- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: In the Woods... "Omnio"
Długo syciłam się debiutanckim dziełem In the Woods... "Heart of the Ages". Bo była to płyta wyjątkowa, niepowtarzalna, opiewająca Zimne Piękno Północy. Płyta, która swym czarownym klimatem wprowadziła mroczne serduszka w niepoznany jeszcze wtedy wymiar Czarnej Symfonii. Nic więc dziwnego, że po tak genialnym debiucie z utęsknieniem czekałam na kolejny sygnał z głębi barbarzyńskich lasów. No i w końcu stało się. Po dwóch latach milczenia marzenie się spełniło...
Dzięki "Omnio" powróciłam do głębokich lasów, w których nieokiełznana furia miesza się z niespotykaną subtelnością, a zagubienie i lęk ze zdecydowaniem i wzniosłością. In the Woods... oddalił się mocno od black metalu, którego pozostały tu jedynie ślady. Ale to nie ma żadnego znaczenia. Utwory, mimo iż prosto zagrane, oszałamiają swoją złożonością i klimatem spotykanym chyba tylko u tego zespołu (genialny 299 796 km/s). Wspaniałe damsko-męskie popisy wokalne, zapierająca dech w piersiach gra wszystkich muzyków, fenomenalna współpraca sekcji smyczkowej, zmieniające się jak w kalejdoskopie nastroje, uczucia, emocje... to tylko namiastka tego, co kryje się "wewnątrz" "Omnio". Tych dźwięków nie da się nijak sklasyfikować, nie da się ich tak po prostu do czegoś przyrównać. Nie tędy droga. Droga do tej muzyki prowadzi przez głęboki, mroczny las, okryty enigmą posępnej nocy, gdzie szybujący ptak oznacza nieskończoność, a wiatr przynosi odmianę i zew krwi, dziczy, wszystkiego, co jest pogańskie i cudowne. "Omnio" jest podróżą zmierzającą ku wieczności, świadomą ucieczką od ziemskiej egzystencj. Mistycznym królestwem, w którym zatraci się każdy, kto odważył się spojrzeć w oczy na pozór zimnemu Pięknu. Bo ta muzyka jest TAK urzekająca, TAK przeraźliwie PIĘKNA, że trzeba być mechanicznym robotem, splamionym brudem wszech obecnej komercjalizacji by nie ulec jej czarującej, fantastycznej atmosferze. "Omnio" nie obnaża się jednak przed przypadkowym słuchaczem. Dla wielu owe dzieło na zawsze pozostanie trudną do rozszyfrowania tajemnicą. Ale przecież w tym właśnie tkwi urok prawdziwej SZTUKI - dotrą do niej tylko wybrańcy, którzy potrafią czuć i dostrzegać to, czego nie potrafi dostrzec i odczuć większość.
In the Woods... to już nie zespół. Nawet nie ten jeden z najwspanialszych. To zjawisko, geniusz, którego Sztuka nie wymaże z pamięci. Za przełomowy "Heart of the Ages". Za absolutnie piękny i jedyny w swoim rodzaju "Omnio" - album "zbudowany" z wiekopomnych dźwięków, które jak fale upojenia wznoszą się nad rozlanym oceanem wieczności.
Ale tak serio to rzeczywiście coś w tym całym matriksie poszło nie tak. Daleko mi od twierdzeń, że wszystko to dla hajsu (wiadomo, że dla hajsu), ale niech będzie, że nie... Dobra, przechodząc do meritum, mając mniej możliwości tylko ludzie, którzy naprawdę czuli daną rzecz tworzyli. I pod tym względem powinien spaść na nas kataklizm, żeby tylko to co ma sens miało szansę się odrodzić.
Sentyment do albumu i to że "mają dobre momenty" sprawia że moja ocena płyty 6+/10
Na pewno najciekawsze co zrobił projekt In the Woods...