miarę Jethro Tull, jak i na miarę końca dwudziestego wieku. Dlaczego więc ocena "tylko" 9? Ponieważ 10 należałoby się takim płytom jak "Aqualung", "Thick As A Brick" czy "Passion Play", patrząc przez pryzmat twórczości Jethro Tull więcej przyznać nie mogę. Jednak w stosunku do tego, co obecnie pojawia się na rynku muzycznym, to jest to co najmniej 15 ;).
P.S. Na płycie można usłyszeć dodatkowo niespodziankę, nie opisaną nigdzie na okładce - tytułowy utwór z nowej solowej płyty Andersona "Secret Language Of Birds", poprzedzony krótką zapowiedzią tegoż i zachętą do jej zakupienia. Cóż, utworek również niczego sobie...