- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Iron Maiden "Brave New World"
Kiedy dowiedziałem się, że do Iron Maiden wróci Bruce, byłem niezmiernie szczęśliwy. Jedyną rzeczą, która psuła mi humor, była świadomość, że ten dziwaczny, uśmiechnięty człowieczek (czy aby na pewno był człowiekiem?), który biegał za mną szepcząc: "Twoja dusza za powrót Bruce'a!", był nie do końca stuknięty. No cóż, podpisany cyrograf - podpisanym cyrografem, a tak naprawdę liczył się przecież tylko powrót Bruce'a do Dziewicy. Oznaczał on bowiem szansę na ponowne nagranie wielkiej płyty. Poprzedniczki stworzone z Blazem ("X-Factor" i "Virtual XI") bez wątpienia wielkimi nie były.
Oczywiście można było mieć wątpliwości, istniała pewna rozbieżność, co do stylu, który preferowali poszczególni muzycy (rywalizowały tu: metalowa koncepcja Steve'a oraz nieco bardziej skłaniający się ku hard rockowi Bruce). Inną niewiadomą była współpraca trzech gitarzystów, z których każdy reprezentował wielką klasę i żaden nie chciałby zostać zepchnięty w cień.
Moje (i chyba nie tylko moje) wątpliwości rozwiał jednak już pierwszy singiel. Gdy usłyszałem po raz pierwszy w radio "The Wicker Man" (nie wiedząc czyj to utwór), zastygłem w bezruchu... Ten głos... Rozpruwające gitary... Łomocząca perkusja... Natychmiast uleciały wszelkie wątpliwości - to byli ONI. Wystarczyło to jedno nagranie, aby mnie przekonać, że IRON MAIDEN POWRACAJĄ!!!
I rzeczywiście - powrócili, a trzeba dodać, że jest to powrót w wielkim stylu. W moim odczuciu płyta ta w bardzo udany sposób łączy dynamikę i ogień "Piece Of Mind" czy "Powerslave" z nastrojowością "Seventh Son of a Seventh Son", a poza tym ma jeszcze pewną ilość - że się tak wyrażę - mistycznej podniosłości. Są tutaj kawałki pełne metalowej, typowo "dziewiczej" furii, na przykład "The Wicker Man" czy "Fallen Angel", jak i pełne uczucia i nastroju - wystarczy wymienić "Blood Brothers" bądź "The Ghost Of Navigator".
Nadszedł czas na przedstawienie "brave new album of Iron Maiden"...
"The Wicker Man" - rozpruwający riff oraz wspaniała galopująca perkusja i nie ma już wątpliwości, kto tak pięknie gra. Potem wchodzi cudowny bas, po czym (po ośmioletniej przerwie) znów słychać wspaniały, świdrujący głos Bruce'a. Do tego dochodzą: wspaniała gitara i mordercza podwójna stopa towarzysząca "Your time will come..." - obrazu dopełnia rewelacyjne solo. Występujące pod koniec przeciągłe "oo-uoh...", jest jakby stworzone do wspólnego zawodzenia na koncertach. Nie mam bowiem wątpliwości, że będzie jeden z numerów na nich granych.
"Ghost Of The Navigator" - gitara od razu wprowadza podniosły nastrój - najpierw jest bardzo spokojna, wręcz usypiająca, by potem przyspieszyć. Zaraz potem wchodzi - jakby odbijając się echem - perkusja. Bardzo mi się podoba kontrastowość tego nagrania: zwrotkom towarzyszy ciężki, porwany riff, a bardzo rozbudowany refren jest pełen dynamicznej (tu wielka zasługa galopującej w dobrym, ironowskim stylu perkusji) melodyki. Fantastyczne jest też gwałtowne przyspieszenie w dalszej części nagrania, okraszone znakomitą grą Nicko.
"Brave New World" to również niesamowicie klimatyczne nagranie, mające naprawdę świetny tekst o świecie, w którym przyszło nam żyć. W początkowej fazie jest bardzo spokojne i subtelne, a nastrój ten znakomicie podkreślają liryczne słowa "Dying swans, twisted wings..." oraz podobna do "The Ghost..." delikatna gitara. Potem jednak, z każdym kolejnym wersem, kompozycja staje się coraz bardziej ognista i dynamiczna - pulsująca sekcja i grające jakby w tle, skłębione gitary. Podniosły nastrój refrenu dopełnia obrazu tego utworu. Nie można oczywiście zapomnieć o Air Raid Siren, który fantastycznie zmienia swój wokal, idealnie dopasowując się do tempa - od drżącego, pełnego bólu na początku, po pełen złości i metalowej pasji w dalszej części.
"Blood Brothers" to wspaniała ballada, bardzo przypominająca poprzednie dwa nagrania pod względem nastroju. Jej początek jest jednak chyba jeszcze bardziej wzniosły - znów piękna partia gitarowa, podczas której struny wydają się być tylko lekko trącane. Jest to numer pełen emocji, niesamowicie subtelny, ze świetnym tekstem i okraszony wspaniałą, zagraną z niesamowitym wyczuciem solówką. Do tego fenomenalnie rozdzierająco zaśpiewane przez Bruce'a "We're Blood Brothers..." oraz cudownie melodyjne, wręcz urzekające smyczki w tle... To wszystko powoduje, że to naprawdę rewelacyjny kawałek.
