- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Iced Earth "Tribute To The Gods"
Do różnego rodzaju płyt-hołdów jakoś nigdy nie mogłem się przekonać. I to całkowicie niezależnie od tego, czy miałem do czynienia z albumem, na którym jakieś mało znane kapele grają "klasyków", czy z takim, gdzie zespół składa hołd kapelom, które go inspirują, czy też z jeszcze jakimś innym "tworem". Było to jakoś w moim odczuciu zawsze coś na kształt wypełniacza i "zapchajdziury" - czegoś, co nagrywa się z braku własnych pomysłów, albo aby fani nie marudzili, że między płytami są takie długie przerwy czasowe.
Czy zmienię swoje zdanie po wysłuchaniu płyty Iced Earth "Tribute To The Gods"? Z pewnością nie. Album należy do drugiej wymienionej przeze mnie grupy: Amerykanie wzięli na warsztat nagrania zespołów, które inspirowały ich (a może i inspirują nadal), a wśród nich same legendy: Iron Maiden, AC/DC, Black Sabbath, Alice Cooper, Judas Priest, KISS oraz Blue Oyster Cult. Prawda, że doborowe towarzystwo? A i numery niczego sobie: jest "Hallowed By Thy Name", jest "Black Sabbath", jest "Highway To Hell", jest "Screaming For Vengeance". Wszystko fajne i zupełnie przyjemnie się tego słucha, a numery, choć bardzo podobne do oryginałów, to jakąś tam "icedearthową" nutkę mają. Niby więc wszystko nieźle... Ale tylko nieźle. No bo co ja poradzę na to, że - przynajmniej w przypadku tych kapel, które znam bardzo dobrze - zdecydowanie wolę oryginalne wersje. Bo w "Hallowed By Thy Name" brak mroku, goryczy i siły wokalnej Bruce'a, bo "The Number Of The Beast" brakuje pary, bo "Highway To Hell" nie jest tak surowe, a w wokalu nie ma diabelskiej histerii Bona Scotta, bo... Nie chcę się wypowiadać w kwestii KISS czy Blue Oyster Cult, bo ich twórczość znam pobieżnie (KISS) lub bardzo pobieżnie (BOC), ale nie mam podstaw przypuszczać, że w ich przypadku jest lepiej...
A więc: klasyczne pozycje legendarnych kapel w wykonaniu Iced Earth są jak najbardziej do posłuchania, ale generalnie nie jest to nic specjalnego. Po prostu zdecydowanie wolę oryginały...