- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Iron Maiden "Live After Death"
Kiedy "Life After Death", pierwszy koncertowy album Iron Maiden, trafił na sklepowe półki, zespół wciąż był w trasie. Podczas "World Slavery Tour" grupa zwiedziła niemal cały świat, a koncerty rozmachem i atmosferą przebijały wszystkie poprzednie występy i trasy zespołu. Trudno się więc dziwić, że Iron Maiden zdecydowali się wydać płytę koncertową właśnie w takim momencie, dla niektórych najważniejszym w ich karierze.
Mamy na tym krążku (czy raczej dwóch krążkach) prawdziwe "the best of" zespołu - 4 utwory z promowanego wówczas albumu "Powerslave" oraz obowiązkowy zestaw hitów z różnych lat działalności zespołu. Koncert otwiera przebojowe "Aces High" - chłopaki naprawdę dają czadu, chociaż ta wersja jest nieco wolniejsza od studyjnej, a Bruce Dickinson nie śpiewa z taką łatwością, jak na "Powerslave". Ten niewielki zgrzyt zostaje przyćmiony rewelacyjną wersją "2 Minutes To Midnight", a następnie "The Trooper", w którym Bruce nie okazuje litości własnym strunom głosowym.
W części środkowej słyszymy porywające "Revelations" (znacznie podkręcone tempo) i chwytliwe "Flight Of Icarus", po którym następuje monumentalna opowieść o Sędziwym Marynarzu. Czternastominutowy "Rime Of The Ancient Mariner" to gwóźdź programu tego występu - zaskakuje niesamowite zgranie zespołu, świetny galopujący rytm i porywający śpiew Dickinsona. Chwila przerwy i kolejny strzał w dziesiątkę - tytułowe "Powerslave". Zagrane na luzie i z polotem, choć trochę brakuje mi chórków w refrenie, które dodawały sporo magii temu utworowi w wersji płytowej.
Muzycy trzymają wysoki poziom do końca, nie bez powodu album uważany jest za jeden z najlepszych krążków koncertowych w historii rocka i metalu. Dlaczego więc dałem 9, a nie 10? Mimo wspaniałej atmosfery i muzyki, wraz z upływem kolejnych minut Bruce Dickinson zdaje się tracić głos, co najbardziej słychać w "Hallowed Be Thy Name". Nie jest źle, to w końcu wokalista z klasą, ale wokalnie wersja ta odstaje nieco od oryginału zamieszczonego na "Number Of The Beast". W zamian na sam koniec dostajemy czadowe "Iron Maiden", jak zwykle zagrane z punkową agresją, oraz rozbujane "Running Free", w którym Dickinson pokazuje, że jest nie tylko świetnym wokalistą ale i frontmanem.
Warto dodać, że reedycja zawiera także drugi dysk z pięcioma dodatkowymi utworami, wśród których warto wyróżnić świetne "Children Of The Damned" i "Phantom Of The Opera".
"Live After Death" to niezwykły album, porywający energią i urzekający atmosferą. Mimo kilku zgrzytów słucha się go z zapartym tchem i dlatego nie mogę wystawić mu innej oceny niż niezwykle wysoka dziewiątka.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Metallica "Garage Inc."
- autor: creep
- autor: RaMoNe
Black Sabbath "Paranoid"
- autor: Elwood