- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Iron Maiden "Seventh Son of a Seventh Son"
Koncept-album "Seventh Son Of A Seventh Son" to według mnie zdecydowanie najlepsze dzieło zespołu Iron Maiden, a zarazem jeden z najwybitniejszych albumów heavy-metalowych wszech czasów. "Żelazna dziewica" w końcu przeszła "okres dojrzewania", stała się świadoma swojej potęgi i pokazała światu na co napawdę ją stać. Jej nowe "dziecko" - siódmy syn siódmego syna (choć to już 8 album) zachwyca od poczatku do końca. Wspaniałe i tajemnicze teksty, cudowne melodie, riffy oraz solówki, doskonali wokalista i instrumentaliści - oto recepta na sukces. Znać także przemyślany koncept - utwory są spójne nie tylko pod względem tekstowym, ale i muzycznym, a to wymaga naprawdę ogromnych umiejętności...
Zaczynamy od tajemniczych słów wyśpiewywanych przez Dickinsona do gitary akustycznej brzdąkającej w tle: "Siedem grzechów śmiertelnych / siedem dróg do zwycięstwa. / Siedem świętych ścieżek do piekła / I twoja podróż się zaczyna. Siedem pochylni w dół / Siedem cholernych nadziei / Siedem płomieni w tobie płonie / Siedem twoich żądz."
Startujemy. Coraz głośniej słychać syntezator (gra na nim Harris) i w końcu pojawiają się one - majestatyczne gitary Murraya i Smitha. Tną coraz mocniej i mocniej syntezator wspaniałym riffem, jednocześnie powoli się rozpędzając. Szybciej, coraz szybciej... start!! Bruce zaczyna śpiewać głosem, od którego mogą popękać szyby, bas Harrisa pulsuje niczym serce człowieka po wielkim wysiłku fizycznym, a Nicko jak oszalały wali w bębny. Tradycyjna maidenowa galopująca linia melodyczna, ale jaka! Cóż za przyjemność dla ucha, słuchać tak wspaniałych dźwięków... W końcu dochodzimy do refrenu - po prostu cudo, od razu wpada w ucho i... zostaje już tam na zawsze. W międyczasie "wypowiadają" się jeszcze obie gitary, zarówno "mówiąc" to samo w mistrzowskich unisonach, jak i "wykłócając się" w cudownych, szybkich i niezwykle melodyjnych solówkach. "Moonchild" to naprawdę przepiękny kawałek, synteza tego, co w muzyce Maiden najlepsze, a jednocześnie wielki hicior. Uwagę zwraca przede wszystkim Bruce - udowadnia, że jest jednym z najlepszych wokalistów w tym biznesie. Po prostu palce lizać.
Następny "Infinite Dreams" rozpoczyna się ślicznym, tkanym na gitarach i perksji wstępem, po którym przechodzimy w równie spokojną linie melodyczną. Możemy delektować się spokojnymi dźwiękami, aż nadchodzi refren. Refren, w którym wszystko eksploduje i w którym kończymy ze spokojnymi klimatami. Czekają nas teraz liczne zmiany tempa, co rusz pojawiają się nowe melodie - co jedna to lepsza. Praktycznie do samego końca utworu jesteśmy wciąż zaskakiwani. Melodiami i riffami z tej piosenki można by spokojnie obdzielić cały album niejednej współczesnej grupy metalowej. I byłby to z pewnością niezwykle udany album. Duże wrażenie robią też liczne solówki.
Dalej "Can I Play With Madness" - chyba największy "hicior" tego albumu. Fajny riff i linia melodyczna (ach ten Harris!!) oraz przede wszystkim refren z syntezatorem w tle - to główne atuty tej kompozycji. Przejdźmy jednak dalej.
"The Evil That Men Do" to znowu spokojny wstęp i powolne rozpędzanie się, aż do świetnego majestatycznego riffu i słynnego maidenowskiego galopu. Znowu zachwyca linia melodyczna i refren, a także następujący przed nim "mostek". Warto zwrócić uwagę na popisy gitarowe i zmiany skali głosu Dickinsona.
