- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Jag Panzer "Casting The Stones"
Jag Panzer to nazwa, która wcześniej czy później musi się obić o uszy każdego szanującego się fana muzyki rockowej i metalowej. Ta powstała w Kolorado kapela od ponad dwudziestu lat nagrywa płyty i robi to pomimo bardzo licznych zawieruch w swoim składzie.
Nowy album jest najlepszym potwierdzeniem klasy zespołu. Najbardziej charakterystyczne elementy dla muzyki kapeli pozostały bez szczególnych zmian. Z jednej strony charakterystyczny, bardzo mocarny wokal Harry'ego Conklina oraz zdecydowane i bardzo "osadzone" bębny nadają muzyce potężne i nieco kanciaste brzmienie. Z drugiej popisy gitarzystów dają odpowiednią dawkę melodii i drapieżności, a pojawiające się od czasu do czasu klawiszowe wstawki i krótkie, delikatne wejścia wokalne Conklina dają chwilę oddechu i wytchnienia. Wszystko utrzymane w średnich tempach, potężne i "przysadziste". W efekcie powstaje coś co kojarzy się mocno ze stylistyką kapel reprezentujących NWOBHM, a trochę z Iced Earth, tudzież Nevermore. Niektórzy muzykę Jag Panzer określają jako progresywny power metal, ale moim zdaniem nie jest to do dobre określenie. No chyba, że dodamy, że jest tu bardzo dużo "power" i odrobina "progresywności" - wtedy mogę się zgodzić ;). No a skoro mamy tu tak dużo mocy, to zdecydowanie polecam głośne, a najlepiej bardzo głośne słuchanie płyty - tylko to daje odpowiedni efekt...
Nieco wyżej napomknąłem o perkusji i teraz pora by rozwinąć nieco ten temat: takich bębnów jak na tej płycie dawno już nie słyszałem! To, co wyprawia Rikard Stjernquist przyprawia o prawdziwy zawrót głowy - mordercze tempa, świetne przejścia, dynamika i miażdżąca siła. Posłuchajcie "The Harkening", "Temptest" czy "Vigilant" - rewelacja! Najciekawsze i najbardziej godne polecenia numery to z pewnością podniosłe i dynamiczne "The Mission (1943)" nawiązujące do znanej wszem i wobec historii o działach Navarony, "Vigilant" ze świetnym riffem, zadziorne "Cold", "Starlight's Fury" ze znakomitym duetem klawiszowo-perkusyjnym oraz kończące płytę "Precipice" z bardzo ciekawymi, orientalnymi smaczkami. Na tej liście z pewnością znalazłby się także kawałek "Achilles", gdyby nie to, że jest normalnie "uciachany", zanim zdąży się rozwinąć i rozpędzić - tylko 2:45. Wielka szkoda...
"Casting the Stones" to fajny album, będący kontynuacją wcześniejszych dokonań kapeli. Dla fanów pozycja obowiązkowa, ale myślę, że jak ktoś lubi metalowe granie, to znajdzie tu coś dla siebie. Z nóg go z pewnością album nie zwali, ale posłuchać warto...