- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Helloween "Better Than Raw"
"Better Than Raw" kupiłam przez przypadek. Zazwyczaj nabywam płytki po uprzednim przesłuchaniu, ale to był moment... Gdy łaziłam po sklepie fonograficznym, koleś z którym byłam (fanatyk Helloween) powiedział, że mam to natychmiast kupić, bo on musi sobie przegrać. Swierdził, że jeśli nie będzie mi się to podobało, to odkupi ode mnie... i dlatego ta genialna płytka została u mnie.
Cóż można o niej powiedzieć? Jest zarazem nowatorska i konserwatywna, słychać tu klasyczne powerowe podkłady, ale jest też odmienność brzmenia - może trochę cięższe niż na przykład "Master Of The Rings". Zresztą... trzeba tego posłuchać.
Album otwiera intro w stylu klasycznej muzyki filmowej. Po dodaniu do smyczków gitary elektrycznej, tworzy się niesamowity efekt, zaciekawia... co będzie dalej? Końcówka intra to jakby triumfalny pochód, przechodzący w delikatne dźwięki, po to by gwałtownie i niespodziewanie zacząć jeden z najbardziej elektryzujących kawałków - "Push". Muszę powiedzieć, że ten utwór dosłownie rzucił mnie na kolana. Jest mocny, ostry - słychać charakterystyczne, szybkie Helloweenowe gitarki. Głos wokalisty (Andy Deris) zaskakuje. Jest on zupełnie inny niż Kiskego, ale naprawdę daje czadu. "Falling Higher" ma delikatny wstęp... i znowu mocno! Za**bisty riff na początek i klasyczny motyw hołdu muzyce metalowej w treści. Następnie "Hey Lord!". Znowu smyczkowo-gitarowe intro i mocne uderzenie... Może się trochę powtarzają, ale jak to brzmi! Na początek metalicznie zsyntezowany głos (dziwne wrażenie). Potem kawałek spuszcza trochę z tonu - ogólnie jest dość delikatny. Nie da się przy nim poszaleć, ale ma coś w sobie - świetny dla odprężenia. Przerwa. Wolno... spokojnie... teraz wchodzi mocna gitara... Niesamowity, mroczny "Don't Spit On My Mind". Coś dla miłośników cieni skradających się po ścianach. Wspaniałe.
Helloween chyba lubią spokojne wstępy. Śliczna gitarka na początek "Revelation"... potem dwie... uwaga rozgrzewają się i start! Jezusie, to jest cudowne! Czad! Piękny riff, prawie żywcem wyjęty z tradycji thrashu. Wokal jakby w zwolnionym tempie w stosunku do podkładu. Ciężki. Następny utwór przytłaczający atmosferą, mówiący o... znowu klasyczne tematyka - o czasie. "Time" jest pełen napięcia. Bardzo spokojny, ale nie pozwalający na uspokojenie się. Ponownie wracamy do szybkości. Kawałek wybrany na singiel promujący płytę od razu mocno wali, wokal jest świetny, zmysłowy. "I can" to mój ulubiony utwór z tej płyty (zaraz za nim jest "Push" i "Laudate Dominum"). "A Handful Of Pain" - w dalszym ciągu czad przeplatany delikatnym refrenem. Następnie - uwierzcie czy nie - kawałek w całości śpiewany po łacinie! "Laudate Dominum" - coś na kształt religijnej pieśni, przetworzonej na metal. Dla mnie bomba. Poza tym jest bardzo "wesolutki", świetna solówka w środku. "Back On The Ground" - wow, co za gitarka! Weikath czaduje w całym kawałku, z Derisem do spółki. "Midnight Sun" - co za szkoda... to już ostatni. Klimat podobny no poprzedniego, chaciaż gitara jeszcze cięższa. Czadowa solówka w intro. Kawałek mocno wpada w thrash (nie licząc wokalu, który jest typowo powerowy).
Niestety... to już koniec. Jedyne co w tej sytuacji można zrobić, to ustawić odtwarzacz na ciągłe odtwarzanie tej samej płyty i słuchać na okrągło.
Po "Helloween" i "Dark Ride", moja ulubiona plytka Helloweenu.
Btw - fajny maniak Helloweenu jak przegrywa plyty a nie kupuje... ;P
ja musiałem ja przesłuchać kilka razy aby uznać, że jednak nie będzie moją ulubioną.
A Better Than Raw do ulubionych należy. Nadal...