- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Iron Maiden "Brave New World"
Iron Maiden powraca w wielkim stylu. Trudno się temu dziwić skoro w zespole znowu występują Bruce i Adrian. Jeszcze półtora roku temu dzisiejszy skład Iron Maiden wydawał się mrzonką, na którą czekali tylko najwierniejsi fani, a dziś w roku 2000 zespół gra w składzie "jeszcze lepszym niż najlepszy".
"Brave New World" - dwunasta płyta studyjna - powala swoją energią, ale jednocześnie dojrzałością muzyczną. Nie ma sensu porównywać jej z dwoma wcześniejszymi nagranymi z Blazem Bayleyem na wokalu, ponieważ "Nowy Świat" bije "X Factor" i "Virtual XI" na głowę, jeśli ktoś pokusi się o jakieś porównania, to polecam "Seventh Son Of A Seventh Son", "Powerslave" czy "Fear Of The Dark". Jest też ta płyta czymś zupełnie nowym w dyskografii Iron Maiden - próżno szukać na wcześniejszych albumach takiego brzmienia perkusji, czy oczywiście ataku trzech tak wspaniale brzmiących gitar. Nie ma na niej słabych momentów, słucha się jej od początku do końca wyśmienicie, utwory są tak dobrane, żeby słuchacz nie znudził się, po z pozoru wolniejszym utworze zostajemy wprost zgniecieni szybkim, ciężkim numerem.
"The Wicker Man" - szybki dynamiczny "otwieracz", od razu słychać, że w szeregach Iron Maiden gra znowu Adrian Smith, riff przywodzący na myśl "2 Minutes To Midnigth" i doskonale gitarowe solo zagrane z wielkim uczuciem. Zaraz potem "Ghost Of Navigator", subtelne wejście przeradzające się w klasyczną dla Maiden gitarową jazdę. Utwór tytułowy to prawdziwy majstersztyk, przypominający "Fear Of The Dark" (to nie zarzut) - Dickinson w roli głównej, wspomagany przez trzy gitary i bas Harrisa, nie zapominając o Macbrainie, który wali w perkusję jak za czasów "Seventh Son". Zaraz potem "Blood Brothers", kawałek który może być jedynym wzbudzającym kontrowersje, dla mnie jednak jest prawdziwym arcydziełem muzycznym, nagrany z orkiestrą, napisany w całości przez Harrisa, z niesamowitym wokalem Dickinsona. "The Mercenary" - jeśli ktoś miał zastrzeżenia co do sposobu gry i pisania utworów przez Janicka, niech szybko rewiduje swoje poglądy, bo ten utwór powala riffami jego gitary. "Dream Of Mirrors" to następny kawałek napisany przez Gersa we współpracy ze Stevem. Ambitny numer z może troszkę przydługawym wstępem, ze wspaniałym rozwinięciem w środku. "The Fallen Angel", Maidenowy wymiatacz, nie pozostaje nic innego jak rzucać się po pokoju i potrząsać resztkami włosów :). "The Nomad" to chyba obok "Blood Brothers" najbardziej progresywny utwór na płycie z motywem gitarowym przywodzącym na myśl kraje arabskie. Ciężkie gitary wspaniała aranżacja, w środku wolniejszy moment, piękne solo i znowu orkiestra w tle. "Out Of The Silent Planet" - w tym utworze Gers ostatecznie udowadnia, że pozostawienie go w zespole jako szóstego członka było doskonałym posunięciem. Klasyczny numer napisany przez niego, Dickinsona i Harrisa, przypominający solowe dokonania Bruca. Ostatni utwór brzmi tak, jakby muzycy pisali go na płytę "Piece Of Mind", klasyczny rytm, wspaniałe solówki gitarzystów.
"Brave New World" to bardzo udany album, doskonale wyprodukowany przez Kevina Shirleya. Od razu nasuwa się uwaga, że Steve Harris powinien się zająć tym, co umie najlepiej - grą na basie, a nie produkcją płyt Iron Maiden, bo to już nie wychodzi mu tak dobrze. Chylę głowę przed Dickinsonem - jednym z warunków jego powrotu do Maiden było wybranie nowego producenta i nowego studia do produkcji płyty, było to doprawdy doskonałe posunięcie. Mcbrain dotrzymał obietnicy ("znowu będę mieszał"), Steve zagrał jak zwykle na swoim wysokim poziomie, o którym może marzyć większość młodszych basistów, Dickinson udowodnił, że potrafi mimo swych lat wspaniale zaśpiewać i że jest dalej jednym z najlepszych wokalistów w ciężkim rocku, a panowie gitarzyści odwalili kawał wspanialej roboty, grając całe mnóstwo wybornych solówek. Iron Maiden AD 2000 to trochę ciężej brzmiący zespól niż w poprzednich latach, otwierający mam nadzieje nowe tłuste lata dla heavy metalu. Nie pozostaje nic innego jak udać się do sklepów, kupić "BNW" i spotkać się na czerwcowych koncertach Ironów.