- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Hypocrisy "A Taste Of Extreme Divinity"
"Piotrusiu, gdzie cię jeszcze nie było...?" - wypadałoby powiedzieć. Zawsze miałem ochotę zadać to pytanie, nie tylko teraz, kiedy w końcu nowa płyta Hypocrisy, czyli bardziej męskiego oblicza Petera Tagtgrena, ujrzała światło dzienne. To jakieś wyścigi? Rydwany ognia? Nieskończone zawody z krajanem Danem Swano, którego też od zawsze wszędzie pełno? Nie wiem, może coś tam w glebie w tej Szwecji siedzi, jakiś "swędzik", który spokojnie na dupsku nie pozwoli usiedzieć.
Oczywista sprawa, że bogata twórczość i mnogość projektów to powód do chluby i radości - i to nie tylko dla samego twórcy. Hypocrisy i Pain to projekty, których nie sposób nie lubić. Sprawa jednakże komplikuje się, jak w powiedzeniu o łapaniu dwóch srok za ogon, a jeszcze bardziej po przeprowadzeniu śledztwa, czy to aby na pewno nie ten sam batonik w dwóch różnych papierkach.
Ta partia przez Tagtgrena rozegrana została iście po mistrzowsku, zresztą każda była. Nie chodzi o to, że, dajmy na to, na "A Taste Of Extreme Divinity" serwuje to samo atrakcyjne hard-dicho, które z powodzeniem podaje w "Bólu", a raczej o pewne patenty i to dobrze rozpoznawalne brzmienie a la "Abyss Studio", które zamiast stania się sprawdzonym przepisem na sukces, każą raczej zapytać po co to tym razem i dla kogo?
Muzycznie nowe Hypocrisy samo w sobie nie zawodzi. Po tylu latach kariery kompozytora, a także producenckiego "dżobu", Peter wie, co chce grać (ten swój specyficzny szwedzki, melodyjny death metal) i z kim. Struktura pieśni, jak to u niego i Hipokrytów, też iście koncertowa. Zwrotka, refren, zwrotka, refren, przyspieszenie, zwolnienie, to "fenk ju, gud najt", idziemy do domu. Nikt, podkreślam, nie wciska na "Taste?" żadnego nowatorstwa, tym bardziej nie udowadnia, że jest najbrutalniejszy i najbardziej true na świecie. Człowiek ma się przy tym bawić, machać baniakiem, a po wypiciu siódmego piwa bez problemu zanucić melodyjkę.
"Valley Of The Damned", zapodany na samym początku płyty, trąci kąśliwym riffem i mocnym nabijaniem gościa (o którym więcej dalej). Ale to wszystko tylko tak dla postraszenia, bo potem jest charakterystyczne "nananana". W "Solar Empire" na odwrót - najpierw "nananana" i potem konkretnie, czyli dobrze znana szwedzka przeplatanka. Nie wiem, o co tutaj chodzi, ale odbioru tej płyty nie zmieniają także blackmetalowe inklinacje w "Weed Out The Weak", "The Quest" czy "No Tomorrow". Skoro Hypocrisy mają w składzie jednego z Cypisków zimowej brygady lotnej Immortal, prawie niemożliwym było przecież nieskorzystanie z takiej możliwości. Gorzej, że owa kooperacja też rzuciła się na melodykę kawałków niczym wirus opryszczki, niebezpiecznie zbliżając ją do dokonań Norwegów. Skoro Immortal istnieją, ma się dobrze, to na co to komu, hę? A może to z miłości, że nawet finałowy "Sky Is Falling Down" jest jakby z "At The Hart Of Winter" zdarty, co?
Na koniec zarzut najpoważniejszy, a więc zapowiedziane na wstępie Painowe naleciałości. Ja wiem, że na "Taste Of The Extreme Divinity" nie śpiewa żadna baba, słyszę też doskonale, że to przede wszystkim świetne riffowanie i potężna sekcja rytmiczna, ale nie o to chodzi. Tagtgren nie uniknął niestety rzucającej się w oczy rzemieślniczej maniery w sposobie konstruowania muzyki. Lżejsze momenty nowego Hypocrisy mogą przypominać te twardsze przerywniki w Pain i, na odwrót, ta cięższa melodyka przewijająca się chwilami na krążkach Pain migocze w tych łagodniejszych sekundach "Taste?". Tworzywa nazywają się inaczej, ale nawet ślepy i głuchy pozna, że skręcała to do kupy ta sama para rąk.
Odnośnie Horgha, to muszę się pokajać w tym momencie. Zawsze miałem go za solidnego bębniarza oraz bohatera jednej z najśmieszniejszych sesji fotograficznych w black metalu i tyle. Za sprawą tej płyty jednakże w końcu załapałem, na czym polega jego geniusz. To nie Derek Roddy ani Gene Hoglan, a raczej black - deathmetalowy odpowiednik Nicko McBraina, który koresponduje ze słuchaczem szalenie zwartą i zdyscyplinowaną techniką. Jego domeną jest rytm i napieprzanie znad ucha, a nie niezrozumiałe dla nikogo galopady donikąd.
Może nie powinienem tego wszystkiego pisać i podnosić ręki na mistrza. Któż oprócz Swano ma tyle zasług w mecenasowaniu szwedzkiemu brzmieniu, jak nie Tagtgren? "Milion" płyt własnego autorstwa, z trzy razy więcej wyprodukowanych w "Abyss I" i "II", niegdyś mekk zespołów z Osmose i Nuclar Blast. Takie persony są nietykalne, ale bez przesady. Trzeba im patrzeć na ręce, bo świadomość własnej legendarności może nadwątlić zdrowy rozsądek, a mnogość projektów zaburzyć pamięć: "czy ja na pewno nie zagrałem tego wcześniej, tylko inaczej?". Może chodzi o wspomniany na wstępie świąd dupy, może o mejle od fanów nieutulonych w ciszy, jaka w obozie Hipocrisy zaległa po wydaniu "Virus". Kupa świetnych riffów, solidnych melodii, idealne na koncert, tylko ta jedna, w tym przypadku na wagę przynajmniej dwóch punktów, przeszkadzajka - po co? No i ta gówniana okładka rodem z komiksu o Conanie. Sorry Winnetou, nie róbmy z tego sloganu "dużo, tanio? eee? Tagtgren".
Dzisiaj padło na te płytę. I po raz kolejny stwierdzam: swietna.
A te blackowe naleciałości, o których pisze Kruk- nie mozna przy tym usiedzieć :)
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Gorgoroth "Quantos Possunt Ad Satanitatem Trahunt"
- autor: Megakruk
Nile "Those Whom the Gods Detest"
- autor: Megakruk
- autor: Kępol
Lost Soul "Immerse In Infinity"
- autor: Megakruk
Motorhead "On Parole"
- autor: Mikele Janicjusz
Alice In Chains "Black Gives Way To Blue"
- autor: don Corpseone
- autor: Paweł Filipczyk
Na odtrutkę poleciało to Hypocrisy. Tak się gra taką muzykę. Panowie z Gatecreeper. Podglądaliście już Szwecję...
Piszą że Nuclear Blast zespsuł ten zespół. A przecież A Taste of... też było przez nich wydane