"The Mercenary" to piąty utwór - jest całkiem odmienny od poprzednich trzech. To bowiem taki ironowski klasyk: ostry riff i galopująca sekcja, fantastyczne solo, znakomity wokal - wszystko odpowiednio wyważone i znakomicie zagrane. Jedyne co mnie troszeczkę irytuje, to nieco monotonne powtarzanie "Show Them No Fear..." - jest tego za wiele i po prostu nieco nudzi. "Dream Of Mirrors" - najdłuższe nagranie na płycie i kolejny niesamowicie nastrojowy utwór, w którym nie po raz pierwszy w historii Ironów mowa jest o deja-vu. Jest dość mocno pokręcony - co chwilę mamy zmiany tempa. W wolnych fragmentach mamy znakomity wokal oraz odzywające się w tle delikatne gitary i perkusję, a gdy piosenka przyspiesza wokal znacznie się ożywia, gitary z basem wspólnie wygrywają skłębione, kanciaste dźwięki, a perkusja pulsuje niczym żywa. Skoro nagranie jest takie długie, to oczywiście wielkie pole do popisu mają Dave, Janick i Adrian - wygrywane przez nich solówki są wspaniałe - ostre, dynamiczne i przenikliwe. "The Fallen Angel" - tu na początku w roli głównej mamy Nicko, który wygrywa znakomite stacatto na perkusji. Bardzo energetyzujący kawałek ze świetnym, mruczącym w tle basem i połamaną rytmicznie perkusją, doprawiony wspaniale zagranym motywem gitarowym pod refrenem oraz znakomitą solówką, gdzie gitary grają najpierw w zgodzie z Nicko, by potem wyzwać go na pojedynek.
"The Nomad" - znakomita współpraca gitar, których gra od razu nasuwa na myśl klimat dawnych czasów. Instrumentom pomaga dodatkowo bardzo sugestywny chórek w tle. Tak w ogóle, to nagranie to jest chyba najbardziej wzniosłym, a jednocześnie najbardziej złożonym, progresywnym na całym albumie. Mroczne, kanciaste gitary i asynchroniczna gra sekcji powodują, że na początku można się na tym kawałku nie poznać (tak było ze mną), ale jest on naprawdę znakomity. W wolniejszym fragmencie kojarzy mi się - pod względem nastroju - z utworem tytułowym z "Seventh Son of a Seventh Son", co jest chyba wystarczającą rekomendacją.
"Out Of The Silent Planet" - dynamiczne nagranie, które od razu bardzo mi się spodobało. Na początku mamy wspaniały riff - ciężko go opisać, ponieważ w moim odczuciu jest on jednocześnie porwany i bardzo płynny, a dodatkowo wnosi jakiś taki lodowaty podmuch. No tak - wiem, że to dziwnie brzmi, ale ja odnoszę takie wrażenie. W każdym razie po tym "lodowatym" riffie pojawiają się usypiające gitarowe motywy z szepczącym wokalem "Out of the silent planet... Out of the silent planet we are...". Potem zdecydowanie rozbudzająca perkusja Nicko oraz pełen złości i goryczy wokal, fantastyczne solo i pulsujący bas. Kompozycję kończy początkowy, przenikliwy motyw na gitarze. Tak na marginesie: to był drugi singiel z płyty.
"The Thin Line Between Love & Hate" - strasznie podoba mi się tekst tego kawałka - "Just a few small tears between someone happy, and one sad; just a thin line draw between being a genius or insane...". Choć sam temat nie jest nowy, to jego ironowskie ujęcie bardzo mi się podoba - natomiast co do muzyki, to pod względem pokręcenia, zróżnicowania w nastroju i rozbudowaniu to chyba drugi kawałek po "The Nomad". Początek jest powolny, mroczny, z ciężkim riffem i miarowym basem Steve'a. Potem nagranie staje się bardzo dynamiczne - znowu znakomicie młóci Nicko - by pod koniec stać się dla odmiany bardzo przejmującym: z rzewną gitarą i świetnym Brucem. Zakończenie w wielkim stylu, a dodatkowym smaczkiem jest słyszalny na samym końcu nagrania cichy, trochę wkurzony, a trochę rozbawiony głos: "Oh... I fuc**** missed it...". Przez te kilka sekund świetnie czuć, jaką frajdę chłopcy z Iron Maiden mają podczas nagrywania. Trzeba mieć nadzieję, że im się to nigdy nie znudzi!
Ta płyta jest zdecydowanym znakiem, że Ironi mają słabszy okres za sobą. "Brave New World" to naprawdę wielki album: bardzo dojrzały, wyważony, wszystkiego jest tu w sam raz. Pod względem wysmakowania muzycznego chyba tylko "Seventh Son of a Seventh Son" było lepsze. Jest to więc wspaniała płyta - pozostaje tylko czekać na kolejną i jeszcze raz powtórzyć: miejmy nadzieję, że nigdy im się nie znudzi wspólne granie.
UP THE IRONS! "We're [all] Blood Brothers!"
tylko brzmienie skopane. liczę na album live z wieloma kawałkami z tej płyty. a tymczasem czekam na koncert.