- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Impaled Northern Moon Forest "Burn in Hell"
Czy wyobrażaliście sobie kiedyś, jak Immortal brzmiałby unplugged? Jeśli nie, to posłuchajcie Impaled Northern Moon Forest.
Najpierw trochę historii. Impaled Northern Moon Forest powstał w 1997 roku podczas trasy Anal Cunt po Japonii. Zespół tworzą Seth Putnam i Josh Martin - jest to pierwsza, akustyczna, black metalowa formacja na świecie. Josh gra na zwykłej gitarze akustycznej, natomiast Seth śpiewa i bębni na nodze. Pierwszy występ Impaled Northern Moon Forest miał miejsce w Tokio - zespół wykonał wtedy między innymi cover "Black Metal" Venom. Na początku lipca tego roku, nakładem małej wytwórni Menace to Sobriety, ukazał się debiutancki album Impaled Northern Moon Forest, który mam właśnie przyjemność zrecenzjować. Panowie z Anal Cunt od dawna nagrywają swoje płyty z wyjątkowo specyficznym poczuciem humoru, ale to co pokazali na "Burn in Hell" po prostu mnie zmiażdżyło. Seth wyszydził absolutnie wszystko, z czym kojarzony jest dziś norweski black metal. Już poszczególne tytuły utworów mówią same za siebie i nakreślają w jakim tonie utrzymany jest cały krążek. Muzyka to po prostu zniszczenie. Josh osiąga niesamowite prędkości na pudle, Seth też zapierdala ostro klepiąc się po kolanach, a przy tym drze mordę ile wlezie. Temu wszystkiemu, specyficznego smaku dodają gdzieniegdzie klawisze, przypuszczam, że nagrane z pomocą Atari 65XE. Oczywiście panowie nie zapomnieli też o tak niezbędnych patentach jak choćby wycie wichrów, zrobionych w tak beznadziejny sposób, że długo można zwijać się ze śmiechu...
Największy problem z tym krążkiem jest taki, że trudno go jednoznacznie ocenić. Nie dość, że jest krótki, to jeszcze jakość nagrania pozostawia bardzo wiele do życzenia. Szczerze mówiąc, to muzyka także może wzbudzić w Tobie mieszane uczucia. Ja jednak skłoniłem się ku maksymalnej nocie. Dlaczego? Przede wszystkim za oryginalność. Już sam pomysł stworzenia akustycznego blacku może wydawać się absurdalny, a jednak panom z Anal Cunt udało się go zrealizować. Rozpierdala mnie wszystko: okładka, tytuły utworów, jak i same nagrania. Trzeba sobie jednak uświadomić, że ta płyta to żart i inaczej być traktowana nie może, dlatego przymknijcie oko na tę ocenę...
Faworyty: "Nocturnal Cauldrons Aflame Amidst the Northern Hellwitch's Perpetual Blasphemy", "Transfixing the Forbidden Blasphemous Incantation of the Conjering Wintergoat" (za imponujące partie klawiszy), "Lustfully Worshipping the Inverted Moongoat While Skiing Down the Inverted Necromountain of Necrodeathmortum".