- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Ihsahn "Das Seelenbrechen"
"Nie wiem, czego boję się
Najbardziej -
Tego, kim jestem
Czy tego, czym się nie stałem?"
Mam słabość do twórczości Ihsahna. Dowody? Mniej więcej 15 lat obcowania z jego sztuką; jego nazwisko pojawiające się w bookletach niezliczonej ilości albumów, które z coraz większą trudnością upycham w mojej domowej płytotece; stare, wyblakłe i podziurawione T-shirty Emperor, które wciąż od czasu do czasu zakładam na koncerty, pomimo rosnącego brzucha i malejącej ilości włosów; sypiące się plakaty, pochowane gdzieś po starych wydaniach czasopism muzycznych, których lata świetności już dawno minęły. Czyste szaleństwo. Udało mi się chyba tylko nie kupić sobie jeszcze bokserek z podobizną Norwega i nie wydziarać co ciekawszych fragmentów okładki "Anthems..." na dupie.
Mój apetyt na każdą nową muzykę wychodzącą spod palców Ihsahna jest ogromny. Nie inaczej było w przypadku "Das Seelenbrechen", choć muszę przyznać, że gdy pod koniec czerwca 2013 pojawiła się informacja o tym, że nowy album jest na ukończeniu, przyjąłem ją z dość mieszanymi uczuciami. Przecież nie dalej jak rok wcześniej światło dzienne ujrzał "Eremita" - płyta, która była dla słuchaczy sporym wyzwaniem i do której chyba jeszcze nie do końca przywykłem - a tu już nowa propozycja. Data premiery jednak nieuchronnie się zbliżała, a napięcie rosło wraz z oczekiwaniami i nadzieją, że "Das Seelenbrechen" okaże się albumem lepszym niż poprzedni i dorównującym genialnemu "After". I gdy wreszcie pod koniec października odebrałem paczkę z płytą i drżącymi dłońmi umieściłem krążek w odtwarzaczu, wiedziałem, że nadszedł ten dzień. Dzień, który prędzej czy później musiał nastąpić. Dzień, którego bałem się jak Buki z "Muminków". Dzień, w którym przestałem rozumieć Mistrza.
"Zbyt dumny
Zbyt zawstydzony
Niekompatybilny
Z samym sobą"
Nie rozumiem, dlaczego Ihsahn w wywiadach poprzedzających wydanie "Das Seelenbrechen" podkreślał chęć powrotu do korzeni i odtworzenia blackmetalowego klimatu płyt z wczesnych etapów swojej działalności, skoro na jego najnowszym albumie tego black metalu jest jak na lekarstwo - a może po prostu mój wyprany latami słuchania ciężkiej muzy umysł już przestał go dostrzegać? Nie rozumiem, czy to w ogóle jeszcze jest muzyka metalowa - wystarczy rzucić uchem na "Regen", "Pulse" czy "M", a na myśl przychodzą prędzej gatunki takie, jak art rock czy nawet blues (czy tylko ja mam wrażenie, że "M" to niemal wierna kopia starego jak stojące w mojej szafce glany numeru "Bridge Of Sighs" Robina Trowera?). Nie rozumiem, dlaczego ta płyta jest tak dziwacznie zbudowana - pierwsze cztery utwory robią potężne wrażenie i słucha się ich doskonale (monumentalne gitary i chóry w "Regen" rozwalają, ujmuje delikatność i atmosfera w "Pulse", a riffy z "NaCl" gdzieś tam przypominają wcześniejsze płyty z "angL" na czele), a dalsza część albumu to chaos i po paru próbach znalezienia jakiegoś wspólnego mianownika poddałem się, ocierając łzę dla cieniów minionych. Nie rozumiem również, po co na "Das Seelenbrechen" znalazł się utwór "Rec", który moim skromnym zdaniem nie wnosi nic do całości i mam wrażenie, że jeszcze ze 3 lub 4 lata temu wylądowałby w najlepszym wypadku na końcu płyty jako bonus track. Nie rozumiem, po prostu.
"Zimny i niezwyciężony
Jak bliźnięta syjamskie
Każdy poranek
To początek nowej nocy"
Największą zagadką tego albumu jest dla mnie jednakże tandem "Tacit II" + "Tacit I", stanowiący na płycie swego rodzaju punkt graniczny, po którego przekroczeniu wszystko będzie inne. Może jestem już za stary na tego typu akcje, może przepełniła się czara połamanych rytmów i popieprzonych struktur, którą od lat kropla po kropli karmię się w regularnych odstępach czasu, a może wszechobecnemu Donatanowi czy innej Sylwii Grzeszczak udało się przekonać mój pozornie niereformowalny mózg, że jednak melodia jest fajna? I choć "Tacit I" ze swoim marszowym tempem i wspaniałą, podniosłą końcówką, wypada genialnie, to perkusyjna kanonada i przypadkowo (chociaż, jak znam Ihsahna, to wszystko jest tam na właściwym miejscu) uderzane struny w "Tacit II", podpierane agonalnymi krzykami Norwega, zupełnie do mnie nie przemawiają, tak samo jak kontrolowany(?) chaos zamykającego płytę "See". I jeśli na tym miała polegać ta blackmetalowa atmosfera i luźniejsze podejście do formy, to zupełnie tego nie kupuję. I jak zwykle w przypadku "Das Seelenbrechen" - nie rozumiem.
"Chemia
Upadłej duszy -
Po jej rozkładzie tylko tak
Może się na powrót zjednoczyć"
Ihsahn nagrał zatem album na wskroś dziwaczny. Brakuje mu spójności, brakuje myśli przewodniej i choćby lekko zarysowanej strzałki, która pokazywałaby słuchaczowi drogę. Cytowane przeze mnie w wolnym tłumaczeniu wersy "Pulse" zdają się świetnie oddawać ducha tej płyty: atmosferę kontrastów, niekompatybilności, niewiedzy, zakłopotania i dwoistej natury. Obok doskonałych utworów dostajemy garść niezrozumiałego i ciężkostrawnego materiału. Ale jak znam Maestro, to właśnie tak miało wyglądać. Emperor też zaczynał od stosunkowo prostych kompozycji, a "Prometeuszem" udowodnił, że nic nie jest niemożliwe. Z tą tylko różnicą, że Ihsahn się raczej nie rozpadnie (a już na pewno nie z tych samych powodów), więc pozostaje nam czekać na kolejny album, z nadzieją, że... będzie lepszy od poprzedniego. Czego sobie i Wam życzę.
Materiały dotyczące zespołu
- Ihsahn