- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Immolation "Kingdom Of Conspiracy"
Jest nowy Immolation. W zasadzie na tym można zakończyć recenzję ostatniego dzieła w katalogu Amerykanów. Wszyscy wiedzą o co chodzi. Legendarny zespół, autorzy najlepszych, wbijających w Szeol płyt gatunku spod znaku trupiej główki i apokalipsy nieświętego Johna. Czy mogli dać dupska? Nie mogli. Czy rzeczywiście nie dali? Niczym cnotliwa panienka na wydaniu - nie dali. Co zatem zrobili? Oczywiście rozpierdolili. Nawet nie musiałem słuchać "Kingdom Of Conspiracy", wystarczy że zobaczyłem jej zapowiedź i już wiedziałem, kto zdobędzie tegoroczny puchar śmiertelnych rozgrywek w rozwalaniu słuchaczy na kawałki. Jakieś wady? Jak dla mnie okładka (pomyliłem z "Endgame" Megadeth), za dużo pisków gitary Roba Vigny (wiem, że to integralny element ich muzyki, ale tutaj chyba przesadził) i "przeprodukowane" brzmienie perkusji. Ale od początku.
Samo włożenie płyty do odtwarzacza i wciśnięcie prostokącika z trójkątem wystarczy, by w sekundę rozpoznać z kim ma się do czynienia. Muzyki Immolation nie da się pomylić z niczym innym. To wciąż to samo podgrzane smołą i zapakowane w piekielny szkarłat brzmienie gitar, to te same kompozycje pozornie zagrane w drugą stronę, solówki strącające żyrandol z sufitu i skompresowane plunięcia powietrzem w mikrofon autorstwa Rossa Dolana. To wszystko pozostawało i pozostaje niezmienne na każdej z płyt autorstwa kwartetu (twórczego duetu?) oryginalnie z Yonkers. Ich dyskografia dzieli się na rzeczy zajebiste i superzajebiste, trudno więc jakoś twórczo opisać każde z kolejnych dzieł, nawet mając świadomość, że szczyt kompozytorskiej supremacji osiągnęli gdzieś na poziomie "Close To A Wrold Below" łamane przez "Unholy Cult". Ograniczę się więc do porównania jakościowego z poprzedzającym "Królestwo" "Majesty And Decay". Otóż mam wrażenie, że tym razem mniej tutaj cesarskiego, dworskiego na deathmetalową modłę patosu, a więcej nieskrępowanego napierdalania. Przekonuje o tym już otwierający rzecz "Kingdom Of Conspiracy", w którym generalnie blast blasta blastem pogania. Miazga, trigger fest, bezpośrednie punktowanie i grzanie po ryju, przy tym o żadnym prymitywizmie nie ma mowy. To co Robert Wagina wyczynia z wiosełkiem, choć robi to jak zwykle, przyprawia o zawrót pałki, nie to jednak jest tutaj najważniejsze, ale bagaż agresji, napór śmierć - emocji, które rozrywają na strzępy. Ani na sekundę nie odpuszcza w tym temacie "Bound To Order", gdzie skomasowane wejście sekcji przewala się przez głośniki płaszcząc odbiorcę niczym walec gorący asfalt, a jego końcowa, średnia pod względem szybkości część wprost zwala niebiosa na głowę. "Keep The Silence" zapewne wyleje skażony szatańskim nasieniem miód na serca wielbicieli szlagieru "No Jesus No Beast" z pamiętnej "Failures For Gods" - skąd znacie tę zagrywkę wstępną, co? Mnie zaś bierze w nim agresywnie kąsające pierwsze solo gitarowe, przywodzące na myśl wiertary braci Hoffman w "Satan Spawn..." czy "In Hell I Burn" z dwójki Deicide. W połączeniu z tym całym immolationowym armageddonowym naporem - "Lethal Weapon" pt. 666. Genialnie rozkręca się połamany "Echoes Of Despair" - gdzie pogięte frazy przeplatane są naprawdę druzgocącymi wejściami wodospadów gitar wzmocnionych przeciągniętym wokalem Dolana, którego rozdarcie mordy, holowane do pierwszego rzygnięcia, wzbudza autentyczne poruszenie wśród zakończeń nerwowych. Prawie bezczelnie, bo blackmetalowo, poszcza do nas oko "The Great Sleep", pewny hit nr 2 "Kingdom Of Conspiracy". Zdecydowanie prostsza struktura nie oznacza w tym przypadku, że gorsza. Pamiętacie zakończenie "Close To A World Below"? O to czym jest ten kawałek. Posągowe dupnięcia w gitarę, w tym wypadku na dokładkę wręcz thrashmetalowe patenty i swoista chwytliwość mocno zaczepiają się pod kopułą mózgoczaszki, czyt. będzie z tego niezły live performance. A hit nr 1? - oczywiście jak u nich - kawałek ostatni, czyli "All That Awaits Us" - z chyba najbardziej przystępnym i "hiciarskim" jak na nich interludium gitarowym i znów przepięknie uthrashowionym szatkowaniem sekcji, przeplatającym momenty ultra zrywu i kontrolowanych wariactw. Tu już naprawdę Hats Off To This Lady... I nikt niech nie śmie pierdnąć. Pięć minut trwania, a klimatu i motywów więcej niż niejeden prog gothofil może zmieścić w numerze o 34 razy dłuższym. Szacun Panowie! Znów to zrobiliście. Który to już udany koniec świata waszego autorstwa?
Wszystko, co napisałem, pozwala mi bez dłuższego zastanawiania postawić "Kingdom Of Conspiracy" wśród tych "najzajebistszych" dokonań Immolation. Jeżeli miałbym jakieś zastrzeżenia, to tylko te, o których wspomniałem na wstępie. Rob mógłby dać sobie nieco siana ze swoim piszczeniem, które mimo iż jest jego znakiem firmowym, w nadmiarze niczego ciekawego ani intrygującego do kompozycji nie wnosi. Materiał zyskałby też na zabójczości, gdyby Immolation postawiło na bardziej organiczne brzmienie bębnów. Nie należą oni do bandów najszybszych na planecie, ale gdybym w tych ich nawalankach dostałbym solidną stopą w bebechy, a nie był łaskotany po dupie chińskim triggerem, byłoby bosko. I tak płyta roku. W tym wypadku nie jest to chwalenie dnia przed zachodem słońca. Za sprawą tego krążka słońce już zaszło i pewnikiem szybko nie odważy się wzejść. Dlatego hegemonia tego materiału to fakt, już w połowie sezonu. Kto podskoczy? No kurwa, kto?
Co innego lubiec co innego porównywać i do tego bąkać lepsze, z czego tu wniosek mozna wyciągać lepsze????
to tak jakby porównywać ten jest głupszy bo niski a ten mądrzejszy bo wyższy, ale na jakiej podstawie???
Megadeth to megadeth, iron maiden to iron maiden, immolation to immolation, każdy z nich ma inny poziom grania i jest dobry ale w swojej lidze, inny styl tworzenia i wydaje inne płyty, więc delikatnie mówiąc a ściśle ujmując pisząc, idiotycznym jest je porównywać.
Tyle w temacie, może Cię to oświeci o co mi chodzi