- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Imagika "...And So It Burns"
Znowu do recenzji dostałem płytę zespołu, którego nazwę widziałem pierwszy raz w życiu, a nie jest to ich pierwsze wydawnictwo. Ale może to i dobrze. Dzięki temu oceniam tylko i wyłącznie tę płytę, nie sugerując się, nie porównując jej z wcześniejszymi dokonaniami zespołu.
Zacznijmy od krótkiego rysu historycznego dla tych, którzy podobnie jak ja, po raz pierwszy spotykają się z twórczością Imagika. Myślę, że częśc z Was pamięta jeszcze czym jest Bay Area, jak również czym to miejsce kiedyś było. Stamtąd właśnie pochodzi, założona w 1994 roku w San Francisco, Imagika. Wciąż grający w niezmienionym składzie zespół zarejestrował trzy albumy: "Imagika", "Worship" i najnowszy "...And So It Burns".
Muzyka Imagiki to naprawdę dobry thrash metal, raczej typowy dla Bay Area, wywodzący i wzorujący na najlepszych zespołach z przełomu lat 80-tych i 90-tych. Utrzymane w średnim i szybkim tempie utwory, nie pozbawione jednak często melodyjności, ostre i dynamiczne, przeszywające powietrze gitary, dobre techniczne partie solowe, nie udziwnione, jednakże świadczące o ponadprzeciętnych umiejętnościach muzyków. Do tego dołączmy charyzmatycznego wokalistę, czasem przypominającego Roba Halforda (w pewnych momentach "Hell"), czasem Glacę ze Sweet Noise ("Chaos To Murder"), który operuje raczej w wyższych rejestrach, potrafiącego nadać swemu głosowi drapieżny charakter. W ten oto sposób otrzymujemy definicję tego, co serwuje nam Imagika na "...And So It Burns".
Wśród wszystkich kompozycji do moich faworytów zaliczyłbym doskonałe "Intro" (świetna gitara akustyczna), powalający "Darkness Has Come" i "Fade Away" (smutny refren, potężne gitarowe riffy z solowymi popisami).
Brzmienie płyty jest na dobrym poziomie, choć wydaje mi się, że w niektórych momentach gitara basowa jest zbyt wysunięta, czasem też dudni, lekko zniekształcając pozostałe instrumenty. Do reszty nie mogę się przyczepić. Nawet trochę "zabrudzone" gitary, to moim zdaniem efekt zamierzony.
Teoretycznie płyta kończy się utworem "Fade Away", jednak po odczekaniu kilku minut usłyszymy kolejną kompozycję, zresztą należącą do tych lepszych na płycie. To jednak jeszcze nie koniec. Po nim, w ramach "bonusa dla wytrwałych", Imagika prezentuje nam własną wersję "Knockin' On Heaven's Door" z dość interesującym tekstem.
Gościnnie na płycie pojawił się także Chris Boltendahl, wokalista Grave Digger, który prawdopodobnie udziela się w ukrytym utworze numer jedenaście.
Album jest godny polecenia, tym niemniej, że thrashu z Bay Area mamy coraz mniej, więc każda taka produkcja jest na wagę złota.
Materiały dotyczące zespołu
- Imagika