- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Intronaut "Valley Of Smoke"
Na płycie "Valley Of Smoke" zespół Intronaut zabiera słuchacza w podróż po Dolinie Dymu. Nazwę kapeli jeden z jej muzyków wytłumaczył kiedyś jako "inner traveller", czyli po naszemu - ten który podróżuje wewnątrz, duchowy podróżnik lub coś w ten deseń. Pojawia się więc skojarzenie, że będzie to muzyka atrakcyjna dla introwertyków, do słuchania w odosobnieniu. Coś jest na rzeczy. Na pudełku przyklejono nalepkę oznajmującą: "Dla fanów Mastodon i Baroness". Do nazw, które pozwalają się zorientować, komu Intronaut przypasi, dorzuciłbym jeszcze norweski Enslaved z jego ostatnich płyt. Jest bowiem w muzyce zawartej na "Valley Of Smoke" jakiś zadziwiający chłód. Zadziwiający, bo Intronaut to kapela z Kalifornii i to na dodatek z jej południowej części. Można też usłyszeć na tej płycie echa King Crimson - zespołu, bez którego chyba wszystkie wymienione brzmiałyby dziś inaczej.
Wokale na "Valley Of Smoke" są różniaste. Usłyszymy partie agresywne w typie ranny Ursus Arctos Horribilis oraz zahipnotyzowane czystsze głosy, których siła wynika ze stosowania harmonii. Zespół potrafi przyłoić futrzastym riffem, ale bez obaw rusza też w otwarte przestrzenie, gdzie gitarzyści rozpylają w powietrzu ulotne dźwięki, bębniarz rozwiązuje na ekranie pod powiekami równania z wieloma niewiadomymi, a basista trzyma to całe towarzystwo, żeby nie odlecieli za daleko, samemu ślizgając się czasem po gryfie bezprogowego basu.
Album "Valley Of Smoke" jest dość wyrównany. Trudno wskazać utwór, który jakoś szczególnie odstawałby poziomem od pozostałych. Nieco bardziej niż inne kawałki, poszarpany jest "Core Relations". Relatywnie dużym ładunkiem agresji charakteryzuje się, dołączony do europejskiej edycji, "Vernon". Najbardziej jednak wyróżnia się numer tytułowy. Jest to jedyny na płycie utwór instrumentalny. Występuje w nim gościnnie Justin Chancellor z grupy Tool. Usłyszymy tu więc dwie gitary basowe (pod koniec utworu zdaje się, że słychać nawet kontrabas). Ponadto zestawy perkusyjne też są dwa. Na dodatkowym (a także na hinduskiej tabli) zagrał Dave Timnick, który jest przede wszystkim gitarzystą.
Co ciekawe "Valley Of Smoke" jest w pewien sposób koncept albumem - zainspirowanym wybranymi wydarzeniami z historii miasta Los Angeles. Ponoć wiele osób sądziło, że tytuł jest powiązany z jakimś miejscem, gdzie wszyscy jarają zioło w ilościach hurtowych. Zespół poczuł się więc do wyjaśnienia sprawy na swoim blogu nazwanym "Blogronaut". Polecam tam zajrzeć. Można dowiedzieć się wielu ciekawostek. Okazuje się na przykład, że tereny obecnego L.A., jeszcze przed przybyciem europejczyków, były nazywane przez lokalnych indian Doliną Dymu właśnie. Rozpalane przez tamtejsze plemiona ogniska tworzyły smog długo przed tym, jak naukowcy zaczęli opisywać współczesny miejski smog typu Los Angeles.
Intronaut gra muzykę, która po pierwszym przesłuchaniu złapie w sieć słuchaczy z tendencją do głowienia się nad tym. co słyszą. Można na przykład natrafić na fragmenty, gdzie gitarzyści grają w jednym metrum, a perkusista w innym. Rozmijają się, aby po paru taktach spotkać ponownie. Harmonizowane wokale brzmią, jakby ich autorami byli ludzie obecni fizycznie, ale myślami przebywający w innym świecie. Dlatego też słuchanie tej muzyki przypomina rozmowę z kimś, kto ma zamknięte oczy. Może być to intrygujące, ale równie dobrze może być irytujące. Najlepiej więc samemu zamknąć oczy i spróbować odlecieć.
Piękna okładka, mnóstwo pomysłów i ciekawych detali, świetne brzmienie, ale odnoszę wrażenie, że ciut za dużo w tej muzyce dumania na temat: "czym by tu jeszcze zabłysnąć", a za mało intuicyjnego grania prosto z serducha. Przypuszczam jednak, że słuchaczom, którym będzie odpowiadał klimat tego albumu, ciężko będzie wracać z Doliny Dymu do szarej rzeczywistości.