- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Hermh "Before the Eden - Awaiting the Fire"
Aczkolwiek wielkim fanem Hermh nigdy nie byłem, to ten cieszący się w swoim czasie sporym uznaniem wśród długowłosej braci białostocki zespół utkwił mi w pamięci jako jeden z najbardziej klasowych przedstawicieli polskiej sceny blackmetalowej. Wydany przez ekipę dowodzoną przez Barta Krysiuka w 1997 roku album "Angeldemon" - z całym swym garbem nie do końca do mnie przemawiającego wampirycznego klimatu - był przecież kompletnym zaprzeczeniem typowego wówczas dla gatunku wydawnictwa (pomijając oczywiście wydawnictwa owianego legendą Christ Agony). Znać na płycie było klarowny koncept, utwory z niej układały się w mozaikę tworzącą spójną całość, a produkcja nie nastręczała problemów z odczytaniem intencji twórców krążka. Po sześciu latach milczenia Hermh powraca na scenę z nowym składem oraz minialbumem "Before the Eden - Awaiting the Fire" i... właściwie nic się nie zmienia.
Trzeba jednak od razu zaznaczyć, że ów materiał wydany został po to, by starym fanom przypomnieć nazwę grupy, a nowym zasygnalizować jej istnienie. Krążek ten nie jest bowiem regularnym wydawnictwem, ale pomostem pomiędzy chwalebną przeszłością i szykowaną na przyszły rok pełnowymiarową płytą, która ukaże nowe oblicze Hermh w pełnej krasie. Jej namiastką są zamieszczone na płytce wydanej przez Pagan Records dwa nowe utwory ("Hunger" i "Red Blood Running") utrzymane w charakterystycznej dla Barta i spółki konwencji, pełnej patosu, podniosłego nastroju, budujących symfoniczną atmosferę klawiszy i rozwrzeszczanych, wściekłych wokaliz lidera zespołu, wypluwającego z siebie nienawiść do wszystkiego co święte. I pomimo tego ogromu patosu, pompatycznych czy wręcz patetycznych patentów znanych z wczesnych dokonań Katatonii czy płyt wspomnianego już Christ Agony, po raz kolejny trudno odmówić Hermh klasy i mocy, z którą jego muzyka spływa z głośników na słuchacza. I to bez względu na to, czy w postaci nowych kompozycji, czy trzech przearanżowanych i na nowo nagranych kawałków sprzed 10 lat, czy też coverów Bathory ("Valhalla") i Mayhem ("Deathcrush"). I choć akurat ten ostatni łamie nieco spójność "Before the Eden - Awaiting the Fire", to nie zmienia mojej o krążku opinii. Bo w swojej klasie, fakt faktem nie darzonej nigdy przeze mnie większą atencją, jest to po prostu bardzo dobry album. Warto go posłuchać i obejrzeć (jest bonus w postaci teledysku do "Hunger") w oczekiwaniu na długograja.
Materiały dotyczące zespołu
- Hermh