- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Hey "Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan"
Hey to zespół-instytucja. Ze wszystkiego, co robią koledzy i koleżanka, bije profesjonalizm cechujący największych artystów. Weźmy choćby pudełko, w którym wydana została najnowsza płyta formacji. Na okładce zdjęcie stylizowane na klasowa fotografię, a całe opakowanie ma formę jakby dyplomu, który można podpisać dołączonym do albumu ołówkiem z logo Heya(!). Ktoś powie, że ważna jest muzyka, a nie takie bzdety, ja jednak uważam, że to naprawdę fajny akcent i przejaw dużego szacunku do słuchacza (w czasach wszechobecnej muzyki z internetu trzeba dać ludziom coś, co zrekompensuje im wydanie tych kilkudziesięciu złotych na oryginalny album).
Muzycznie Hey przeszedł przez lata wielką przemianę - od naśladowania (z powodzeniem) sceny grunge'owej, przez mniej lub bardziej udane eksperymenty okołorockowe, aż do postaci obecnej, którą można określić chyba tylko mianem alternatywy. Już na poprzednim albumie, "Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!", poznaliśmy nowe wcielenie zespołu. Zmniejszająca się rola gitary, coraz większa dominacja sampli i elektroniki - to nie wszystkim się musiało spodobać, chociaż krytyka w większości oceniła płytę bardzo pozytywnie. Ja również nie miałem z "M!U!R!P!" problemu, bo szczerze mówiąc Hey to dla mnie przede wszystkim Nosowska i jej charyzma, a dopiero w drugiej kolejności reszta składu (co nie zmienia faktu, że autorem większości muzyki jest Paweł Krawczyk, a brzmienie jest zasługą ostatnio stałego współpracownika Nosowskiej - Marcina Borsa). A że słucham z równą przyjemnością wczesnego Hey, jak i solowych płyt Katarzyny, to i do tamtego wydawnictwa nie miałem zastrzeżeń, ba, bardzo mi się podobało.
Już po pierwszym odsłuchu "Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan" widać, że muzycy idą obraną na "M!U!R!P!" drogą. Od pierwszego na krążku kawałka ("Wieliczka") słyszymy udany mariaż gitary (czasami akustyk, rzadziej elektryk) z elektroniką i beatem. Hey zapuszcza się na tym albumie w coraz to nowe rejony artystyczne, ale ciężko stwierdzić, że w którymś momencie coś do siebie ewidentnie nie pasuje. Czy to w spokojnym, trip-hopowym "...że się kupidyn Tobą interesuje", czy w dynamicznej, rytmicznej "Wodzie" (z fajną melodeklamacją w połowie utworu), czy wreszcie dość klasycznej w formie balladzie napisanej przez Kaśkę dla synka ("Lilia, kula i cyrkiel") te pozornie niepasujące do siebie elementy jakimś cudem nie rażą, tworząc przekonującą całość.
O ile jednak czasami gitar po prostu nie słychać (w jednym z wywiadów Paweł Krawczyk ze śmiechem stwierdził, że zarówno on, jak i Marcin Żabiełowicz grają na gitarze we wszystkich utworach), to jest kilka kawałków bardziej bezpośrednio odwołujących się do rockowych korzeni grupy. Takimi piosenkami są "Co tam?", kapitalne "Podobno" czy początek "Wilk vs. kot". Ten ostatni numer to również chyba najbardziej piosenkowa i melodyjna rzecz na krążku. Kapitalnie zaśpiewany kawałek, z przejęciem, do tego ma bardzo chwytliwy refren. W kolejnych piosenkach rządzi już elektronika, choćby "arcade'owe" dźwięki w "Bez chorągwi", które powoli płyną sobie przez cztery minuty i trudno się podczas słuchania tego utworu nie uśmiechnąć. Pulsujący rytm "Lotu pszczoły nad tymiankiem" musi fajnie brzmieć w samochodowych głośnikach. Poza tym przejmujący śpiew Nosowskiej i kilka ciekawych "przeszkadzajek" tworzą fajny klimat tej udanej kompozycji.
Piosenką, która powoduje (nie mogę po tylu latach słuchania muzyki rozgryźć tego mechanizmu) u mnie ciarki na plecach, jest przedostatni w zestawie utwór tytułowy, mający w sobie coś z hymnu. No i wreszcie najciekawszy chyba kawałek, nagrany razem z Gabą Kulką (swoją drogą polecam jej twórczość) "Z przyczyn technicznych". Gaba daje tu popis swoich umiejętności i śmiem twierdzić że przyćmiewa Kasię Nosowską. Sam numer jest nieco szalony i całkiem udanie łączy rocka z elektro. Gaba napisała też tekst tego utworu.
No właśnie, teksty. Liryki na najnowszym albumie Hey są - jak na Kaśkę Nosowską - wyjątkowo pozytywne (co zresztą sama przyznaje), a to ma wpływ na takiż odbiór albumu. Uwagę zwraca zwłaszcza "Wilk vs. kot", utwór tytułowy czy "inspirowany" kazaniami ks. Natanka "...że się Kupidyn Toba interesuje".
Słuchając "Do rycerzy..." łatwo dojść do wniosku, że Hey i Nosowska solo zaczynają się do siebie zbliżać. Faktycznie, dużo nie brakuje. Kasia na swoich płytach też eksperymentuje z elektroniką i trip-hopem, producentem jej albumów jest Marcin Bors. Myślę jednak, że w kontekście zwłaszcza ostatniego albumu Kaśki ("8") ten zarzut jest nieco nietrafiony. "Ósemka" to płyta jednak bardziej awangardowa, nowe dzieło Heya charakteryzuje, mimo wszystkich eksperymentów, klasyczna konstrukcja kompozycji, te kawałki można po prostu nazwać piosenkami, tych z "8" raczej nie.
Hey nic nie musi. Kapela pokazała już nie raz, że potrafi grać rocka, pokazała, że odnajduje się w innej stylistyce, a najnowszym albumem potwierdza wysoką formę i sens wybranej drogi. Oceniam tę płytę nieco niżej niż "M!U!R!P!", który był krążkiem trochę bardziej wpadającym w ucho, ale to dalej kawał świetnego alternatywnego grania. Jeśli "M!U!R!P!" dostałby u mnie ocenę 9, to "Do rycerzy..." należy się mocna 7.
W którą stronę pójdzie Hey na kolejnych krążkach? Nie mam zielonego pojęcia, jestem jednak pewien, że jeszcze nas zaskoczy.
Fire, Ho, - to mistrzowskie płyty (przyznaję doceniłem obydwie w całości kilka lat później)
? i Karma - bardzo dobre
Oni wtedy mieli najlepsze czasy dla swojej twórczości i popularności, jak pamiętam nawet grali w USA przed kapelami z nurtu grunge.
Obecną płytę znam z dwóch kawałków. Stylistyka widzę rozbudowana o elektronikę.
Materiały dotyczące zespołu
- Hey