- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Helloween "Chameleon"
"Chameleon" to ostatni album Helloween w "prawie starym" (bez Hansena) składzie. Po nagraniu tego materiału od zespołu odszedł (a raczej został wyrzucony) Michael Kiske, który swoimi poglądami i dziwnymi wizjami muzyki działał wszystkim członkom zespołu na nerwy. Ingo Schwichtenberg nie mógł już dłużej grać ze względu na postępującą schizofrenię. Rok później popełnił samobójstwo...
Album ten budzi najwięcej kontrowersji wśród fanów Helloween. Jedni twierdzą, że jest to najgorsza płyta w historii zespołu i nie ma na niej nic ciekawego, inni natomiast uważają, że jest to naprawdę dobry materiał. Ja zaliczam się do tej drugiej grupy. Zresztą w Japonii "Chameleon" zdobył status złotej płyty, a później nawet platynowej, więc o jakiejś strasznie słabej sprzedawalności nie możne być mowy. Problem polega na tym, że nie każdy słuchacz potrafi dostrzec piękno muzyki zawartej na tym krążku. Nie każdy potrafi się otworzyć na inne, często dziwaczne dźwięki. O ile "Pink Bubbles Go Ape" różnił się od "Keeperów" w niewielkim stopniu, tak w przypadku "Chameleona" możemy mówić o totalnej zmianie podejścia do muzyki.
Dawnego ducha Helloween słychać jedynie w otwierającym płytę "First Time". Reszta jest już zupełnie odmienna. W "When The Sinner" pojawia się nawet sekcja dęta(!), co jak na zespół kojarzony ze speed metalem jest niemałym zaskoczeniem. "Step Out Of Hell" rozpoczyna się natomiast od dyskotekowego niby-bitu, aby następnie przerodzić się w iście rockową jazdę. Zdecydowanie najgorszym kawałkiem jest "Crazy Cat", zagrany w stylu ZZ Top. Ten numer to totalna tragedia. Nawet taki hippisowski "Revolution Now" jest lepszy. Chociaż oba w równym stopniu hańbią nazwę Helloween. Na szczęście album trwa ponad siedemdziesiąt minut i dwa niezbyt długie gnioty nie są w stanie zepsuć całości. Dalej "Giants" - potężny i rozbudowany utwór ze wspaniałymi solówkami. Tapping na początku daje po prostu powalający efekt. "Music" to długa i wspaniała ballada, w której Michael Kiske przekonuje nas, jak ważną rolę pełni w jego życiu muzyka. Są na tym albumie dwie lśniące perły. Pierwszą jest "I Believe", najbardziej rozbudowany i podniosły utwór, w którym pojawiają się smyki i chóry, a drugą "Longing". Ten utwór to po prostu arcydzieło. Raz delikatny i subtelny, innym razem potężny i wzniosły. Cudo. To notabene ostatni utwór jaki Michael Kiske skomponował dla Helloween.
Cóż, "Chameleon" rzeczywiście nie jest albumem, który "podejdzie" każdemu, ale wystarczy odrobina chęci i zaangażowania, aby w pełni delektować się wspaniałymi dźwiękami, których tu nie brakuje.
Natomiast tego rocknrolla w "Crazy Cat" tez nigdy nie lubilem.