- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Iluzjon "Silent Andromeda"
Złowieszcze i tajemnicze spojrzenie ptaka z okładki najnowszej płyty grupy Iluzjon - "Silent Andromeda" - zdaje się mówić, że zespół kolejny raz będzie chciał zahipnotyzować słuchacza i wprowadzić go w lekko baśniowy nastrój - nic bardziej mylnego.
Trzeci album Iluzjon różni się bowiem znacznie od swoich poprzedniczeków. O ile wcześniej muzycy stawiali raczej na klimat, to tutaj dominują ostre, drapieżne gitary, a spokoju i wyciszenia jest bez porównania mniej. Na dobrą sprawę mamy tu jedynie dwa utwory, które zupełnie różnią się brzmieniem i atmosferą od pozostałych. Płyta jest przez to dość spójna, ale słucha się jej dużo trudniej, bardziej wrażliwe uszy przestawią się na te inne fale dopiero po dłuższym obcowaniu z krążkiem.
Album rozpoczyna się od instrumentalnej kompozycji "Andromeda Is Calling", łagodny początek, a potem następują zmiany tempa - raz szybciej i mocniej, by za chwilę zwolnić i dać trochę odetchnąć słuchaczowi.
Na takim zamyśle zbudowane są cztery pierwsze utwory. Otwarcie płyty jest dość interesujące, jednak już kolejny numer nie jest tak dobry. "Nightmare Blues" jest po prostu monotonny, żeby nie powiedzieć nudny, pod koniec drugiej minuty mamy co prawda urozmaicenie w postaci solówki, ale jest ona bardzo krótka, zatem zbyt dużo uroku nie dodaje. W "Nightmare Blues" słyszymy także po raz pierwszy Michała Dziadosza. Cóż, powiem szczerze, że wokal na tej płycie zupełnie mnie nie przekonuje, momentami odnosiłem wrażenie, jakby to nie był śpiew, lecz beznamiętne czytanie tekstu z kartki. Bardziej krzykliwe momenty, jak np. w "Boundless Ignorance", nie wywołują niestety dreszczy na ciele, a szkoda, bo na pewno warunki wokalne Michała Dziadosza dają takie możliwości. "1990's" poprawia wrażenie po bardzo przeciętnym poprzedniku. Ciepły wstęp, potem bardzo dobry ostrzejszy fragment, godna uwagi jest też partia saksofonu w wykonaniu Joachima Goldsteina, grającego gościnnie nowojorskiego muzyka.
Wraz z ostatnimi taktami "Boundless Ignorance" kończy się też niejako pierwsza część tego albumu, a rozpoczyna druga, moim zdaniem dużo lepsza, w której zespół bardziej eksperymentuje i popuszcza wodze wyobraźni.
"Dark Electron" jest na to świetnym przykładem - to najdłuższy, najbardziej rozbudowany i chyba najciekawszy utwór na "Silent Andromeda". Wiele zmian tempa tak jak wcześniej, ale nie mamy tu już do czynienia z jednym powtarzanym motywem głównym, lecz z kilkoma, które zmieniają się w bardzo interesujący sposób. Od czwartej minuty atakuje ciężka gitara, ostry riff, przeplatany spokojem, potem mamy też świetne, dłuższe tym razem solo. Elektroniczna końcówka może nieco zaskoczyć, zwłaszcza, że elektronika na tej płycie została dość mocno ograniczona, ta zmiana wyszła zespołowi akurat na dobre. Po "Dark Electron" mamy całkowitą zmianę nastroju - czyli dwa echa odległego czasu, najbardziej na "Silent Andromeda" przypominające poprzednie dokonania Iluzjon. "Unknown Roads" jest średni, nie robi kosmicznego wrażenia, natomiast "Healing Paths" to majstersztyk - piękny, pobudzający zmysły motyw przewodni, a w oddali wiersz recytowany przez Michała Florczaka. Szybko zapada w pamięć, obok "Dark Electron" zdecydowanie najmocniejszy punkt albumu. Z błogostanu wyrywa dość brutalnie ostatnia kompozycja, czyli "Warning Mood". Na pierwszy plan wysuwa się bas, który po jakimś czasie znika, by powrócić i towarzyszyć nam już do końca. Środek dość mocny, przypomina odrobinę "Andromeda Is Calling". Koniec kompaktu jest równie udany jak jego początek. Muzyka odpływa, płyta się kończy. A jakie pozostają po niej odczucia?
Raczej pozytywne. "Silent Andromeda" to naprawdę solidna, przemyślana robota, dobrze wyprodukowana. Bardzo oryginalne podejście do sprawy, w przeciwieństwie do "City Zen", gdzie można było mocno odczuć Porcupine Tree, tutaj podobieństwa do grupy Stevena Wilsona są co najwyżej śladowe. Niestety to pozycja jednak nazbyt schematyczna, zwłaszcza w pierwszej części, brakuje tu polotu, swobody, wszystko wydaje się być chłodno wykalkulowane. Długość płyty - zaledwie 41 minut - świadczy o tym, że grupa koniecznie chciała stworzyć coś zwartego - co akurat się udało. Niestety po drodze zabrakło jakby wiary w to, że rozciągnięcie poszczególnych piosenek niekoniecznie musi tej spójności zaszkodzić. Najdłuższy "Dark Electron" wypadł tutaj przecież znakomicie, tym bardziej może więc to dziwić.
"Silent Andromeda" jest z pewnością godna uwagi. Na coś wielkiego autorstwa Iluzjon trzeba jednak poczekać. Przynajmniej do następnej płyty.
Materiały dotyczące zespołu
- Iluzjon