- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Jeff Wayne "Jeff Wayne's Musical Version Of The War Of The Worlds"
Najpierw nieco historii. Przeszło sto lat temu, w 1898 roku brytyjski pisarz Herbert George Wells napisał książkę "The War Of The Worlds" (w Polsce ukazała się rok później zatytułowana "Wojna światów"). Ten nowelista-wizjoner, pionier literatury science fiction, opisał w niej w sposób dość obrazowy i rzeczywisty atak Marsjan na naszą planetę. Trzydzieści lat później, dzień przed świętem Halloween, 30 października 1938 roku, nowojorska stacja radiowa CBS nadała audycję zrealizowaną na podstawie tej książki. Jednak sposób jej interpretacji był dość interesujący i oryginalny: słuchowisko zostało przygotowane na wzór audycji opisującej i relacjonującej na żywo aktualnie rozgrywające się wydarzenia dotyczące ataku najeźdźców z obcej planety na Ziemię. Po mistrzowsku zrealizowany program doprowadził do zbiorowej paniki wśród słuchaczy. Łatwo można to sobie dziś wyobrazić: radio ówcześnie uchodziło za nowe i wiarygodne medium przekazujące informacje, poza tym Mars dla tamtejszej społeczności to bliżej niezbadana czerwona kropka na niebie, nikt tak na prawdę nie mógł określić dokładnie, co i kto tam się znajduje. Wreszcie w czterdziestą rocznicę tego wydarzania, w roku 1978, ukazała się płyta "Jeff Wayne's Musical Version Of The War Of The Worlds".
Od razu na początku należy zaznaczyć, iż opisywana tu płyta jest dziełem szalenie oryginalnym, dość niezwykłym i niespotykanym. Jeff Wayne, amerykański dziennikarz z wykształcenia, ale muzyk, kompozytor i producent z zamiłowania, stworzył coś, co najdobitniej można opisać właśnie słowem zawartym w tytule: musical. Dwupłytowe wydawnictwo zawiera muzyczną interpretacje powieści, zawiera w sobie zarówno narracje, utwory instrumentalne i piosenki, a wszystko to połączone w jedną i spójną całość. Doskonale wykonana i zaaranżowana muzyka stanowi tu głównie tło rozwoju akcji, harmonizując z dynamiką wydarzeń. Zwraca uwagę bardzo dobra produkcja, zgranie muzyki z partiami recytowanymi, połączenie kolejnych części piosenkami, wszystko właściwie sprawie wrażenie, jakbyśmy słuchali jednego utworu. Nagranie całości i produkcja musiało stanowić wówczas nie lada wyzwanie, robi zresztą wrażenie do dziś. W projekcie wzięła udział cała plejada ówczesnych gwiazd: w rolę dziennikarza, który jest narratorem także biorącym udział w wydarzeniach, wcielił się sam Richard Burton, w roli artylerzysty wystąpił David Essex, Beth to Julie Covington, a w jej męża Parsona Nathaniela wcielił się Philip Lynot (Thin Lizzy). W nagraniu także udział wzięli między innymi Justin Hayward, Jo Partridge, Chris Thompson i sam Jeff Wayne. Album rozszedł się w wielu milionach egzemplarzy na całym świecie. W samej Wielkiej Brytanii utrzymywała się na liście najlepiej sprzedawanych płyt przez 6 lat! Z płyty pochodzą dwa single "The Eve Of The War", z charakterystycznym i szeroko znanym motywem, i "Forever Autumn", które stały się hitami. Uwagę zwraca również duet Covington z Lynotem w "The Spirit Of Man".
Płyta jest godna polecenia naprawdę każdemu, zwłaszcza fanom muzyki z lat 70 i 80. W 1995 roku ukazała się wspaniale wydana kompaktowa reedycja, zawierająca dodatkowo tekst całości, rysunki nawiązujące do treści i krótkie biografie artystów. Druga płyta zawiera dodatkowo pięć bonusów, stanowiące na nowo zmiksowane różne fragmenty; efekt jest mało ciekawy, nadają się właściwie do jednokrotnego przesłuchania.
Szok i niedowierzanie...
Za dobrą muzykę trzeba dobrze zapłacić, a "Wojna Światów" się do takiej muzyki zalicza.
Nowa edycja z Jasson'em Donovan'em już tak nie zachwyca, ale na pewno nie można o niej powiedzieć, że jest zła. Będąc na koncercie w Cardiff bawiłem się naprawdę dobrze. Gra instrumentów, laserowa choreografia i efekty specjalne były bardzo realistyczne i zapierały dech. Prawdopodobnie najlepszy show jaki w życiu widziałem...
... a 7,50 funta za Adele Adkins... tutaj cena co najmniej trzykrotnie przebiła jakość... i dlatego po 38 latach mało kto będzie pisał o Adele i wyceniał jej muzykę tak samo jak teraz się pisze i wycenia "Wojnę Światów" Jeff'a Wayne'a.