- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Iron Maiden "Somewhere in Time"
Android stojący w szerokim rozkroku. Z jego ciała wystają różnobarwne kable, tworząc całkowicie nienaturalne połączenie z napiętymi, syntetycznymi mięśniami. Celownik przysłaniający lewą część twarzy przed chwilą był w użyciu, o czym świadczy dymiąca broń mocno zaciśnięta w prawej dłoni. Ale jeszcze dobitniejszym dowodem użycia celownika jest zaciskająca się w agonalnym skurczu dłoń należąca do innego androida.... Za plecami zwycięzcy przelatuje pojazd, a przebijający się przez chmury księżyc pomaga dziesiątkom neonów oświetlić ponure i mroczne ulice Miasta Przyszłości... Tak przedstawiająca się okładka płyty "Somewhere In Time" (który to tytuł dodatkowo wypisany jest stylizowanymi na "komputerowe" literami) - do pewnego stopnia zapowiada, czego można spodziewać się po tej płycie Iron Maiden. Zarzuty o kopiowanie samych siebie na kolejnych albumach, które pojawiły się po wydaniu "Piece Of Mind", nie za bardzo :) spodobały się Ironom. Nic więc dziwnego, że postanowili nagrać płytę odmienną od poprzednich, by pokazać antagonistom swoją klasę. I o ile "Somewhere..." jednym może się podobać, a innym nieco mniej, to nikt nie może zaprzeczyć, że album ma swój szalenie specyficzny klimat. Klimat ten w dużej mierze tworzą zastosowane po raz pierwszy przez Iron Maiden syntezatory, które szczególnie w kilku nagraniach ("Caught Somewhere In Time", "Heaven Can Wait") są bardzo dobrze słyszalne.
Płytę otwiera niemal-tytułowe :) "Caught Somewhere In Time", które jak dla mnie nie jest powalające. Po całkiem ciekawym gitarowo-syntezatorowym początku wchodzi perkusja, najpierw spokojna, potem nieco żywsza. Kawałek ma fajny, rozbudowany bridge i ciekawą część instrumentalną ze świetną sekcją. I choć niby wszystko jest w porządku, to jednak jest w tym numerze pewna monotonia, szczególnie mocno bijąca z refrenu. Po tym przeciętnym początku pora na "Wasted Years" - jedną z najbardziej chwytliwych kompozycji w historii Maiden. Świetny gitarowy motyw, piekielnie melodyjny refren i znakomite solo. Sam tekst także jest dość ciekawy, choć w sumie mało oryginalny - mówi o patrzeniu w przyszłość, zamiast ciągłego oglądania się na lata minione. Naprawdę dobre nagranie, które nota bene zostało pierwszym singlem z płyty i odniosło całkiem spory sukces komercyjny. Trzeci kawałek w odróżnieniu od bardzo "gładkiego" poprzednika rozpoczyna się bardzo postrzępionym, gęstym riffem, któremu towarzyszy buczący bas. Specyficzna surowość jest bardzo ciekawa, znakomite są także solówki. Najbardziej jednak zapadł mi w pamięć krótki fragment, gdy następuje zwolnienie tempa - znakomita, bardzo delikatna gitara towarzyszy smutnemu śpiewowi Bruca "It's madness/ The sun don't shine....". Po "Morzu Szaleństwa" mamy najbardziej dynamiczny kawałek na płycie - "Heaven Can Wait". Mroczny początek przerywa kanonada na perkusji i drapieżny bas. A potem wchodzi genialny wokal Dickinsona, który śpiewa nieprawdopodobnie zajadle i dynamicznie. Świetna także, jest tu perkusja, która co chwile zmienia rytm i szybkość. Do tego mamy jeszcze jakby stworzone na koncerty "Oooh, oooh" ze znakomitą gitarą w tle. No i nie można zapomnieć o świetnych solówkach wygrywanych przez Adriana i Dave'a. Piąty kawałek to "The Loneliness Of The Long Distance Runner", rozpoczynający się bardzo nastrojową, jakby rozmarzoną partią gitarową. Zaraz wchodzi jednak galopująca perkusja, świetny bas i porwany wokal Bruce'a. Bardzo lubię ten numer, ale muszę przyznać, że chyba jest nieco za długi - mógłby sporo zyskać, gdyby go skrócić gdzieś o minutę (choć z drugiej strony to przecież "long distance" :) ). Następny w kolejności jest drugi singiel z płyty - "Stranger In A Strange Land". Wyraźny bas Harrisa, ciekawe riffy i niezmiernie klimatyczne zwolnienie nie są w stanie zmienić tego, że jakoś nie przepadam za tą piosenką. Brakuje mi tu tego "czegoś", co porywa w przypadku większości Maidenowskich nagrań. Numer siedem to "Deja-vu". Dla odmiany ten kawałek należy do moich ulubionych, jeśli chodzi o ten album. Szybka gra Nicko, pulsujący bas i znakomite riffy powodują, że numer aż pulsuje energią. Do tego świetny wokal Bruce'a, który przechodzi od mrocznego szeptu, do wysoko wyśpiewanych linijek, cały czas robiąc to w sposób szalenie zajadły. Płytę zamyka epicki "Alexander The Great". O tej piosence mogę napisać to, co już kiedyś napisałem o "Quest For Fire": muzyka świetna, ale tekst pozostawia nieco do życzenia. Przez kolejne wyśpiewywane linijki Harris znakomicie świerzbi bas, Nicko okłada perkusję, a gitary wygrywają kolejne ciekawe motywy. Sam tekst jednak jest zbyt sztywny i bezpośredni - padają historyczne fakty, daty i miejsca bitew, co niespecjalnie mi się podoba. Za to nad samą partią instrumentalną można piać z zachwytu - miarowa perkusja schowana pod nabierającymi dynamiki "bliźniaczymi" gitarami, które w końcu wychodzą na pierwszy plan wygrywając jedną wspaniałą solówkę za drugą. A w tle ciągle męczący swój bas Harris. Ten fragment jest po prostu genialny i świetnie oddaje klimat czasów Aleksandra Wielkiego. Ech, gdyby nie tekst, to byłby to jednen z moich ulubionych utworów.
Chociaż na płycie (z mojego punktu widzenia) bywa nierówno i świetne nagrania ("Heaven Can Wait", "Deja-vu") przeplatają się z nieco słabszymi ("Stranger In A Strange Land", "Caught Somewhere In Time"), to płyta jest bardzo ciekawa i wyraźnie odróżnia się na tle innych Ironowskich albumów. Sporo jest tu ciekawych i zaskakujących rozwiązań, do tego dochodzi intrygujący klimat. No i nie można zapomnieć, że płyta ta na pewno była bardzo ważnym punktem w muzycznym rozwoju Dziewicy.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Metallica "Garage Inc."
- autor: creep
- autor: RaMoNe
Judas Priest "Painkiller"
- autor: Sinner
Guns N' Roses "Appetite For Destruction"
- autor: Elwood
Malefice "Entities"
- autor: Katarzyna "KTM" Bujas
AC/DC "Back In Black"
- autor: Paweł Błoński