Numer 5 to utwór tytułowy. Z pewnością magnum opus albumu, a może i całej twórczości Maiden? Niewątpliwie najważniejsza kompozycja na płycie. Na początku słyszymy cudowny, tajemniczy wstęp (syntezator), który powoli przechodzi w świetną linię melodyczną. To po prostu trzeba usłyszeć. Wspaniały Bruce i jego okrzyki "oooooo" - cudo. Refren też znakomity. Po drugiej zwrotce i refrenie wchodzimy w inne klimaty. Muzycy gwałtownie zwalniają, Nicko delikatnie uderza w talerze, Dave i Adrian delikatnie jeżdżą po strunach, a na pierwszy plan wysuwa się Harris. Po chwili głos zabiera Bruce:
Dzisiaj narodził się siódmy jedyny Zrodzony z kobiety siódmy syn I jego kolej siódmego syna On ma moc uzdrawiania, On ma dar jasnowidzenia, On jest wybrańcem, Tak, to będzie zapisane, Tak, to będzie dokonane.
Jeszcze przez dłuższy czas słyszymy tajemnicze, powolne dźwięki (nastrój podsyca chór wyśpiewujący "tradycyjne" "aaaaaaa"), aż nagle wszystko pryska. Przechodzimy w ostrzejsze klimaty. Gitary chyba się bardzo nudziły tym powolnym tempem, bo nagle atakują nas znienacka solówkami. Potem muzycy raczą nas ciągłymi zmianami tempa i melodii, a chór śpiewa coraz głośniej. Na sam koniec obaj "wioślarze" znów popisują się swoją wirtuozerią. Po prostu majstersztyk!
Następny "kawałek" - "The Prophecy" - to czas na wytchnienie. Mimo swoich niewątpliwych zalet - przepiękny wstęp, doskonały riff i linia melodyczna - nie jest to jednak "najjaśniejszy" punkt albumu. Wręcz przeciwnie, w porównaniu do innych kompozycji "proroctwo" po prostu traci swoją moc.
Ale już po chwili rozpoczyna się "jasnowidz". Rewelacyjny bas na wstępie, wspaniały riff i cała reszta - po prostu kolejny hicior.
Nie inaczej jest z ostatnim utworem "Only The Good Die Young". Za każdym razem, słuchając początku tego utworu, ulegam złudzeniu, że oto zaczyna sie utwór tytułowy - ot, niewielkie podobieństwo początkowych akordów. Ten "kawałek" to jednak przede wszystkim doskonały, smutny refren, a także znajdujące się w pewnym momencie mini-solo Harrisa na basie. "Tylko dobro umiera młodo - zło wydaje się żyć wiecznie" - słyszymy na zakończenie. Zdanie to możemy uznać za podsumowanie całego albumu. Potem raz jeszcze: Siedem grzechów śmiertelnych / siedem dróg do zwycięstwa..." i koniec albumu. Niestety. Minęło zdecydowanie za szybko, czar prysł.
Jeżeli drażni was patos i pseudopodniosłopoetycki styl, w jakim napisałem tę recenzję, wybaczcie - ale tak działa na mnie ten album. Album wyjątkowy, jeden z najważniejszych dla całej muzyki metalowej. Bruce Dickinson powiedział kiedyś: "płytą Seventh 'Son Of A Seventh Son' pokazaliśmy metalowi drogę wiodącą w lata dziewięćdziesiąte", a Steve Harris dodał "Seventh Son... to moim zdaniem nasz najlepszy album. Lubię go bardziej, niż inne. To moim zdaniem najbardziej skończone dzieło Iron Maiden. Jest to płyta doskonała jako całość." W tych wypowiedziach nie ma ani krztyny przesady. Zapewniam.
Klasyka, którą trzeba znać!!
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Metallica "Master Of Puppets"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: Qboot
Malefice "Entities"
- autor: Katarzyna "KTM" Bujas
Dismember "The God That Never Was"
- autor: Mrozikos667