- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Zbigniew Hołdys "Hołdys.com"
Szczerze mówiąc, po powrocie Hołdysa na muzyczna scenę mogłem się spodziewać niemal wszystkiego - szczególnie biorąc pod uwagę eksperymentalny skład z dwoma basami i trzma perkusjami. Sensacji się nie doczekałem. Doczekałem się za to 55 minut dobrego i niebanalnego rocka AD 2000.
Nad płytą unosi się duch przypominający ten dawny, "perfectowy". Podobna konstrukcja riffów, podobny nastrój ballad. Czuć po prostu, że Hołdys wciaż jest Hołdysem - i Hołdysem pozostanie. Materiał jest jednak świeży, nowoczesny - zarówno ostry ("Pałac", "Jestem głupi", "Stu kobziarzy"), nastrojowy ("Molier", "Another day", "Kołysanka dla Tytusa"), a także miejscami bardzo trudny do określenia ("Another day", "Nie zabijaj") - jak za "dawnych dni". Naprawdę miło słuchać tej muzyki w doskonałym warsztatowo wykonaniu doborowego grona muzyków. Wspomniany zaś szeroki skład daje chwilami bardzo ciekawe możliwości aranżacyjnie - dobrze wykorzystane.
À propos dawnych dni: krążek kończy się nowymi wersjami dwóch klasyków Perfectu: "Niewiele ci mogę dać" z wokalem Artura Gadowskiego i "Chcemy być sobą" w brawurowej wersji instrumentalnej na gitarach basowych. Moim zdaniem tego pierwszego utworu mogłoby nie być. Gadowski ma bardzo ciekawy głos, ale całkiem nie nadaje się on do piosenek takich, jak ta. Nie da się uniknąć porównań do oryginalnej wersji z Grzegorzem Markowskim - szczególnie, że aranżacyjnie oba wykonania zasadniczo nie różnia się od siebie (z wyjątkiem oboju Tytusa Wojnowicza). Wydaje mi się, że dużo lepszym rozwiązaniem byłoby nagranie tego utworu w sposób zupełnie inny od pierwotnego. Drugi z "perfectowych" numerów na "Hołdys.com" jest za to malutkim (dosłownie - trwa tylko niecałe 3 minuty) rodzynkiem. Nic zresztą dziwnego, skoro w roli głównej występuje Pilichowski, pierwszy basman Rzeczypospolitej.
Co jeszcze? Hołdys z pewnością nie jest mistrzem pióra, ale nie sposób odmówić jego tekstom ogromnej szczerości i osobistego (szczególnie w "Kołysance dla Tytusa") charakteru przekazu. A także bezpośredniości (która cechuje także wszystkie jego wypowiedzi), czego przykładem jest gorzko-przewrotny "Molier", który już zdążył wywołać małą burzę w mediach.
Należy jeszcze wspomnieć, że Hołdys zdecydował się na dość radykalny krok "moralizatorski". Mówię tu o minutowym intro, w którym słyszymy grobowy, głos muzyka: "Jeżeli kupiłeś tę płytę od piratów, okradłeś mnie, moją rodzinę i przyjaciół, z którymi ją nagrywałem". Owszem, robi to wrażenie, rozumiem też jego frustrację. Ale czy ja, uczciwy nabywca, który wydał na krążek 45 złotych i nie okradł w ten sposób nikogo, natomiast dofinansował - nawet jeśli nie samego Hołdysa i przyjaciół (śliska sprawa), to - wytwórnię płytową, muszę tego wysłuchiwać? A jeśli tak, może warto było dla przyzwoitości dodać jednak proste "A jeśli kupiłeś ją legalnie w sklepie - dziękuję"?
Warto zapoznać się z tym albumem. Wielu młodych powinno kulić się teraz ze wstydu, gdyż "stary zgred" pokazał swym powrotem po latach, jak dziś należy grać rocka. A tak coś właśnie czułem, że należy wierzyć w tego faceta!